Wlazł kmiotek za płotek

Wlazł kmiotek za płotek

Jak Polacy traktują swoich sąsiadów, czyli… Istota ludzka, zwierzęca na ogół też, ma dwie potrzeby elementarne: nażreć się i pochędożyć, ile wlezie. Polak ma jeszcze potrzebę trzecią: postawić płot. Dom też, ewentualnie, ale najpierw płot. I ukryć się za płotem. Dwie pierwsze potrzeby można zaspokoić środkami zastępczymi, to znaczy czytelnictwem plejady kolorowców i tabloidów, zajmujących się kulinariami (Kuroń junior en vogue!) oraz prezentujących powaby roznegliżowanych (cząstkowo lub całościowo) gwiazd i gwiazdeczek zagranicznych i krajowych. Najambitniejsze z nich (tabloidów, nie gwiazdeczek) sięgają niekiedy po elukubracje sław psychologii, psychoterapii, seksuologii, psychiatrii i genetyki, pedofilii i zoofilii, które do problematyki chędożenia podchodzą naukowo i na ten siermiężny temat wypowiadają się kompetentnie. A tabloid kultowy „Fakt” wznosi się nawet na najwyższe piętra filozofii w swoim środowym dodatku „Europa – Idee”. I tak trzymać! Media uzmysławiają nam, iż seksualizm jest nader ważnym aspektem bytu każdego indywiduum i jego rodziny – zwłaszcza rodziny! – tej podstawowej komórki społecznej i narodowej wspólnoty, o czym stale przypominają LPR i PiS. W konsekwencji zaś całej ludzkości. Albowiem chędożenie służy prokreacji, czyli utrzymaniu gatunku homo sapiens oraz większości innych istot żywych, wyłączając samoródki i obojnaki oraz gatunki mnożące się przez podział lub pączkowanie… Już nawet niektórzy duszpasterze są pobłażliwi dla seksu. Oczywiście, heteroseksualnego. Homoseksualny jest zboczony, chorobliwy, występny. Tylko na Paradzie Równości było inaczej, ale i tam dochodziło do sytuacji kłopotliwych. Dwie panienki pochwaliły mi się dumnie: jesteśmy lesbijkami! – na co im powiedziałem: ja też, ja lubię tylko z dziewczynami! Były zdezorientowane: kłamcą jestem, ich sojusznikiem czy zboczeńcem? Gdy nauka udoskonali technologię klonowania, wszystko będzie prostsze, będziemy mogli od chędożenia w ogóle odstąpić, słuchając Immanuela Kanta, który ponoć powiedział był: „Rzecz sama w sobie mila, ale ruchy brzydkie i niegodne filozofa”. A że nażreć się do syta też trzeba, nie wymaga nauki ani żadnych dyskursów interpersonalnych, jedynie dietetyki, która jest paranauką, jak astrologia i akupunktura oraz politologia i chyba ekonomia (jak uważa Żakowski, czemu przeczy Gadomski). Z tym że dietetyka najczęściej zmienia swe paradygmaty i wyrokuje, że to, co przedtem szkodziło – teraz pomaga, a to, co było zalecane – szkodzi. Np. pomidor, kiedyś rakotwórczy, teraz zapobiega nowotworom, cukier już nie krzepi, wbrew hasłu Wańkowicza, smalec, który jest pyszny, lecz zabójczy, organizmowi na nowo służy, ze skwarkami zwłaszcza, a jeszcze lepiej jajka – do niedawna trujące cholesterolem. Zdumiewa, jak mało nasi uczeni, eseiści, artyści, kaznodzieje, wychowawcy i politycy, a także redaktorzy „Tiny”, „Naj” i „Na żywo”, zajmują się tą trzecią w kolejności z polskich potrzeb: posiadaniem płotu. On jest ważniejszy od domu, który otacza lub ma otoczyć w przyszłości, typologia zaś płotów pozwala się zorientować, who is who na obszarze badań. Bidota z niższych kręgów budżetówki zaznacza zasięg swego posiadania po prostu jedną lub dwiema nitkami drutu kolczastego, przyczepionymi do kołków wbitych prostacko, na chybcika. Posiadłości tej sfery socjalnej należy omijać, bo ewentualny gospodarz takiego chaziajstwa – kawałka wyleniałej łąki z pokraczną budą lub bez – jest własnościowo przewrażliwiony i może piąchą albo i kijem przyłożyć. Lower middle class ogradza się siatką drucianą na podmurówce, tworzącą krzyczący dysonans w sławnym z urody pejzażu mazurskim, który opiewał Kajka i Gałczyński też. Dominująca w Koczku middle middle class, głównie naukowcy z domieszką gryzipiórków, preferuje sztachety malowane na brązowo. Ich szczyty mają różnorodne zwieńczenia: skosy prawo- i lewostronne, szpice regularne, krawędzie poziome, a także w kształcie liścia lub grota rycerskiej kopii. Wyrafinowani esteci otaczają się żywopłotami. Ale to rzadkość. Strzyżenie żywopłotu, żeby był równiutki, pochłania sześć do ośmiu godzin tygodniowo, które można by sensowniej przeznaczyć na lekturę dzieł pani Manueli Gretkowskiej albo Dantego, a najlepiej Masłowskiej. Wyjątkowo osobliwą i fascynującą konstrukcją płotową in statu nascendi są od paru lat wyniosłe słupy – chwilowo siedem – na jednej z posesji, gdzie już stoi szopa papą kryta. Słupy skonstruowano z oblanych betonem głazów polnych, które w okresie trzeciego zlodowacenia (czwarte ma tu nadejść, gdy skończy się epoka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 34/2005

Kategorie: Opinie