Wojna o energię

Sytuacja ludzi jako wiecznych poszukiwaczy energii wydaje się paradoksalna. Pod naszymi stopami, w głębi Ziemi, znajdują się jej olbrzymie zasoby, jak również planeta nasza skąpana jest w potężnym potoku promieniowania słonecznego. Sęk jednak w tym, że do wewnętrznych źródeł globu niełatwo się dobrać, ze względu na to, że znajdują się na dużej głębokości, zaś słoneczna energia opada na Ziemię w bardzo dużym rozproszeniu. Ta ostatnia jest przyczyną potężnych ruchów atmosfery, a pośrednio także oceanicznych pływów niosących wielkie moce. Mniej więcej od połowy ubiegłego stulecia inżynieria nasza usiłowała wykorzystać chociażby część energii przypływów i odpływów wodnych mas, lecz prohibitywne okazywały się koszty niezbędnych instalacji przybrzeżnych, jak też kłopotliwość utrzymywania ich w ciągłym ruchu. Dlatego nowy wiek rozpoczął się od doskonalenia sposobów wykorzystywania energii atmosferycznej, obecnie dosyć masowo poruszającej tak zwane wiatropędnie. One również najlepszych efektów dostarczają, kiedy się je osadza na przybrzeżnych płyciznach, ale wiatr nie wieje zawsze i jego zmienna szybkość wymaga dodatkowych urządzeń mających uczynić przemianę ruchu powietrza w elektryczność możliwie równomierną i stałą. Toteż ostatnio powrócono do koncepcji wykorzystywania energii prądów oceanicznych za pomocą zanurzonych przybrzeżnie turbin. Wciąż jednak koszty eksploatacji są znacznie wyższe niż w wypadku tradycyjnych paliw. Ostatnio pojawiły się wiadomości pochodzące ze Stanów Zjednoczonych o skonstruowaniu urządzenia popularnie zwanego miotaczem laserowym, którego szczegóły technologiczne są utajniane. Jest to miotacz energii najszybszej z możliwych, mianowicie świetlnej, która może mieć w nadchodzących latach poważne zastosowanie militarne. Miotaczom udało się zestrzelić rakietowe pociski. Jak na razie wadą tej instalacji laserowej są przede wszystkim rozmiary, ponieważ dopiero wyprowadzona poza atmosferę – na orbitę okołoziemską – mogłaby skutecznie likwidować wszelkie rodzaje rakietowych pocisków. Obecne prototypy są zbyt ciężkie, aby można je bezproblemowo wprowadzać na orbity. Wiele wskazuje jednak na to, że broń laserowa ma przed sobą wielkie perspektywy, właśnie w kosmosie, ponieważ w warunkach ziemskich działanie jej mogą silnie osłabiać mgły albo opady atmosferyczne. Także prawdziwym krokiem nowej ery bojowej będzie redukcja rozmiarów umożliwiająca wyjście w kosmos. Rozwój energetycznych urządzeń pokazuje, jak ich wartość militarna wiedzie prym przed ich pokojowymi zastosowaniami. 29 stycznia 2003 r. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2003, 2003

Kategorie: Felietony