Kryzys gospodarczy jednak nas nie minie. Na Zachodzie zaczął się wcześniej, ale u nas może potrwać dłużej W 2009 r. będzie u nas gorzej, choć nie tragicznie. Na pewno jednak światowa zadyszka gospodarcza odbije się także na Polsce – taki jest najkrótszy wniosek, wynikający z przewidywań co do ukształtowania się podstawowych wskaźników ekonomicznych w rozpoczynającym się roku. Nadzieje niektórych ekonomistów, że uda się zachować w naszym kraju wysokie tempo wzrostu mimo coraz wolniejszych obrotów w Europie Zachodniej i Ameryce, trzeba więc włożyć między bajki. Ale tak naprawdę przyszłość jest dużą niewiadomą. Dość powiedzieć np., że obecne prognozy tempa wzrostu produktu krajowego brutto w Polsce wahają się między 3,8 a – tylko – 1,5%. Mowa oczywiście o prognozach w miarę obiektywnych, opartych na rzetelnych podstawach i formułowanych przez specjalistów z prawdziwego zdarzenia, bo są przecież i oceny \”niezależnych ekspertów\” z banku Paribas, straszące, że wzrost PKB w naszym kraju wyniesie zaledwie 0,4%. Ciemniejszy odcień przyszłości Generalnie jednak, po bolesnym rozczarowaniu 2008 r., który radykalnie zweryfikował niemal wszystkie przewidywania, ludzie znający się na gospodarce są dość ostrożni, by nie powiedzieć pesymistyczni, w wypowiadaniu się na temat perspektyw stojących przed Polską. I niezbyt chętnie formułują prognozy poparte konkretnymi liczbami i wskaźnikami. Tym cenniejsze jest więc, że zdecydowała się na to większość uczestników naszej sondy (choć są między nimi różnice, choćby w ocenie perspektyw kredytowych). Średnią matematyczną wyciągniętą z ich przewidywań prezentujemy w tabelce. Z tych wskaźników wynika, że przyszłość rysuje się w ciemniejszych barwach. Spadek popytu w kraju i za granicą na produkty naszych firm spowoduje wolniejsze tempo rozwoju gospodarczego. Słabszy rozwój gospodarczy oznacza, iż przedsiębiorcy zwolnią większą liczbę pracowników, a zatrudnionym trudniej będzie uzyskiwać wyższe płace. Życie, finansowo, stanie się po prostu cięższe, zaczniemy ograniczać wydatki własnych gospodarstw domowych (co dotyczyć będzie też całego polskiego gospodarstwa), wzrosną nasze kłopoty z kredytami i rozmaitymi stałymi płatnościami. To właściwie już nie są przewidywania, lecz fakty – GUS podał, że w listopadzie 2008 r. sprzedaż detaliczna spadła o 9% w porównaniu z październikiem 2008 r., co oznacza największe załamanie sprzedaży w całym 2008 r. Kondycja naszych gospodarstw zaczyna więc generalnie się pogarszać. Bezrobocie w listopadzie 2008 r. jeszcze było mniejsze niż w listopadzie 2007 r., ale właśnie w przedostatnim miesiącu roku doszło do zahamowania korzystnej tendencji – oto po raz pierwszy od trzech lat stopa bezrobocia wzrosła (z 8,8% w październiku do 9,1% w listopadzie). Wolniejszy przyrost płac i słabnący popyt spowoduje spadek inflacji – choć w tym przypadku trudno uznać to za zjawisko pozytywne. Wolniej rosnąć będą także dochody państwa, co sprawi, że trudniejsze stanie się utrzymanie w ryzach długu publicznego i mogą nastąpić cięcia w niektórych wydatkach socjalnych. Dług publiczny, czyli skumulowane w kolejnych latach zadłużenie wszystkich podmiotów skarbu państwa, może doprowadzić kraj nawet na granicę bankructwa, czego przykłady widzieliśmy w Argentynie czy Islandii. Państwo nie ma wtedy pieniędzy na regulowanie swych zobowiązań, co oznacza konieczność radykalnego ograniczenia wydatków publicznych z wszystkimi tego konsekwencjami. Nam jeszcze na szczęście do tego daleko, ale obsługa rosnącego zadłużenia oznacza coraz większy ciężar dla naszego trzeszczącego budżetu. Nie skończy się po roku Większość prognoz zakłada, że w Europie Zachodniej i USA rok 2009 będzie czasem prawdziwej recesji – PKB spadnie tam o 1,5-2%. Załamanie u naszych najważniejszych partnerów musi oznaczać spowolnienie tempa wzrostu i u nas. Pytanie, jak głębokie i na jak długo. Nasza gospodarka jest silnie uzależniona od finansowania z zewnątrz, banki są zaś w rękach zachodnich właścicieli, co oznacza, że potrzeby krajowych przedsiębiorstw niekoniecznie będą na pierwszym planie. Polskie firmy są ponadto zdecydowanie mniej innowacyjne od amerykańskich czy zachodnioeuropejskich, jesteśmy tylko wykonawcami, nie powstają u nas wyrafinowane technologie, przyszłościowe produkty ani nowe, nieznane dotychczas usługi. Taka gospodarka, niestety, trudniej i dłużej będzie wygrzebywać się z kryzysu. Może się więc okazać, że w kryzysowym 2010 r. będziemy z żalem wspominać dobry – choć przecież znacznie gorszy od tego, który właśnie minął – rok 2009. Jakie będą podstawowe wskaźniki gospodarcze na koniec 2009 roku? Zbigniew Chlebowski, poseł PO