Brazylia: w przeludnionych fawelach koronawirus może oznaczać wyrok śmierci Uśmiech na twarzy, uściski z sympatykami i ochocze podawanie im dłoni – prezydent Jair Bolsonaro bagatelizuje koronawirusa, porównując go do przeziębienia. Mimo że pandemia zbiera w Brazylii coraz tragiczniejsze żniwo, nic nie wskazuje na to, aby prezydent zmienił zdanie. • W Ameryce Łacińskiej mówi się o nim wirus bogatych. SARS-CoV-2 został tu bowiem „przywieziony” albo przez turystów (to przypadek m.in. Kostaryki i Kolumbii), albo przez zamożnych mieszkańców, mających środki na dalsze podróże. Większość przypadków zarażenia dotyczyła osób, które wróciły z Azji lub Europy, bo właśnie w styczniu i lutym w krajach południowoamerykańskich trwają wakacje. Podobnie koronawirusa określa się w Brazylii, która była pierwszym państwem na kontynencie z potwierdzonym przypadkiem zarażenia. Stało się to 26 lutego, a zakażonym był 61-letni mieszkaniec stanu São Paulo, który wrócił z wyjazdu służbowego do Lombardii. W tym samym regionie pojawiła się pierwsza ofiara śmiertelna. 16 marca prasa poinformowała o 62-letnim mężczyźnie, który cierpiał na cukrzycę oraz nadciśnienie i zmarł po kilku dniach pobytu w szpitalu. Głośno zrobiło się także o drugiej ofierze śmiertelnej koronawirusa w Brazylii, 63-letniej pomocy domowej w luksusowej dzielnicy Leblon w Rio de Janeiro. Jej przypadek pokazuje skalę różnic społecznych. Kobieta zaraziła się od pracodawców – zamożnego małżeństwa, które wróciło z wakacji we Włoszech i mimo pozytywnych wyników testu na obecność patogenu nie poinformowało jej o zakażeniu. Później ustalono, że zatrudniona na czarno kobieta przepracowała bez ubezpieczenia zdrowotnego ponad 20 lat. Była jedną z 7 mln pomocy domowych w tym kraju, należała też do 38-milionowej rzeszy Brazylijczyków zatrudnionych bez umowy, a tym samym bez świadczeń, które zapewniałyby dostęp do leczenia. Zmarła była również jedną z wielu osób, którym dojazd do pracy zajmuje kilka godzin dziennie w zatłoczonym transporcie miejskim, a które mieszkają w ubogich, przeludnionych dzielnicach. W takich miejscach stosowanie się do zasad izolacji jest fikcją, a utrzymanie codziennej higieny niemożliwością, ze względu na problemy z dostępem do bieżącej wody. Mimo pozytywnych wskaźników rozwoju ekonomicznego Brazylia pozostaje jednym z wielu krajów globalnego Południa o wysokim odsetku osób żyjących poza systemem. Pandemia uwydatniła to, co jest problemem od dawna: niedofinansowanie ochrony zdrowia i ogromną skalę nierówności. Podwójny problem Sytuacja w tym 220-milionowym kraju wygląda coraz dramatyczniej. Szacuje się, że ok. 48% potwierdzonych przypadków zarażenia koronawirusem w całej Ameryce Południowej przypada właśnie na Brazylię, która trafiła do niechlubnej grupy najbardziej dotkniętych przez pandemię państw na świecie. Potwierdzono tu (dane z początku maja) ok. 116 tys. zarażeń, a codzienny przyrost wynosi ok. 3-4 tys. Niemal 8 tys. osób zmarło. Oficjalne liczby najpewniej odbiegają od rzeczywistości, bo dużej części zarażeń nie udaje się wychwycić. Według ostatnich statystyk w całym kraju przeprowadzono dotąd ok. 290 tys. testów, czyli w stosunku do populacji kilkakrotnie mniej niż w Chile, Urugwaju, Peru czy Kolumbii. W związku z alarmującymi wskaźnikami dotyczącymi pandemii gubernatorzy 27 stanów, m.in. Rio de Janeiro, São Paulo, Rio Grande do Sul i Santa Catarina, zastosowali się do zaleceń wydanych w połowie marca przez ministra zdrowia Luiza Mandettę i nadal podtrzymują większość restrykcji, ale niektóre planują znieść w połowie lub pod koniec maja. To m.in. obowiązek domowej kwarantanny, tymczasowe zamknięcie przedszkoli, szkół i uczelni, odwołanie masowych imprez oraz ograniczenie funkcjonowania miejsc publicznych, takich jak galerie handlowe, kina, kluby czy restauracje. Wiele firm skierowało pracowników do pracy zdalnej, a lokalne linie lotnicze zmniejszyły liczbę lotów o połowę. Prezydent do tematu pandemii podchodzi jednak beztrosko, negując wagę problemu. Koronawirusa SARS-CoV-2 Jair Bolsonaro porównuje do wirusa grypy, używając określenia grypka (gripezinha). W kwietniu zdymisjonował też ministra Mandettę, zarzucając mu, że proponowane obostrzenia są przesadzone. Nie bacząc na opinie ekspertów i epidemiologów, 65-letni prezydent ochoczo bierze udział w protestach przeciw kwarantannom, nawołując do „powrotu do normalności”. Podaje dłoń sympatykom, robi sobie z nimi selfie i nie widzi problemu w serdecznych uściskach z obywatelami. W orędziu z końca marca zakpił z histerii, jaką jego zdaniem wywołała Światowa Organizacja Zdrowia, i ironizował na temat jej zaleceń: „Wirus przyszedł, jest