Wojny powyborcze

Wojny powyborcze

No i po wyborach. W samorządach nareszcie wiadomo, kto wygrał i może odbierać gratulacje, a kto musi zacząć pracować na lepszy wynik. Najlepiej od razu, bo szanse na poparcie wyborców będzie miał większe. Oprócz protestów, które trafiają do sądów, warto by jeszcze wyjaśnić, co się stało z armią obserwatorów delegowanych przez wszystkie partie do patrzenia na ręce komisjom wyborczym. Gdzie są ci mężowie zaufania, ta rzesza ludzi, która była przy wyborach właśnie dlatego, by teraz dać świadectwo faktom? Nie sądzę jednak, by podpisali się pod opinią o sfałszowaniu wyborów. Za blisko byli urn, by taki zarzut postawić swoim komisjom wyborczym. Bo któż był w tych komisjach? W tysiącach mniejszych miejscowości w składach komisji wyborczych pracowali przecież ludzie dobrze znani i wyborcom, i obserwatorom. Stawianie im zarzutu, że są częścią gigantycznego, ogólnopolskiego spisku i oszustwa, jest paranoją. Taką obrazę długo będą pamiętać. Awantura o wybory pokazuje, że im dalej od konkretnej urny, tym łatwiej o kategoryczne sądy. Politykom przychodzi to bez oporu, bo im głośniej krzyczą, im agresywniej atakują przeciwnika, tym skuteczniej mogą ukryć własne błędy i porażki wyborcze. Wybory samorządowe przechodzą do historii jako jedne z najburzliwszych. Ale będzie o nich głośno aż do wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Bo gra idzie już o inną stawkę. I kto narzuci opinii publicznej swoją wersję oceny wyborów samorządowych, ten zwiększy szanse na dobry wynik już za kilka miesięcy. Nie bez powodu obiektem największej krytyki ze strony PiS jest prezydent Komorowski. Jeśli Jarosławowi Kaczyńskiemu uda się przekonać nie tylko swoich zwolenników, że z tymi wyborami jest tak, jak on mówi, a ojcem chrzestnym fałszerstwa jest obecny prezydent, to czeka nas długotrwała i bezlitosna wojna propagandowa. Przewagę mogą tu mieć ci, którzy nie mają żadnych skrupułów w stawianiu nawet najbardziej absurdalnych zarzutów. Prezydent Komorowski w sprawie wyborów mówi na razie to, co powinien, jako strażnik konstytucji i praworządności w państwie. Co z tego, skoro jego zaplecze polityczne i medialne z jakimś dziwnym masochizmem bierze udział w kampanii dezinformacji i nakręcaniu histerii. W przestrzeni publicznej dominują głosiciele przekazu o totalnym oszustwie wyborczym. Z incydentów, które były, bo zawsze ktoś będzie chciał przy okazji wyborów coś ugrać, robi się czarny scenariusz. Zamiast wskazać czarne owce i je wyeliminować, leje się na wszystko hektolitry czarnej farby. Po to, by ktoś zrobił z tym bałaganem porządek. Czy o to chodzi lewicy? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 49/2014

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański