Witkacy autentycznie sfałszowany?

Witkacy autentycznie sfałszowany?

Prasa pisze: obraz Witkacego jest fałszywy, ale profesor historii sztuki zaręcza swym autorytetem, że prawdziwy Odsłona pierwsza – pogrzeb W kwestii fałszywości Witkacego panuje u nas pełna hipokryzja. Zwłaszcza po pamiętnym pogrzebie wielkiego artysty w 1988 r., kiedy to zamiast jego kości w grobie matki na zakopiańskim Pęksowym Brzyzku złożono szczątki młodej kobiety. Przewiezienie z Ukrainy do Polski i pochówek szczątków filozofa, malarza i dramaturga odbyły się z zachowaniem wszelkich ceremoniałów państwowych, religijnych i dyplomatycznych. Chodziło przecież o artystę symbol, dla którego Polska skończyła się 17 września 1939 r., a ta data ma znaczenie mityczne. Fakt, że Witkacy w tym dniu wraz ze swoją kochanką zażyli razem sporo środków nasennych i podcięli sobie żyły, znany jest z opowieści Czesławy Oknińskiej, która jednak tę próbę samobójczą przeżyła. Z jej relacji wiadomo też, że Stanisława Ignacego pochowano na wiejskim cmentarzu, ale tak wyszło, że z jego ukraińskiego grobu w wiosce Jeziory na Polesiu przewieziono do Polski kości jakiejś młodej miejscowej kobiety. Ponoć urzędnik Ministerstwa Kultury kazał wtedy kuzynowi Witkacego, Maciejowi Witkiewiczowi, potwierdzić, że chowają wuja, a ten ów fałsz podpisał. Ergo – całkiem niedawno reżyser i scenarzysta Jacek Koprowicz powiedział na łamach „Gazety Wyborczej”, że Witkacy przeżył wojnę, okupację i ukrywał się. Któż bowiem odebrał od protetyka jego sztuczną szczękę oddaną wcześniej do naprawy, któż wysyłał pocztówki do znajomych? Zapewne Witkacy do ostatnich swych dni malował, co z kolei znalazło wyraz w artykule dr Anny Żakowicz „A Witkacy wciąż maluje…”. Co malował? Odsłona druga – fatalny obraz Osoby dramatu:Profesor Uniwersytetu Warszawskiego Anna Sieradzka, kierownik Zakładu Historii Sztuki Nowoczesnej. Zajmuje się głównie zagadnieniami sztuki polskiej końca XIX i pierwszej połowy XX w., szczególnie secesji i art déco, oraz rzemiosłem artystycznym i kostiumologią, zwłaszcza w kontekście związków sztuki i mody. Jest przewodniczącą Klubu Kostiumologii i Tkaniny Artystycznej przy oddziale warszawskim Stowarzyszenia Historyków Sztuki, członkiem rady redakcyjnej czasopisma „Spotkania z Zabytkami”, przewodniczącą Komisji Kwalifikacyjnej w warszawskim Cechu Rzemieślników Artystów. Jest też autorką licznych publikacji. Mąż prof. Anny Sieradzkiej, Wojciech, z wykształcenia archeolog, przez kilkadziesiąt lat pracował jako rzeczoznawca, m.in. w komisji zakupów Muzeum Narodowego, Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, Muzeum Wojska Polskiego, Muzeum Drukarstwa, Muzeum Niepodległości, nawet Muzeum Sejmowego. Jest też biegłym sądowym w zakresie starych druków, grafiki i fotografii. Jak sam twierdzi, był również nauczycielem akademickim, a jednym z jego typowych zajęć było zlecanie studentom wyszukiwania falsyfikatów w katalogach domów aukcyjnych. Uczestniczył też czynnie jako rzeczoznawca w powstawaniu prywatnego rynku dzieł sztuki. Tępił wszelkie próby wprowadzania podróbek do obiegu. Państwo Sieradzcy mają się za osoby, które przez lata nie ukrywały poglądów na temat pojawiających się tu i ówdzie falsyfikatów, a także nierzetelnych opinii eksperckich uwiarygodniających artystyczne podróbki. – Jest tylko kwestią, czy w największej kolekcji portretów Witkacego w Muzeum Miejskim w Słupsku 50 czy 70% obrazów to falsyfikaty – wspomina dawne środowiskowe ploteczki Wojciech Sieradzki. W takich poglądach m.in. widzą przyczynę obecnych swoich kłopotów. Karą za rzetelność zawodową ma być zła opinia w środowisku historyków sztuki i utrącenie nominacji Anny Sieradzkiej na profesora belwederskiego. A jak do tego doszło? Pewnego listopadowego poranka 2008 r. do bielańskiego mieszkania państwa Sieradzkich przybyło „komando” policji z prokuratorskim nakazem przeszukania i zabrania obrazu Witkacego pt. „Portret Teofila Trzcińskiego”, twierdząc, że jest to falsyfikat, opinia zaś o jego autentyczności też jest zapewne fałszywa, zwłaszcza że widnieje na niej podpis pani profesor. „Jest mało prawdopodobne, by osoba o tak wysokiej specjalizacji jak prof. Sieradzka mogła wydać opinię poświadczającą autentyczność obrazu”, napisał w protokole funkcjonariusz policji specjalizujący się w fałszerstwach dzieł sztuki. Pani profesor obraz oczywiście wydała, ale jednocześnie wyjaśniła, że opinia o dziele wcale nie jest sfałszowana, bo ona taką rzeczywiście napisała. Policja jednak wiedziała swoje i dowód przestępstwa zabrała, a małżeństwo zostało przesłuchane na intencję wprowadzania do obrotu falsyfikatów. Zaraz po tej interwencji na stronie internetowej www.policja.pl ukazał się artykuł piętnujący nie tyle malarza, ile osobę pani profesor,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 33/2009

Kategorie: Kultura