Andrzej Leżoń nazywany jest poetą pisma Jego kunszt i umiejętności znane są nie tylko w Polsce, ale także w największych artystycznych centrach świata jak Nowy Jork, Rzym, Berlin czy Londyn. Zdaniem krytyków, kaligrafie tworzone przez Andrzeja Leżonia – bo o nim mowa – wyróżniają się precyzją wykonania, fantazją i wręcz komputerową dokładnością. Chwilami aż trudno uwierzyć, że są dziełem ręki ludzkiej. Pisze swobodnie, lekko, jakby od niechcenia. Kryje się za tym jednak nie tylko wrodzony talent, ale także godziny ćwiczeń, mozolnych prób i poszukiwań. Z wyróżnień najbardziej ceni sobie przyznany mu przez Franciszka Starowieyskiego tytuł mistrza kaligrafii. – Opinie wybitnych artystów znaczą w sztuce więcej niż naukowych gremiów, za którymi często nie stoi autorytet wynikający z dokonań na polu sztuki. Bodaj najlepiej uchwycił to K.I. Gałczyński, mówiąc, że „krytyk wie, jak trzeba, ale sam nie może” – wyjaśnia Andrzej Leżoń. Urodził się w 1951 r. Jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. Wykładał filozofię, etykę i socjologię na Politechnice Radomskiej. Aktualnie jest pracownikiem uczelni prywatnych, gdzie wykłada projektowanie form artystycznych, praktykę i teorię reklamy, a także kaligrafię i liternictwo. Swoje prace wykonuje zwykle na papierze czerpanym, ozdobnym lub pergaminie. Jedna kartka kosztuje nawet kilkaset złotych. W niezbędne akcesoria najchętniej zaopatruje się w największym na świecie sklepie dla artystów, w nowojorskim Pearl na Manhattanie, gdzie na kilku piętrach można znaleźć wszystko, co artyście, także miłośnikowi kaligrafii, jest potrzebne. Tęsknota za naturalnością Chociaż wynalezienie druku zmniejszyło zapotrzebowanie na piękne pismo odręczne, Leżoń podkreśla, że zainteresowanie kaligrafią pozostało: – Na całym świecie powstają towarzystwa kaligraficzne, organizowane są warsztaty, powstają kultowe filmy o sztuce pisma. Specjalistów literników poszukują firmy tworzące programy graficzne, a także agencje reklamowe. Wszechobecny nadmiar słowa drukowanego wyzwala w nas potrzebę sięgania po wytwory ręcznie wykonane. Artysta twierdzi, że kaligrafia to sztuka niezwykle trudna, a najwyższy poziom osiągają nieliczni. – W pewnym sensie jest trudniejsza niż malarstwo. Tutaj każde potknięcie, zniekształcenie litery czy drżenie ręki są widoczne. W malarstwie bardziej liczy się ogólny wyraz dzieła i laikowi trudno zauważyć, że np. niektóre barwne plamy czy pociągnięcia pędzla mistrza nie są najlepsze. Kaligrafię natomiast można uprawiać na najwyższym poziomie lub wcale – tłumaczy Andrzej Leżoń. – Przejawem najwyższego kunsztu, mistrzostwa w dziedzinie kaligrafii jest umiejętność wykreślania precyzyjnych kształtów liter jednym pociągnięciem ręki. W miarę szybko, bez poprawek, retuszu i cyzelowania. Pieczęć konkretnej osoby Obok kompozycji artystycznych Leżoń wykonuje sporo rozmaitych prac z wykorzystaniem pisma odręcznego, projektów znaków firmowych, ozdobnych dyplomów, podziękowań, listów gratulacyjnych i dedykacji. Zamawiają je aktorzy, naukowcy, sportowcy, dziennikarze, biznesmeni, przyjaciele i znajomi. Wykonuje także prace dla firm, instytucji, uczelni oraz placówek kultury. Z kraju i z zagranicy. Traktuje je jako zabawę, trening i do pewnego stopnia zajęcie zarobkowe. Największą przyjemność sprawia mu jednak tworzenie nowych wzorów pisma i dorzucanie czegoś nowego do galaktyki czarujących znaków. Lubi „pisanki” nawiązujące do pochyłego pisma angielskiego. Ceni włoską cancellarescę i style jej pokrewne. Nieustannie pasjonuje go rzymska kapitała. Pismo doskonałe, dostojne i piękne. Leżoń przypisuje pismu ogromną moc i niemal magiczne znacznie. – Pismo niesie określone znaczenia. Może być eleganckie, milusie, swojskie, fantazyjne, przyjazne lub władcze i agresywne. Daje nieograniczone możliwości budowania nastroju czy kreowania pożądanego wizerunku przedmiotów, ludzi, zjawisk i produktów. Jest także pieczęcią konkretnej osoby. Dlatego proszę się nie martwić – reasumuje Andrzej Leżoń. – Dobra kaligrafia ma wielu amatorów dzisiaj i znajdzie ich także za 100 i 200 lat. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Tomasz Sygut