Włoska „moda na faszyzm”

Włoska „moda na faszyzm”

Berlusconi wciąż śmieszy, tumani, przestrasza, ale w Rzymie jest coraz mniej śmiesznie W kraju, w którym jeden adwokat przypada na 283 mieszkańców, każdy powinien czuć się bezpiecznie. W samym Rzymie jest ich zarejestrowanych 20 tys., a w całych Włoszech – 210 tys., podczas gdy np. we Francji tylko 44 tys. Tymczasem z Italii nadchodzą coraz bardziej alarmujące wieści o zagrożeniu całych dużych grup ludności przemocą, przed którą nie mają praktycznie obrony i której zdają się patronować coraz to nowe ustawy uchwalane przez parlament i zarządzenia lokalnych władz. W najbogatszej części kraju, Lombardii i okręgu weneckim, gdzie rządzi ksenofobiczna Liga Północna, główny sojusznik partii premiera Silvia Berlusconiego, Ludu Wolności, zawieszona została w praktyce zasada równości wobec prawa. Uznany przez Ligę za „modelowego” burmistrz, kordialny 78-latek Giancarlo Gentilini, który rządzi już czwartą kadencję w Treviso w wywiadzie dla pisma „Eurabia” ubolewa, że „Hitler zajmował się tylko Żydami, a pozostawił tylu Cyganów”. „Osobiście jestem przeciwko nienawiści rasowej, ale Cygan poszarpany uderzeniami łańcuchów i storturowany jak pies, to by mi się podobało”, zwierzył się pismu Gentilini. Nowe ustawy uchwalone przez parlament lub dekrety rządu uważa za bardzo pomocne, ponieważ pozwalają na uwięzienie nielegalnego imigranta, a według niektórych interpretacji na zmuszenie pewnych grup ludności, np. Cyganów, do noszenia widocznego identyfikatora. Jego kolega, burmistrz Werony, miasta Romea i Julii, Flavio Tosi po prostu usunął Romów z miasta, bo „nie pasowali do pięknej architektury”. Obaj deklarują wierność „naukom faszyzmu i katolicyzmu”. Gdy katolicki tygodnik „Famiglia Crisitiana” zaalarmował, że „we Włoszech odradza się faszyzm w innych niż dotychczasowe formach”, reakcja rządu Berlusconiego była natychmiastowa. Podsekretarz stanu ds. rodziny w jego gabinecie, Carlo Giovanardi, oskarżył tygodnik o sprzyjanie „katokomunizmowi”. Każdy, kto nie zgadza się z polityką rządu, podpada w przemówieniach premiera lub w kontrolowanej przezeń większości włoskich mediów pod jeden z epitetów, które automatycznie powinny dyskwalifikować przeciwnika: „katokomunista”, „komunista” lub „lewicowiec”. Taktyka faszystowskiej infiltracji Na europejskich portalach internetowych pojawił się nakręcony ukradkiem przez dziennikarzy film wideo, który pokazuje byłego włoskiego wiceministra sprawiedliwości na kongresie francuskich neofaszystów z organizacji Nissa Rebela. Mario Borghezio, obecnie szef delegacji Ligi Północnej w Parlamencie Europejskim, w płomiennym przemówieniu do „francuskich braci”, których pozdrawia raz po raz „rzymskim salutem” uniesionego w górę ramienia, daje im lekcję infiltrowania demokratycznych struktur: „Przenikajcie do władz regionalnych, należy kłaść nacisk na regionalny charakter ruchu. To jest dobry sposób, abyście nie zostali natychmiast uznani za nostalgicznych faszystów, lecz występowali jako nowa, katolicka, siła regionalna, (…) zawsze pozostając tymi, którymi jesteśmy”. Prasa europejska od miesięcy ostrzega przed odradzaniem się włoskiego faszyzmu. Już nie tylko w północnej, najzamożniejszej części kraju, kontrolowanej politycznie przez Ligę Północną, ale również w Toskanii i stołecznym okręgu Lacjum działa 65 organizacji neofaszystowskich skupiających pod sztandarami pełnymi neonazistowskich symboli 55 tys. młodych ludzi. Portale sławiące socjalne dokonania faszyzmu we Włoszech. Tatuowane na piersiach portrety Mussoliniego, swastyki, rózgi liktorskie, nazi rock grany w klubach młodzieżowych. Traktowane jak rozrywka polowania na Cyganów, na „czarnych” i na „czerwonych” pod okiem policji, której sympatie bywają najczęściej po jednej stronie. To wszystko składa się na… „nową młodzieżową modę”. Tak niefrasobliwie nazwał to zjawisko najbardziej poczytny wśród nastolatków miesięcznik „TopGirl”, wydawany przez Mondadori, wydawnictwo Berlusconiego. Szef i jego adwokaci Berlusconi kontroluje wszystkie ogólnokrajowe telewizje prywatne w kraju. Jedno jego krytyczne słowo sprawia, że spadają głowy redaktorów największych włoskich „niezależnych” gazet, jak to miało miejsce w przypadku „La Stampy” i „Corriere della Sera”. Ostatnio jednak zaczyna mieć kłopoty z czytelnikami gazet. Pod koniec września na jednym z wielkich rzymskich placów, Piazza del Popolo, demonstrowało w obronie wolności prasy we Włoszech od 200 do 300 tys. ludzi. Również kancelarie adwokackie, które bronią interesów premiera, mają coraz trudniejsze zadanie. Było ich pięć, ale właściciele dwóch odbywają kary więzienia. Cała piątka ma, jak dotąd, wręcz niebywałe osiągnięcie: ich klient wyszedł cało z 66 procesów, w których był oskarżony o zwykłe oszustwa podatkowe, przekupywanie sędziów i oficerów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 43/2009

Kategorie: Świat