W krojonej przez prawicę Polsce prawda historyczna musi ustąpić prawdzie politycznej II wojna światowa zakończyła się w roku 1989. Prezydent Putin organizuje uroczystości 60. rocznicy jej zakończenia po to, by fałszować historię. By uczcić Stalina. No i aby upokorzyć Polskę. Ba, by odebrać hołd od lokaja Kwaśniewskiego i rozpocząć odbijanie Europy Środkowej. Tak mówili w ostatnich tygodniach najpoważniejsi polscy politycy, przymierzani do stanowisk premierów i ministrów, a propos uroczystości, na którą przyjadą przywódcy 64 państw, m.in. George Bush i Tony Blair (to też lokaje Putina? Też chcą upokorzyć Polskę i złożyć hołd Stalinowi?). Spiski PiS Polski prezydent nie powinien więc brać udziału w świętowaniu zakończenia II wojny światowej. Tak mówią liderzy nie jakichś marginalnych ugrupowań, ale PO i PiS, partii, które najpewniej już niedługo rządzić będą Polską. „Wszyscy wiemy o tym, że Aleksander Kwaśniewski jest zapraszany do Moskwy nie po to, żeby tam przedstawiać racje Europy Środkowej, ale po to, żeby doznać tam upokorzenia – mówi Jarosław Kaczyński. – To, co się ostatnio dzieje w Moskwie, pokazuje wyraźnie, że polityka rosyjska została w tej chwili nakierowana na upokorzenie narodów Europy Wschodniej”. Czyli, jego zdaniem, uroczystości 9 maja są organizowane po to, żeby Polskę upokorzyć. I nie tylko. Bo Kazimierz Michał Ujazdowski, nieoficjalny kandydat PiS na stanowisko szefa MSZ, mówi wprost, że wyjazd Kwaśniewskiego i Jaruzelskiego na uroczystości do Moskwy to „komunistyczny zamach stanu”. Sterowany najpewniej przez Putina. W tym kierunku idą przecież spekulacje Jarosława Kaczyńskiego. „Inne wyjaśnienie woli wyjazdu ze strony Kwaśniewskiego może mieć źródło w przeszłości. W PRL był on młodym i wysoko postawionym politykiem. A reżim z lat 80. był wyjątkowo mocno związany z ZSRR. Krótko mówiąc, w Moskwie na niego może coś być”, opowiada lider PiS. A my się zastanawiamy, czy tak mówi dlatego, że wszędzie widzi spiski, czy też dlatego, że rzadko przepuszcza okazję, by opluskwić przeciwnika. Kaczyńskiemu sekunduje (co dziwne) Lech Wałęsa: „W żadnym wypadku jechać [do Moskwy] nie wolno! Nie wiem, skąd się bierze ta ugodowość Kwaśniewskiego w stosunku do Moskwy. Nie wiem, czy rację ma Kaczyński, mówiąc, że on tam musi mieć swoją teczkę. Ale jak patrzę na postawę Kwaśniewskiego, mam wrażenie, że coś jest na rzeczy”. W podbijaniu bębenka Prawu i Sprawiedliwości nie zamierza ustępować Platforma Obywatelska. „Jest coraz więcej problemów z wyjazdem prezydenta Kwaśniewskiego do Moskwy”, mówi z troską Donald Tusk w Radiu Zet. I dodaje: „Dla znakomitej części Polaków zaproszenie pana Jaruzelskiego, akceptacja pana prezydenta Kwaśniewskiego dla takiego kształtu polskiej delegacji to jest właśnie prowokacja, to jest coś na kształt takiego bardzo poważnego policzka. Spodziewaliśmy się zresztą, że Moskwa będzie szukała sposobów na upokorzenie Polski w tych dniach i to się niestety potwierdza”. Czyli, zdaniem Tuska, Putin upokorzył Polskę, bo zaprosił na uroczystości prezydenta Rzeczypospolitej i byłego prezydenta, kombatanta, który przeszedł szlak bojowy de facto z Syberii aż do Berlina. No i upokorzył tym, że w ogóle zorganizował uroczystości. Bo w tej samej rozmowie przewodniczący PO mówi też tak: „Prezydent Kwaśniewski (…) przede wszystkim zdecydował się pojechać do Moskwy, stolicy państwa, które jeśli chodzi o historię Polski w II wojnie światowej, było współagresorem Niemiec hitlerowskich. Dlatego nie jest dobrym tłumaczeniem tłumaczenie prezydenta Kwaśniewskiego, że jedzie tam, ponieważ prawie wszyscy czy większość przywódców jedzie czcić zakończenie II wojny światowej, bo my, Polacy, mamy przede wszystkim w pamięci początek II wojny światowej i udział Związku Radzieckiego w napaści na Polskę”. Faszyzm to incydent? Historia Polski opowiadana przez Tuska wygląda więc prosto – wojna co prawda rozpoczęła się 1 września, ale tak naprawdę najważniejsze stało się 17 września. A potem mieliśmy okupacje – dwie okupacje, z których uwolniliśmy się w roku 1989. Uroczystość zakończenia II wojny światowej jest więc w takim świetle, jak mówi Jan Rokita, „akademią ku czci Stalina”, świętem nie tyle pokonania faszyzmu (który coraz bardziej zaczyna się jawić jako drobny incydent), ile zysków terytorialnych Stalina. Polska w takim razie nie ma co świętować, to raczej dla niej dzień żałoby. Czyli powinna się znaleźć w grupie tych, którzy przegrali II wojnę, którzy żałują, że skończyła się tak, jak się skończyła. O tym, co w takim razie robili na wojennych
Tagi:
Robert Walenciak