Iwona Hartwich po raz kolejny podrywa niepełnosprawnych i ich rodziny do protestu Mija prawie rok od momentu, kiedy niepełnosprawni i ich rodzice zawiesili 40-dniowy protest i opuścili Sejm. Warszawiacy czekali na nich na Wiejskiej przed szlabanami z kwiatami i uściskami, a Jurek Owsiak napisał na Facebooku: „Cześć i chwała bohaterom!”. Cztery dni przed pierwszą rocznicą protestu, 23 maja, odbędzie się w Warszawie protest osób niepełnosprawnych. Przed terminem, by nie zniknął w powyborczej ekscytacji. A także dlatego, by przypomnieć wyborcom, zanim wrzucą swoje głosy do urn, że rządzący nie dotrzymują obietnic. Iwona Hartwich, jedna z liderek ubiegłorocznej okupacji sejmowego korytarza, twierdzi, że protestujący zostali oszukani przez rząd. Pod Pałacem Prezydenckim uczestnicy protestu odczytają list do prezydenta, potem pieszo i na wózkach przemieszczą się 5 km pod Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, by ogłosić list do premiera, a na koniec przejdą pod Sejm, do którego okupujący jeszcze przez rok nie mają wstępu. Tam odczytają list do marszałka Sejmu. Iwona Hartwich liczy na to, że w tegorocznym proteście weźmie udział wiele osób, bo przecież ten ubiegłoroczny popierało 80% społeczeństwa. Z Grudziądza przyjedzie np. 100 rodziców z dziećmi, z Bydgoszczy – 60. Wierzy, że wesprą ich także ludzie, którzy nie mają wśród najbliższych osób niepełnosprawnych. Bo przecież każdy może nieoczekiwanie stać się matką, ojcem, babcią, dziadkiem, ciotką, wujkiem, bratem czy siostrą niepełnosprawnego. Coś w nich pękło Od pamiętnych czerwcowych wyborów minęło już 20 lat, a pierwsze niepełnosprawne dzieci urodzone w demokratycznym kraju stały się pełnoletnie. Rodzice uświadomili sobie, że nie ma żadnej nadziei, by państwo wspomogło ich chore dzieci, stwarzając godne warunki finansowe. Po raz pierwszy rodzice dzieci niepełnosprawnych pojawili się z postulatami u premiera we wrześniu 2009 r. Donald Tusk, bo on wówczas pełnił ten urząd, przyjął postulaty. Ale życie niepełnosprawnych się nie zmieniło. Protestujący przyjeżdżali w kolejnych latach z petycjami do premiera i do Sejmu. Aż w końcu coś w nich pękło. Uznali, że od lat władza ich zwodzi i obiecuje stworzenie specjalnego programu opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi, ale nic z tego nie wynika. I coś z tym trzeba zrobić. 19 marca 2014 r. grupa ok. 30 osób, rodziców z niepełnosprawnymi dziećmi, została zaproszona do Sejmu przez parlamentarny klub Solidarnej Polski. Na konferencji prasowej zaproszeni poinformowali, że domagają się podwyższenia świadczeń dla niepełnosprawnych i opiekunów, a także by opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem była traktowana jako zawód. Zdecydowali, że ok. 20 osób nie opuści Sejmu po konferencji, ale będzie poprzez swoją fizyczną obecność naciskać na rządzących, by zajęli się w końcu ich sprawą. Nie byli przygotowani na taki obrót sprawy, nie mieli ani zapasów jedzenia, ani rzeczy osobistych na zmianę. Mimo to deklarowali, że pozostaną w Sejmie trzy-cztery dni. Ostatecznie sejmowy protest trwał 17 dni. Po tym czasie został zawieszony. Stało się to w dniu, kiedy Sejm, przy jednym głosie sprzeciwu i dwóch wstrzymujących się, zdecydował, że rodzice niepełnosprawnych dzieci dostaną wyższe świadczenie pielęgnacyjne. W momencie podejmowania protestu wynosiło ono 620 zł netto miesięcznie plus 200 zł ze specjalnego programu rządowego, który miał obowiązywać do końca 2014 r. W wyniku nowo przyjętej ustawy świadczenie pielęgnacyjne od maja do końca roku miało wynosić 1 tys. zł netto miesięcznie, w 2015 r. – 1,2 tys. zł netto miesięcznie, a w 2016 r. – 1,3 tys. zł netto miesięcznie. Donald Tusk obiecał wtedy, że osoby opiekujące się dzieckiem z niepełnosprawnością za pięć lat, czyli w 2019 r., będą otrzymywać świadczenie w maksymalnej wysokości równej płacy minimalnej. I tak się stało. Poza tym protestujący załatwili dwie ważne sprawy: po pierwsze, subwencja idzie za niepełnosprawnym uczniem do szkół, po drugie, kiedy dziecko umrze, opiekujący się nim rodzic nie zostaje nagle bez złotówki dochodu, ale przez pół roku otrzymuje zasiłek dla bezrobotnych (walczyli o roczne wsparcie). Kubły pomyj Iwona Hartwich należy do grona najbardziej hejtowanych osób w Polsce. Trudno powiedzieć, dlaczego tak jest. Dlaczego ludzie godzą się z tym, że najuboższych wspomaga się finansowo i rzeczowo, że funkcjonują mieszkania socjalne, że alkoholicy są objęci bezpłatnym leczeniem odwykowym, a kiedy się mówi o godnych warunkach życia niepełnosprawnych, rodzi się złość. Na głowę