WikiLeaks upokorzyły USA

WikiLeaks upokorzyły USA

Dyplomatyczne przecieki są dowodem na to, jak kruche jest bezpieczeństwo świata To polityczne trzęsienie ziemi. Szef włoskiego MSZ Franco Frattini mówił nawet o 11 września światowej dyplomacji. Portal internetowy WikiLeaks ujawnił 251.287 depesz i dyrektyw Departamentu Stanu, ambasad i konsulatów USA. Jest to największy taki przeciek w dziejach. Otto von Bismarck powiedział kiedyś: „Są dwie rzeczy, o których lepiej nie wiedzieć, jak są robione – to kiełbasa i polityka”. Stany Zjednoczone pozwoliły na odsłonięcie swej politycznej kuchni. Jak zwykle w takich przypadkach ukazał się niezbyt apetyczny widok. Supermocarstwo przeżywa bezprecedensowe upokorzenie. W Waszyngtonie mnożą się głosy, że sekretarz stanu Hillary Clinton powinna podać się do dymisji. Dyplomaci Stanów Zjednoczonych wyrażali się z bolesną dla innych szczerością, bo dokumenty nie były przecież przeznaczone do publikacji. Ich depesze wydają się aroganckie, często jednak lapidarnie i trafnie oddają stan rzeczy. Kanclerz Angela Merkel została scharakteryzowana jako teflonowa, mało kreatywna i nieskora do ryzyka. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy to cesarz bez szat, nadwrażliwy i skłonny do autorytaryzmu. Premier Włoch, Silvio Berlusconi – polityk nieskuteczny, nadęty i niekompetentny, który nie ma kiedy odpocząć po długich nocnych zabawach. Szef rządu Izraela Benjamin Netanjahu jest elegancki i czarujący, ale nigdy nie dotrzymuje obietnic. Premier Rosji Władimir Putin to samiec alfa, podejmujący wszystkie kluczowe decyzje. W porównaniu z nim prezydent Dmitrij Miedwiediew jest blady i niezdecydowany. Miedwiediew odgrywa przy Putinie taką rolę, jak Robin przy Batmanie. Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj ulega paranoi, najwyżsi afgańscy dygnitarze zaś tkwią w korupcyjnym bagnie. Wiele z opublikowanych informacji jest znanych od dawna. Podobne analizy, dotyczące sytuacji w Pakistanie, Afganistanie, Arabii Saudyjskiej, publikowaliśmy w „Przeglądzie”. Niektóre przecieki mają jednak wybuchowy charakter. Oto Hillary Clinton nakazała podwładnym prowadzenie działalności szpiegowskiej – zbieranie odcisków palców, zdjęć, DNA i skanów tęczówki przywódców państw afrykańskich, jak również numerów kart kredytowych, haseł, planów podróży lotniczych i innych prywatnych informacji na temat działających w siedzibie ONZ zagranicznych dyplomatów oraz pracowników Narodów Zjednoczonych, w tym sekretarza generalnego Ban Ki-moona. Po tych rewelacjach może utrwalić się przekonanie, że każdy dyplomata Stanów Zjednoczonych jest agentem CIA. Opublikowane dokumenty świadczą, jak bardzo niebezpieczny, pełen punktów zapalnych jest świat, jak wiele potencjalnych zagrożeń może przekształcić się w wojnę, także atomową Nad przepaścią stoi Pakistan, jedyne państwo muzułmańskie dysponujące bronią nuklearną, w którym armia oraz potężny wywiad ISI prowadzą własną politykę. Prezydent Asif Ali Zardari, którego żona Benazir Bhutto padła już ofiarą zamachu, boi się, że wojskowi dybią na jego życie. Politykom USA spędza sen z powiek wizja pakistańskich dżihadystów, którzy dostają w swe ręce radioaktywny oręż. „Naszą troską nie jest islamista, który kradnie całą broń, lecz raczej ktoś pracujący we władzach pakistańskich instalacji nuklearnych, kto stopniowo przemyci materiał wystarczający do skonstruowania takiej broni”, depeszowała do centrali ambasador Stanów Zjednoczonych w Islamabadzie, Anne Patterson. Służby wywiadowcze USA prowadziły nawet tajną i bezskuteczną operację zabrania materiału nuklearnego z pakistańskiego reaktora. Jak świadczą opublikowane depesze, tego samego obawiają się Rosjanie. Jurij Koroliew z moskiewskiego MSZ powiedział: „W pakistańskie programy atomowe i rakietowe zaangażowanych jest 120-130 tys. ludzi. Nie ma gwarancji, że wszyscy są lojalni i pewni”. Pakistan jest sojusznikiem USA w wojnie z terroryzmem, za co otrzymuje hojne subwencje. Ale, jak uważają amerykańscy dyplomaci, żadne pieniądze nie skłonią pakistańskich sił zbrojnych ani ISI, aby przestały wspierać afgańskich rebeliantów i talibów. Islamabad obawia się bowiem, że wpływy w Afganistanie zdobędą Indie, tradycyjny wróg Pakistanu. Między tymi nuklearnymi mocarstwami o mało nie doszło do wojny jesienią 2008 r., kiedy to pakistańscy terroryści z organizacji Lashkar-e-Toiba dokonali serii zamachów w Mumbaju (dawniej Bombaju). Indie mają plany zmasowanej inwazji na Pakistan pod kryptonimem „Cold Stream”. Ambasador USA w New Delhi, Tim Roemer, ostrzegł w lutym br., że realizacja tego planu może doprowadzić do pierwszego użycia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 49/2010

Kategorie: Świat