Wojna w rządzie AWS
Kaczyński, tajne służby i agenci-dziennikarze Czy polskie służby specjalne prowadzą wojnę z ministrem sprawiedliwości, Lechem Kaczyńskim? Czy wykorzystują do tego agentów umieszczonych w mediach? A może jest inaczej: minister przestraszył się, że zostaną ujawnione jakieś kompromitujące go sprawy i atakuje, by odwrócić uwagę? Od kilkunastu dni próbują odpowiedzieć na te pytania premier, sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych, politycy partii rządzących i opozycyjnych. Zaczął Kaczyński Całą awanturę zaczął Lech Kaczyński. Na początku stycznia, po publikacjach w “Rzeczpospolitej” dotyczących korupcji w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach i skandalu na Żywiecczyźnie, minister zaczął oskarżać. – Określone służby, które być może wymknęły się spod kontroli swoich przełożonych, mogą inspirować teksty prasowe – mówił. Dodawał, że jest jakaś czarna lista polityków, których trzeba “wykończyć” prasowymi publikacjami. Na tej liście miało być też jego nazwisko. Wreszcie 5 stycznia ściągnął do Warszawy dwóch prokuratorów – z Katowic i Kielc – i polecił im rozpoczęcie śledztwa w sprawie “ewentualnych źródeł inspiracji niektórych publikacji prasowych, zawierających negatywną ocenę wobec osób zajmujących stanowiska publiczne w państwie”. Czyli, jak napisał wprost “Super Express”, “w śledztwie chodzi o zebranie dowodów na to, że artykuły dziennikarzy “Rzeczpospolitej” były pisane na zamówienie Urzędu Ochrony Państwa”. – Kilku polityków w tym rządzie przestraszyło się, że będą kolejnymi bohaterami naszych publikacji i wykorzystali emocjonalny stosunek Lecha Kaczyńskiego do służb specjalnych, żeby go na nas napuścić – mówi autorka artykułów w “Rzeczpospolitej”, Anna Marszałek. – A on, mając fobie i dawne doświadczenia, to kupił. A jeżeli chodzi o sugestie dotyczące moich kontaktów z UOP – proszę bardzo, mogę poddać się lustracji. Minister na potwierdzenie swych oskarżeń nie podał żadnych dowodów. Dlatego z taką niecierpliwością wszyscy czekali na posiedzenie Komisji ds. Służb Specjalnych, podczas której miało dojść do konfrontacji Kaczyńskiego z szefem UOP-u, Zbigniewem Nowkiem i ministrem-koordynatorem, Januszem Pałubickim. Góra jednak urodziła mysz. Kaczyński żadnych śladów nie wskazał. Utrzymywał jedynie, że czuje, jak zaczyna go oplatać sieć pomówień i że sytuacja zaczyna przypominać początek lat 90., kiedy UOP prowadził tzw. inwigilację prawicy. O tym pisaliśmy wielokrotnie, więc tylko gwoli przypomnienia. Na początku lat 90. w UOP-ie istniał specjalny zespół do zadań specjalnych, tzw. grupa płk. Lesiaka, która m.in. zajmowała się inwigilowaniem i zwalczaniem antywałęsowskich polityków z PC, RdR i RTR. Do grona najintensywniej zwalczanych należeli bracia Kaczyńscy. UOP między innymi sfabrykował i podrzucił redakcji “NIE” fałszywą lojalkę, w której Jarosław Kaczyński zobowiązuje się do przestrzegania praw stanu wojennego. W innych redakcjach dziennikarze związani z UOP-em pisali teksty dezawuujące Kaczyńskich. Rozsiewano też plotki sugerujące skłonności homoseksualne Jarosława. Czy możliwe jest, by dziennikarze-agenci znów zaczęli pisać wymyślane w UOP-ie teksty? Dziennikarze-agenci To, że służby specjalne zainteresowane są środowiskami dziennikarzy, nie jest żadną tajemnicą. Podczas lustracji Aleksandra Kwaśniewskiego z ust zeznających świadków mogliśmy się dowiedzieć, że w każdej liczącej się redakcji miały swoich tajnych współpracowników. Ten proceder nie zniknął w III RP. Służby szybko zorientowały się, jakie możliwości stwarza im wolna prasa. – Do mediów kierowano oficerów kadrowych, szli tam też ludzie na etatach niejawnych, tak zwanych “N”, pozyskiwaliśmy również tajnych współpracowników. Formą współpracy był też kontakt operacyjny – mówi nasz rozmówca, związany ze służbami specjalnymi. Zdaniem naszego rozmówcy, UOP bardzo aktywnie rozszerzał swą aktywność na media. Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, początek lat 90. to napływ i do dziennikarstwa, i do UOP-u ludzi tego samego pokolenia, którzy otarli się pod koniec lat 80. o działalność opozycyjną. O tej wspólnocie pokoleniowej w latach 90. słychać było bardzo wiele. Mówił o niej np. w wypowiedzi dla tygodnika “Wprost” jeden z liderów Ligi Republikańskiej, Andrzej Papierz, obecnie wicedyrektor Centrum Informacyjnego Rządu, który także oficjalnie zaliczył pracę w UOP-ie. Pamiętajmy też, że początek lat 90. to okres słabych partii, słabego rządu. W tych warunkach rola UOP-u rosła. Służby mające “czapkę” w postaci poparcia prezydenta Wałęsy zaczęły uczestniczyć w politycznych grach. Również korzystając z mediów. Apogeum tych działań mieliśmy