„Czy trudnił się pan prostytucją, czy uczestniczył w ludobójstwie?” – to pytania z ambasady USA Nagłośnione w ostatnio w prasie przypadki zatrzymań obywateli polskich przez amerykańskie służby imigracyjne odbiły się szerokim echem. Pojawiają się wciąż nowe aspekty tej sprawy. Okazuje się, że problemów jest wiele. – Amerykanie są bardzo wymagający i przestrzegają własnych przepisów. Te zaś mówią, że wiza turystyczna upoważnia do wyjazdów w celach turystycznych, a w żadnym wypadku nie do podejmowania pracy. Nie może być też pomostem do imigracji. Faktycznie, wielu Polaków, ubiegających się o wizę chce w USA pracować bądź połączyć się z przebywającą za oceanem rodziną – mówi właściciel biura podróży z Warszawy. Jego zdaniem, stąd biorą się deportacje i zatrzymania. – Uważam, że są to uzasadnione przypadki. Jeśli ktoś nie wie, dokąd dokładnie jedzie, nie zna adresu ciotki, u której rzekomo ma się zatrzymać, to nic dziwnego, że budzi podejrzenia. Nie upoważnia to oczywiście amerykańskich służby granicznych do traktowania wszystkich Polaków tak samo, poniżania, zakuwania w kajdanki czy zamykania w areszcie. Tak jak w Kolumbii Kłopoty zaczynają się znacznie wcześniej, jeszcze w Polsce, a dokładnie w ambasadzie amerykańskiej. – To tutaj można odczuć nieprzyjazny stosunek Amerykanów. Czas oczekiwania na wizę, procedura i wypełnianie formalności, a wreszcie rozmowa z konsulem nie wystawiają Amerykanom dobrej noty – podkreśla przedstawicielka biura podróży. Na wizę w ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Warszawie można czekać nawet miesiąc, w sezonie letnim jeszcze dłużej, co stawia tę placówkę na szarym końcu amerykańskich konsulatów na świecie. To konstatacja nie tylko oczekujących na upragniony dokument. Tak twierdzi również rządowe Biuro Generalne ds. Rachunków (GAO). Z badań przeprowadzonych przez tę agendę wynika, że na wizę amerykańską dłużej niż w Warszawie czeka się tylko w kolumbijskiej Bogocie. Departament Stanu nie narzuca konsulatom maksymalnego czasu podjęcia decyzji o przyznaniu lub odrzuceniu prośby o wizę. Niejednokrotnie jednak amerykańscy urzędnicy podkreślali, że cały proces od złożenia podania do decyzji o wydaniu wizy lub odrzuceniu prośby powinien trwać nie dłużej niż siedem dni roboczych. Niewielkim więc pocieszeniem dla składających podania Polaków będzie fakt, iż Kolumbijczycy czekają jeszcze dłużej. O wizę można się starać w Krakowie lub Warszawie. Wcześniej trzeba zadzwonić pod numer płatnej infolinii, wypełnić formularz wizowy, zapłacić 400 zł i zgłosić się w wyznaczonym dniu na rozmowę. Zasada jest tak naprawdę jedna. W ciągu kilku minut – podobno tyle dostają jedynie szczęściarze – musimy przekonać konsula, że nie zostaniemy w USA dłużej i przede wszystkim, że nie będziemy tam pracować. Dlatego najlepiej, jak starający się o wizę ma w Polsce rodzinę, dobrą pracę oraz inne związki, które powstrzymają go przed pozostaniem w USA. Już telefoniczna informacja, a w zasadzie jej koszt uświadamia, że wyjazd do Stanów to droga sprawa. Za minutę połączenia, w trakcie którego dowiemy się, jak uzyskać wizę i umówić się na rozmowę kwalifikacyjną, trzeba zapłacić 4,88 zł (brutto). Aby dowiedzieć się, jakie dokumenty przygotować, trzeba spędzić przy słuchawce co najmniej kilka minut. Wcześniej informacji udzielał automat. Podobno zmieniono to na życzenie klientów. – Infolinia jest płatna, więc rozmowy przeciąga się maksymalnie. Nie wiem, dlaczego ambasada zdecydowała się na usługę typu 0-701, która, jak wiadomo, jest droga. Korzystniejsze dla klientów byłyby np. numery 0-800 (płaci za niego instytucja użytkująca) albo 0-801 (płacą i klient, i instytucja) – zastanawia się Marcin z Radomia. W biurze prasowym ambasady powiedziano nam, że wybrano najtańszą z możliwych usług. Tłumaczono też, że osoba, która chce wyjechać do USA, musi się liczyć ze znacznie większymi wydatkami – na bilet i sam pobyt. W porównaniu z tym cena kilkuminutowej rozmowy nie powinna odstraszać. Trudne do wytłumaczenia są natomiast procedura i zbyt daleko idące, wręcz śmieszne dociekanie ze strony konsulatu. „Czy trudnił/a się pan/i stręczycielstwem lub prostytucją, czy chce pan/i wyjechać do Stanów Zjednoczonych, żeby prowadzić działalność wywrotową, terrorystyczną, czy kiedykolwiek uczestniczył/a pan/i w prześladowaniach prowadzonych przez nazistowski rząd Niemiec lub czy kiedykolwiek uczestniczył/a pan/i w ludobójstwie”. To tylko nieliczne pytania, na które musimy odpowiedzieć w formularzu. Zadaje je też konsul. – Pytano mnie, dlaczego rozwiodłam się z mężem. To dociekanie dotyka moich spraw osobistych, o których nie chcę
Tagi:
Kamil Wolski