Wojna klanów

Wojna klanów

Giertychowie kontra Kaczyńscy: czyli kto ma haniebną przeszłość Ty ruski agencie, rozliczymy cię! – wycedził w Sejmie poseł PiS, Jarosław Kaczyński, do posła LPR, Zygmunta Wrzodaka. Ten cytat znakomicie oddaje temperaturę stosunków, jakie łączą ostatnio te dwie prawicowe partie. Wojna pomiędzy liderami LPR i PiS nabrała rumieńców wraz ze zbliżającymi się wyborami i wzrostem notowań w sondażach partii braci Kaczyńskich. Wprawdzie już wcześniej Roman Giertych atakował Prawo i Sprawiedliwość, ale robił to sporadycznie. W 2003 r. np. w publicznym radiu wypomniał politykom PiS, że kilka lat wcześniej przyłapano ich na głosowaniu na cztery ręce. Szef Ligi nie omieszkał wyrazić zdecydowanego oburzenia, nazwać procederu „głęboko amoralnym” i – oczywiście – umieścił słowa potępienia na internetowej stronie LPR, by nie uszły uwagi wyborców. Jednak w porównaniu z tym, jak dziś walczy Giertych, tamte zabiegi można uznać za pieszczotliwe podszczypywanie. Dziś lider Ligi wytacza armaty i oskarża braci Kaczyńskich, że tak naprawdę nie walczyli z komunizmem, i żąda ujawnienia ich teczek z IPN. Twierdzi też, że dopuścili się zdrady narodowej, uczestnicząc w Okrągłym Stole. Pierwsze poważne przedwyborcze starcie miało miejsce w Radzie Warszawy podczas kwietniowego głosowania nad absolutorium dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Roman Giertych zakazał wówczas stołecznym radnym Ligi głosowania za Kaczyńskim, co więcej, zaczął publicznie głosić, że prezydent wszedł do korupcyjnego „układu warszawskiego”. Decyzja Giertycha zbiegła się z opublikowaniem pierwszych sondaży, w których PiS zaczęło wyprzedzać PO, a Lech Kaczyński stał się najpopularniejszym kandydatem na prezydenta RP. Zaraz potem Giertych i Zygmunt Wrzodak ponownie zaatakowali Kaczyńskich. Tym razem podczas nadzwyczajnego kongresu LPR (30 kwietnia). – Pan Wałęsa, Kaczyńscy, Michnik, Geremek, Mazowiecki. Przez nich majątki ma tylko nomenklatura. Obalenie tego haniebnego układu to warunek wolności – przekonywał Giertych. Zygmunt Wrzodak wytykał braciom Kaczyńskim, że są tylko kolejną mutacją AWS: – Dziś próbują ułożyć następny rząd. Następny rząd tzw. POPiS. POPiS, w którym jedna grupa ludzi przemieniła się z Unii Wolności w Platformę, druga grupa przemieniła się z AWS w PiS. I oni mówią, że już chcą rządzić i będą rozliczać III RP. III RP mafijną, układną, sprzedajną, ale kto ją tworzył? Czy nie ten układ POPiS? Każą Polakom wybierać. Teraz macie wybrać POPiS – grzmiał ku aprobacie sali. – Oni już rządzili. Proszę prześledzić tylko takie kwestie. Biuro Bezpieczeństwa Narodowego: Lech Kaczyński – szefem. Kiedy afera FOZZ wybuchła, jakie pieniądze przechodziły. Szef NIK co zrobił? Nic. Co zrobił minister sprawiedliwości, poza krzykami – nic. Jedwabne, proszę bardzo. Oskarżeni Polacy, że są mordercami. Ekshumacja wstrzymana. Przez kogo? Przez kandydatów Ligi Polskich Rodzin? Przez Polaków? Przez ministra sprawiedliwości, który nie chciał poznać prawdy. Wrzodak oskarżył założycieli PiS nawet o to, że są powiązani z lobbystą Markiem Dochnalem, bo „jego firma robiła Kaczyńskim kampanię referendalną”. Na reakcję polityków PiS nie trzeba było długo czekać. Jeszcze tego samego dnia Jarosław Kaczyński mówił: – Różnimy się od Ligi, bo jesteśmy poważni i jeśli chcemy IV RP, to nie po to, by była gorsza od III. Giertych powinien szukać miejsca w tygodniku „NIE”. Odbijał też piłeczkę, atakując Macieja Giertycha – niemal pewnego kandydata LPR na prezydenta, któremu prasa wyciągnęła, że był członkiem Rady Konsultacyjnej przy gen. Wojciechu Jaruzelskim. Ojciec Romana Giertycha był wówczas zdania, że „nie wolno nam rezygnować z oparcia o Rosję. Związek Radziecki nas militarnie ochrania, jest też wypróbowanym partnerem gospodarczym”. – Poseł Maciej Giertych powinien się tłumaczyć ze swojej haniebnej przeszłości. Jeśli czynił to, co czynił, to zdradzał Polskę – przypominał lider PiS, uderzając w wyjątkowo czuły punkt. Skąd ta agresja? Dlaczego dwa prawicowe ugrupowania zaczęły pałać do siebie taką zajadłą nienawiścią? Przede wszystkim dlatego, że PiS i LPR coraz bardziej przypominają jedno ugrupowanie. – Jest taka teoria, że jeśli partie są zbyt podobne do siebie, to muszą zabiegać o podobny elektorat, a to wprowadza element niezdrowej rywalizacji – przyznaje Marek Kotlinowski, przewodniczący LPR.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2005, 2005

Kategorie: Kraj