Lech Kaczyński nie mógł zaprosić Kacawa do Polski, bo paszport głowy żydowskiego państwa zdeponowany jest w prokuraturze Korespondencja z Jerozolimy Po powrocie z Jerozolimy do Polski prezydent Lech Kaczyński powinien poprosić swojego spowiednika o rozgrzeszenie za podanie ręki prezydentowi Izraela, Moszemu Kacawowi, bohaterowi żenujących afer seksualnych, stanowiących przedmiot drobiazgowego śledztwa izraelskiej policji. Prorządowe polskie media oceniają wizytę prezydenta jako udaną, kierując się najpewniej wycinkami z hebrajskich gazet. Także przede mną leży gazeta „Yediot Achronot” z 12 września br. Na drugiej i trzeciej stronie, na czołowej rozkładówce widnieje olbrzymie zdjęcie prezydenta Kaczyńskiego w towarzystwie premiera Olmerta. Można by sądzić, że gazeta podkreśla ważność wizyty prezydenta Polski i odnosi się w komentarzu redakcyjnym do składanych przezeń przyjacielskich deklaracji i pomysłów, w rodzaju wspólnego z Izraelem przedstawienia do pokojowej Nagrody Nobla kandydatury polskiej Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, pani Ireny Sendler. Nic podobnego! Jest to achiza ejnaim (czyli oszukanie oczu): hebrajskie teksty i olbrzymie tytuły okalające fotografię prezydenta Kaczyńskiego stojącego obok premiera Izraela nawet nie wspominają o obecności polskiego gościa! Traktują o wydarzeniach na chwiejącym się, najwyższym szczeblu państwowym. I tylko małe, białe literki w dolnym lewym rogu fotografii wyjaśniają, że na zdjęciu figuruje prezydent Polski, Lech Kaczyński, „który zaproponował zwiększenie polskiego kontyngentu w Libanie”. Dobre i to, ponieważ prezydent Polski ma za sobą fatalne doświadczenie z izraelską prasą. Kiedy będąc jeszcze prezydentem Warszawy, wizytował Jerozolimę, gazeta „Jerusalem Post” przeprowadziła z nim rozmowę, wysłuchała prożydowskich i proizraelskich deklaracji dostojnego gościa, po czym 4 marca 2005 r. opublikowała tekst wywiadu, opatrzony przez pomyłkę fotografią innego Kaczyńskiego, polskiego przestępcy, schwytanego w USA na podkładaniu bomb w miejscach publicznych. Prezydent RP, Lech Kaczyński, nie został zapewne poinformowany przed podróżą do Jerozolimy, że hebrajski miesiąc alul nie nadaje się na składanie wizyt. To o miesiącu alul – ostatnim miesiącu kalendarzowym żydowskiego roku – napisał poeta Szmuel Anagid pamiętne słowa: met aw we met alul we met humam (umarły ostatnie, gorące miesiące lata). Do składania tutaj wizyt przeznaczone są raczej okolice święta Szwuot – przypadające w miesiącu siwan. Wizyta prezydenta Kaczyńskiego była niewskazana także dlatego, że tegoroczny miesiąc alul obfitował w wydarzenia kompromitujące gospodarzy. Prezydent Izraela, mający podejmować prezydenta Kaczyńskiego zgodnie z protokołem dyplomatycznym, znajduje się pod pręgierzem oskarżeń o imanie się molestacji seksualnych i gwałtów, a premier Izraela, Ehud Olmert, z trudem odpiera ataki przeciwników politycznych, żądających od niego podania się do dymisji. Wygląda na to, że zaproszenie prezydenta Kaczyńskiego do złożenia wizyty w Jerozolimie wbrew wstydliwym okolicznościom, potrzebne było izraelskim notablom do pokazania opinii publicznej, że obaj funkcjonują bez zakłóceń mimo przejściowych burz i kłopotów. Ale właśnie podczas wizyty głowy polskiego państwa wyszło na jaw, że problemy piętrzące się przed prezydentem Kacawem i premierem Olmertem nie są bynajmniej przejściowe. Do sekretarki „A”, oskarżającej prezydenta Izraela o przymuszanie do współżycia płciowego pod groźbą usunięcia z posady, dołączyło sześć jego poprzednich współpracownic wysuwających podobne zarzuty. Ponadto prezydent Kacaw jest posądzany o ciągnięcie korzyści finansowych i politycznych z tytułu udzielania amnestii, tudzież o podsłuchiwanie rozmów telefonicznych, prowadzonych przez pracowników Domu Prezydenta. Jedynie funkcja prezydenta państwa umożliwia Kacawowi odpowiadanie z wolnej stopy. Gdyby prezydent Izraela był przeciętnym Izraelczykiem, doprowadzany byłby na przesłuchania z miejsca odosobnienia. Wczesnym rankiem, nazajutrz po kolacji spożytej przez Lecha Kaczyńskiego z małżonką w towarzystwie prezydenta Kacawa i jego żony Gili, do Domu Prezydenta w Jerozolimie po raz piąty wkroczyli oficerowie śledczy izraelskiej policji w celu kolejnego przesłuchania prezydenta Izraela, starającego się odeprzeć stawiane mu zarzuty. „Bezsensowne, kłamliwe oskarżenia wysuwane pod moim adresem są wynikiem przestępczej zmowy”, głosi oświadczenie złożone przez prezydenta Kacawa na użytek mediów. Przecieki z Domu Prezydenta sygnalizują, że prezydent Kacaw podejrzewa ministra Szimona Peresa o podłożenie mu świni w postaci uruchomienia sekretarek, bo Peres życzy sobie jakoby prezydentury przed 85. wiosną życia. Kto chce, niech wierzy. Także problemy premiera Olmerta poczęły się komplikować i piętrzyć podczas wizyty prezydenta Polski. Do oskarżeń
Tagi:
Edward Etler