Krwawy konflikt w Iraku jest prawie nieunikniony i zagraża stabilności świata Pół miliona zabitych i rannych, 900 tys. uchodźców, rzesze głodujących i chorych, katastrofa humanitarna nad Tygrysem. Płonące szyby naftowe, ropa po 100 dol. za baryłkę (dziś ok. 30 dol.), w następstwie światowa recesja. Eskalacja konfliktu izraelsko-palestyńskiego, krwawa łaźnia w Iranie, niszczycielskie ataki terrorystów w różnych częściach świata. A może nawet dziesiątki tysięcy amerykańskich czy europejskich cywilów, którzy zginą w wyniku zmasowanego, podstępnego uderzenia broni masowej zagłady. Takie, według czarnego scenariusza, mogą być skutki wojny Stanów Zjednoczonych z dyktatorem Iraku, Saddamem Husajnem. Świat wstrzymuje oddech, gdyż konflikt zbrojny, którego zasięg, przebieg i następstwa niezwykle trudno przewidzieć, jest niemal nieuchronny. Trwa wielki marsz armii jedynego supermocarstwa nad Zatokę Perską. Amerykanie mają już wokół Iraku prawie 100 tys. żołnierzy. W połowie lutego będzie ich 150 tys. i już wtedy może rozpocząć się atak. Kolejnych 100 tys. żołnierzy USA czeka w gotowości w Europie na rozkaz, by wziąć udział w wojnie. Brytyjczycy, najwierniejsi sprzymierzeńcy Waszyngtonu, wysłali pod irackie granice 30 tys. żołnierzy – jedną czwartą swoich sił zbrojnych. Mobilizacja oznacza wojnę Poważni komentatorzy są zgodni – tak gigantyczna koncentracja sił musi skończyć się ofensywą na Bagdad. Prezydent Bush nie po to kosztem miliardów dolarów ściągał z różnych części świata okręty, samoloty i doborowe dywizje, aby odesłać je do domu. Jeśli tak uczyni, może zapomnieć o następnej kadencji. Amerykański przywódca posunął się zbyt daleko, aby się wycofać bez utraty twarzy. „Nie ma już odwrotu”, wzywa prezydenta Busha do działania dziennik „Washington Post”. Amerykańscy przywódcy wiedzą, że muszą się spieszyć. W marcu temperatury w Iraku wzrastają do powyżej 35 stopni, co poważnie utrudni funkcjonowanie nowoczesnego sprzętu wojskowego. Publicyści twierdzą, że powróciła przerażająca, militarna logika z 1914 r. – mobilizacja musi oznaczać wojnę. Saudyjski dziennik „Arab News” przypomina niemiecki plan Schlieffena z 1914 r., przewidujący rzucenie 1,5 mln żołnierzy na Francję i Belgię. Gdy setki pełnych żołnierzy pociągów toczyły się ku granicy, cesarz Wilhelm II zawahał się, lecz wojskowi oznajmili mu, że na zmianę rozkazów jest już za późno. W rezultacie rozpętała się ponadczteroletnia wojna, w której zginęło 10 mln ludzi, a 20 mln zostało rannych, pojawiły się też przyczyny następnego, jeszcze bardziej potwornego konfliktu. „Czy USA na początku XXI w. mają przeciw Irakowi nowy plan Schliffena?”, pyta „Arab News”. Polityka zapewne została już podporządkowana zimnej logice generałów. Inspektorzy ONZ, poszukujący w Iraku broni masowej zagłady, potrzebują jeszcze długich miesięcy na zakończenie swych prac. Tylko że dziesiątki tysięcy żołnierzy Waszyngtonu i Londynu, zmobilizowanych i sprowadzonych nad Zatokę Perską, nie będą bezczynnie czekać tak długo. Rok 1914 przypomina również amerykański profesor Richard K. Betts z Columbia University. Także wówczas światowi przywódcy uznali, że muszą zadać przeciwnikowi prewencyjne ciosy, których następstwem będzie tylko krótka zwycięska wojna. Jak wiadomo, skończyło się katastrofalną rzezią. Saddam musi odejść Waszyngton zapewnia, że decyzja o wszczęciu działań wojennych jeszcze nie zapadła. Z pewnością postanowiono jednak doprowadzić do „zmiany reżimu” w Iraku. Być może, uda się uniknąć przelewu krwi, jeśli Saddam Husajn dobrowolnie odda władzę i usunie się w zamian za gwarancje bezpieczeństwa. Do takiego kroku usiłują nakłonić despotę z Bagdadu dyplomaci saudyjscy, egipscy, tureccy i syryjscy. Sekretarz obrony USA, Donald Rumsfeld, zasugerował, że Waszyngton jest skłonny zaakceptować powyższe rozwiązanie. Wśród krajów, które mogłyby przyjąć Saddama, wymieniane są Białoruś, Egipt, Algieria, a nawet Chiny. Politycy z tych państw nie kwapią się jednak zbytnio do zapewnienia azylu śmiertelnemu wrogowi USA. Obawiają się późniejszych konfliktów z Wujem Samem, który być może zechce jednak dostać wygnanego tyrana w swoje ręce. Saddam Husajn jest zresztą niezwykle nieufnym politykiem – i nie bez powodu. Zdołał utrzymać się u steru przez 24 lata mimo licznych zamachów i spisków na swe życie. Autokrata znad Tygrysu kazał wyprawić na tamten świat tysiące
Tagi:
Krzysztof Kęciek