Wielkie udawanie

Wielkie udawanie

Takie czasy, że każdy coś udaje. Platforma idzie do wyborów samorządowych pod hasłem „Z dala od polityki”. Trochę to zabawne. Na afiszach kandydatów z jak najbardziej partyjnych list Platformy, opatrzonych logo tej partii, przy nazwisku kandydata dopisek: „Z dala od polityki”. Nie wiem, czy ktoś dobrze Platformie podpowiedział to hasło. Co ono mianowicie znaczy w kontekście partyjnego logo i nazwiska kandydata? Logiczną interpretacją tego hasła, zważywszy na jego kontekst, jest: „nie głosuj na Platformę i jej kandydata”, bo zarówno Platforma jako partia jest ex definitione polityczna, jak i kandydat z jej listy jest polityczny jako kandydat politycznej partii. Jeśli więc wyborca ma się zastosować do hasła i chcieć trzymać samorząd z dala od polityki, nie może głosować na politycznego kandydata politycznej z definicji partii. Wydawać tyle pieniędzy, by wyborców zniechęcić do głosowania na swoich kandydatów? To już chyba tylko polska partia polityczna potrafi. Tak jak Platforma udaje, że jej partyjne listy w wyborach samorządowych są „z dala od polityki”, tak większość mediów udaje, że informuje społeczeństwo i objawia mu prawdę, a w swym informowaniu i objawianiu zachowuje pełny obiektywizm. No to proszę mi wyjaśnić, jaki cel informacyjny realizuje np. Monika Olejnik zapraszająca do swego programu „smoleńską wdowę”, która ma wszelkie prawa, by być nieobiektywna, a nawet pleść zupełne głupstwa (co czyni z namaszczeniem), a przy okazji sugerować tysiącom telewidzów, że z tym śledztwem smoleńskim coś jest nie w porządku, ktoś (kto? Tusk z Putinem!) coś kręci, a przyczyny śmierci zmasakrowanych i rozkawałkowanych w wyniku katastrofy pasażerów fatalnego tupolewa 154 pozostają nadal nieznane, nie przeprowadzono bowiem im wszystkim sekcji, a ta jest rzekomo w takich warunkach konieczna. Gdyby wspomniany program Moniki Olejnik miał pełnić zadanie bardziej ambitne niż wysłuchiwanie żalów i fobii kobiety, która w wyniku katastrofy straciła męża, to można było czas antenowy wykorzystać zupełnie inaczej. Można było zaprosić do studia medyka sądowego, który był swego czasu odpowiedzialny za identyfikację zwłok z katastrofy lotniczej pod Zawoją lub przed lotniskiem na Okęciu. Niechby odpowiedział, jaki jest stan zwłok po takiej katastrofie, czy sekcja większości zwłok jest potrzebna, a nawet możliwa. Co radzi rodzinom, które domagają się ekshumacji. Może zrozumiałyby, a wraz z nimi telewidzowie, że gdy mamy do czynienia z wielonarządowym urazem połączonym z rozkawałkowaniem zwłok i zmiażdżeniem ich części, przyczyna śmierci jest oczywista, a dalsze jej dociekanie poprzez badanie stanu poszczególnych narządów wewnętrznych nie ma sensu, wystarczy zatem poprzestać na oględzinach zwłok i próbie ich skompletowania. Wszyscy: politycy i dziennikarze udają, że chcą wyeliminować agresję i nienawiść z języka debaty publicznej. Eliminują je w sposób jak najbardziej agresywny. Przypomina to wszystko znaną z lat minionych walkę o pokój: „O pokój będziemy walczyć, towarzysze, tak zaciekle, że nie pozostanie nawet kamień na kamieniu!”. SLD udaje, że szukać będzie kandydatur na sędziów do Trybunału Konstytucyjnego wśród osób zaproponowanych przez wszystkie środowiska prawnicze (m.in. Kolegium Dziekanów Wydziałów Prawa, Prezydium Komitetu Nauk Prawnych PAN), po czym (wespół z kilkunastoma posłami z innych klubów i kół, a także posłami niezależnymi) zgłasza przez nikogo nierekomendowanego kandydata i jedynie prosi członków Prezydium Komitetu Nauk Prawnych PAN o opinię, czy wybrał dobrą osobę. Na szczęście członkowie wspomnianego komitetu twierdzą, że tak, że wskazany kandydat jest dobry. Tak więc SLD (i ci, którzy go wsparli) i tak jest w tym względzie lepszy niż Platforma. Platforma bowiem nawet nie udaje, że zgłaszając swoich kandydatów do Trybunału Konstytucyjnego, słuchała jakichkolwiek opinii środowisk prawniczych. Marszałek Sejmu nie pofatygował się nawet, by odpowiedzieć na propozycje złożone mu jeszcze w czerwcu przez Prezydium Komitetu Nauk Prawnych PAN. Mając większość w Sejmie, Platforma ma patent na prawdę (w razie czego, zawsze może przegłosować, co jest prawdą, a co nie) i nie musi nikogo prosić o radę. Zgłasza więc, ku zdziwieniu środowiska prawniczego, kandydatów (poza jednym: prof. Tuleją!) znanych z bardzo konserwatywnych (nawet jak na platformiany standard) poglądów, w tym m.in. przeciwnika Karty praw podstawowych. Łatwo przewidzieć, co w tym składzie TK gotów będzie uznać za zgodne, a co za niezgodne z konstytucją. Co zadecydowało o zlekceważeniu propozycji środowisk prawniczych i wyborze takich, a nie innych kandydatów, nie wiadomo. Czy stoi za tym jakiś głębszy plan, czy może znów zadecydowały względy czysto towarzyskie? Pewien postęp zresztą i tak jest. Wszyscy kandydaci

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 45/2010

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki