W historii pisanej przez Radio Maryja i PiS klęski stają się zwycięstwami, sojusznicy zdrajcami, a bohaterowie tchórzami Piszę to z przekonaniem o potrzebie dobrego sąsiedztwa oraz współpracy między ludźmi wierzącymi w pomoc Opatrzności a tymi, co śpiewają „i z własnej woli sam się zbaw”. Społeczeństwo polskie potrzebuje naukowej diagnozy swego położenia. Ale taka może powstać przy aktywnym udziale tysięcy obywateli niezdominowanych przez szarlatanów, którzy codziennie recytują, że znów „byczo jest”, bo przez lata transformacji kraj idzie od sukcesu do sukcesu. A przecież zwykli ludzie codziennie doświadczają materialnej pauperyzacji, nieoczekiwanego powrotu „przymusu ekonomicznego”. Ludzi dręczy chroniczne bezrobocie, zagrożenie utratą pracy, upadek kilku tradycyjnie silnych gałęzi przemysłu. Ludzie lękają się pułapki tkwiącej w protezowaniu swych przychodów zaciąganiem kredytów. Pogłębia się schizofrenia w ocenach położenia kraju, pewności czy niepewności własnych losów. Wolno nam, jesteśmy do tego nawet zachęcani, aby pożerać się nawzajem. Trwa podsycana i coraz bardziej zawzięta walka każdego z każdym. Słabnie nasz instynkt samozachowawczy. Stłumiono zdolność myślenia w kategoriach interesu państwa. Zachęca się do aroganckich ocen tych, co rządzili wczoraj, i apologetycznych wobec tych, co rządzą obecnie. W jednym i drugim przypadku nie wymaga się respektu dla kryterium prawdy. W wyborach, które poprzedzają i kończą igrzyska, nie decydujemy o programach rozwoju gospodarczego, bo ich nie ma. Nie oceniamy, jak działają sojusze międzynarodowe. Nie kreujemy nowych postaw obywatelskich. Wspieramy coraz bardziej jałowiejącą krytykę. Wciągnięto nas w demagogiczne zakłamywanie historii. Po wyborach patrzymy z powracającym przerażeniem, jak kolejny Sejm przemienia się w prowincjonalny sejmik szlachecki. Jak nigdy dotąd potrzebujemy rzeczowej odpowiedzi na pytanie: „skąd i dokąd idziemy?”. Oczy całego społeczeństwa zwracają się w stronę inteligencji. Najpierw dwie przesłanki do odpowiedzi na pytanie, skąd idziemy. (…) II WOJNA ŚWIATOWA nie była jedną z wojen, lecz straszliwym wysiłkiem niezbędnym, by zapobiec zmowie faszyzmu i militaryzmu dokonanej dla odtworzenia państw niewolniczych, zdolnych do zdławienia siłą wszelkich form demokracji. Kto w warunkach wychodzenia z wojny poparł reformę stosunków społecznych i angażował się w realizację czterech celów narodowych: odbudowa miast i rozwój gospodarczy; integracja społeczeństwa w nowych granicach kraju; reforma rolna i demokratyzacja oświaty, kultury i ochrony zdrowia; rozdział Kościoła od państwa z zachowaniem ich kompetencji i praw – powtórzmy: każdy, kto poparł ten program – był patriotą. A każdy, kto zachował się jak premier rządu londyńskiego, który oświadczył w grudniu 1944 r.: „Nie chcemy Wrocławia ani Szczecina” – był nowym targowiczaninem. Drugą przesłankę do odpowiedzi sformułuję, powtarzając ocenę PRL (…). Czy PRL była hybrydą administrowaną przez narzuconą „strefę wpływów”, czy też była pełnoprawnym podmiotem stosunków międzynarodowych, a więc państwem normalnym, chociaż ograniczonym w suwerenności przez realia zimnej wojny, na której powstanie nie miała żadnego wpływu? Państwo było normalne, chociaż rozwijało się w nienormalnych warunkach międzynarodowych. Obie przedstawione tu przesłanki są konsekwentnie odrzucane przez obie prawicowe partie. Proklamowana przez PiS, a tolerowana i niekwestionowana przez PO „nowa polityka historyczna” nie odwołuje się do filozofii historii, nie nawiązuje do żadnej ze szkół historycznych. PiS, LPR i Radio Maryja oraz jego protektorzy zmierzają do gruntownego przenicowania historii Polski. Macherzy od prawdziwej historii chcą narzucić młodemu pokoleniu swoją opowieść nie o tym, jak toczyła się historia kraju, lecz jak według nich powinna się była toczyć. Dla nich nie historia jest nauczycielką życia, ale ich życiowe interesy pouczają historię. Kiedy popełniała błędy, kto zawinił, a kto zdradził? W tak przenicowanej historii klęski stają się zwycięstwami, sojusznicy zdrajcami, a bohaterowie tchórzami. Przypomnę dwa przykłady. Powstanie warszawskie zostało z pedantyczną dokładnością oddzielone od ruin i krwi. Nie mówi się o 200 tys. ofiar cywilnych i 17 tys. poległych powstańców. W odbudowanym mieście organizuje się inscenizacje, które pod pretekstem, że opowiadają prawdziwą historię, są jej rzeczywistym zakłamaniem. W „poprawionym” obrazie historii brak uczciwego, czyli obiektywnego, przedstawienia emigracji. Jej nowy obraz koncentruje uwagę na środowisku londyńskim i na Radiu Wolna Europa. Marginalizuje się opis i znaczenie ośrodka paryskiego z takim zapałem, że pozostaje tylko czekać, że takie
Tagi:
Władysław Loranc