Wojna na wyciągi

Wojna na wyciągi

W Szczyrku z trzynastu wyciągów Górniczego Ośrodka Narciarskiego na dziewięciu jest blokada – Turyści nie są w stanie pojąć, co się u nas dzieje – mówi burmistrz Szczyrku, Czesław Marek. Przyjeżdżają, żeby wydać pieniądze, i nie mają gdzie. Muszą stać w kolejce do jednego wyciągu, a drugi, zaraz obok, jest nieczynny. – Paru ludzi pozbawiło dochodu tylu mieszkańców. To nieprawda, że górale grodzą. To jest rozgrywka między osobami z zewnątrz, związanymi kiedyś wspólnym interesem – 5 mln zysku w ciągu trzech miesięcy. Inwestycje dyrektora Przełom lat 60. i 70. Śląskie kopalnie zaczynają w Szczyrku stawiać na halach wyciągi. Maszyny wjeżdżają na prywatne parcele – niech tylko ktoś odważy się zaprotestować. Ośrodki były budowane bez zezwoleń architekta; najpierw powstały wyciągi, dopiero potem przeprowadzano wywłaszczenia. Na budowę szły środki z funduszu inwestycyjnego, a nie z socjalnego. Czyli z budżetu. Stanisław Richter, góral spod Andrychowa, inżynier, budowniczy Huty Katowice, jachtowy kapitan żeglugi morskiej, w dawnym gwarectwie zajmował się turystyką. Kiedy w 1990 r. w oddziale 086 Kopalni Węgla Kamiennego „Knurów” zastrajkowali pracownicy, związkowcy z „Solidarności” wezwali go do kraju z morskiej podróży. Oddział 086 to Szczyrk. Górnicze wyciągi, góralscy pracownicy. Zbuntowali się przeciw byłemu dyrektorowi ośrodka. Że bałaganiarz i złodziej. Dostał potem dwa lata w zawieszeniu za przestępstwa gospodarcze. Nowym dyrektorem Górniczego Ośrodka Narciarskiego został Richter. Zaczął rządzić po swojemu. Najważniejsze, że narciarze przyjeżdżający do Szczyrku byli zadowoleni. I było ich coraz więcej. Chwalili jakość i przygotowanie tras w Górniczym Ośrodku Narciarskim „Czyrna-Solisko”. Richter sprzedawał coraz więcej biletów. Można było inwestować. Marzyły mu się kolej gondolowa i obrotowa restauracja. Potrafił w środku nocy kontrolować pracę ratraków, a jak nie można było dojechać pod wyciągi, kazał swoim pracownikom odśnieżać drogi. Budował, potem załatwiał pozwolenia. Jednocześnie dzierżawił grunty pod parkingi, wynajmował parkingowych, zarabiał. I kupował grunty pod wyciągami. – Nie zaprzeczam – mówi Richter – nie byłem członkiem zarządu firmy, w której pracowałem, więc na kupowanie gruntów nie potrzebowałem niczyjej zgody. Górnictwo się przekształcało. Górniczy Ośrodek Narciarski w Szczyrku trafił do Gliwickiej Spółki Węglowej, potem powstała Gliwicka Agencja Turystyczna, spółka skarbu państwa, do której wniesiono w aporcie wyciągi. Ośrodek gwarantował dochód, więc i Richtera nie ruszano. Do czasu, kiedy prezesem Gliwickiej Agencji Turystycznej została Renata Plaza-Pietrycka. Pani prezes postanowiła ukrócić samowolę dyrektora ośrodka. Najpierw poszło o premie barbórkowe. Warunki zostały spełnione przez GON, ale agencja spóźniała się z wypłatą. No to Richter wypłacił sam. Wysmażył też pismo, żeby panią prezes i resztę zarządu odwołać. Potem były nagany, upomnienia, odwołanie do sądu, w którym wygrał. Prezes Plaza-Pietrycka miała o nim swoje zdanie, które wypowiadała głośno: gnida, pieniacz, przewałowiec, aferzysta i łobuz. W 1998 r. dostał wypowiedzenie umowy o pracę. Uzasadniono, że szarga dobre imię spółki, prowadzi działalność gospodarczą ze szkodą dla Gliwickiej Agencji Turystycznej, ma arogancki stosunek do zarządu i chce wyprowadzić ośrodek z agencji. Richter zwolnił się sam. Miał już wtedy wykupiony ponad hektar ziemi pod wyciągami. Prawie same strategiczne miejsca. Kiedy w grudniu 1999 r. odcięto mu prąd do służbówki, którą nadal zajmował po odejściu z GON, zagrodził cztery wyciągi. Podobno dostał wtedy od jednego z wiceprezesów GAT w twarz. Wojna została wypowiedziana. Zaczęło się grodzenie wyciągów. Biznes Najpierw powstało Stowarzyszenie Właścicieli Gruntów Narciarskich w Szczyrku „Stowag”. Potem Szczyrkowski Ośrodek Narciarski SA. – Za obiema organizacjami stoi pan Richter. I pewnie jeszcze ktoś z dużymi pieniędzmi – domyśla się radny obecnej kadencji. Jeden z właścicieli gruntów mówi mi w obecności dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury, Informacji i Promocji: – Proszę o anonimowość. To małe miasto. Nie wiadomo, co może się komu stać. Ludzie są podzieleni. Problem nie w pieniądzach z GAT. To symboliczne kwoty. Ale każdy ma interes – bar, parking, kwatery prywatne. Jeśli wyciągi są nieczynne, to się nie zarabia. Niektórzy mają do spłacenia kredyty. Słyszę o planowanych pikietach pod domem pana Richtera. Inny właściciel: – Chciałem otworzyć bar. W tej sytuacji to bez sensu. Mam działkę na terenie jednego z czynnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2003, 2003

Kategorie: Kraj