Wojny włoskich smakoszy

Wojny włoskich smakoszy

Przegrali z Brukselą batalię o czekoladę, ale obronili pizzę i spaghetti Korespondencja z Rzymu Włochy i Hiszpania przegrały czekoladową wojnę. Począwszy od sierpnia, są zmuszone otworzyć podwoje dla czekolady zawierającej do 5% tłuszczów roślinnych innych niż masło kakaowe. Decyzja nie przypadła do gustu nie tylko smakoszom, ale i producentom. Obywatele 15 krajów Unii Europejskiej zjadają rocznie ponad 2 mln ton czekolady. Najbardziej łakomi są Irlandczycy i Niemcy, zaś dalej plasują się Duńczycy, Anglicy, Austriacy i Belgowie. Najwięcej czekolady produkują Niemcy i Wielka Brytania, ale spośród Piętnastki jedynie Włosi i Hiszpanie są producentami tzw. czystej czekolady, czyli niezawierającej innych tłuszczów niż masło kakaowe. Zgodnie z obowiązującym prawem w obu tych krajach produkt z dodatkiem mniej szlachetnych tłuszczów roślinnych nie ma prawa do nazwy czekolada i może trafić na sklepowe półki, jedynie pod warunkiem że został opatrzony etykietką surogat lub wyrób czekoladopodobny. W praktyce oznacza to zamknięcie czekoladowego rynku dla krajów północnej Europy, które odwołały się do UE, oskarżając południowych sąsiadów o dyskryminację. Hiszpanie i Włosi nie dali za wygraną. W słonecznej Italii powstał specjalny komitet obrońców prawdziwej czekolady. Wypowiedzieli się żywieniowcy i psychologowie, jako że masło kakaowe pobudza ośrodek mózgu odpowiedzialny za uczucie szczęścia, a nawet seksuolodzy, gdyż czekolada to afrodyzjak znany już Aztekom (historycy twierdzą, że aby poprawić swoją sprawność, Montezuma wypijał kilkanaście filiżanek gorącej czekolady dziennie). Wszystko na nic. Unia Europejska uznała, że prawo hiszpańskie i włoskie jest zbyt surowe i gwałci zasadę wolnego obrotu towarów w zjednoczonej Europie. Przegrawszy batalię, obydwa kraje muszą dopuścić do sprzedaży czekoladę z dodatkami mniej szlachetnych olejów roślinnych. Fachowcy unijni określili, że ich maksymalna zawartość nie może przekroczyć 5% wagi produktu. Obowiązująca obecnie norma z 1973 r. nie określa, w jakiej mierze czekolada może zawierać mniej szlachetne tłuszcze, stanowi tylko, że minimalna ilość masła kakaowego nie może być mniejsza niż 18%. W czekoladowej wojnie chodzi nie tylko o potęgę smaku. Pod względem ekonomicznym różnica jest ogromna. Przykładowo olej palmowy używany w produkcji czekolady przez kraje północnej Europy kosztuje dziesięciokrotnie mniej niż masło kakaowe. Podobne relacje dotyczą pozostałych pięciu składników roślinnych, tj. masła illipe, masła kokosowego, oleju z pestek mango, stearyny z Shore, specjalnego tłuszczu roślinnego sprowadzanego z Borneo i Tengkawang. Zważywszy, że rocznie produkuje się we Włoszech 211 tys. ton słodyczy na bazie kakao i że biznes ten przynosi 350 mln euro, w grę wchodzą duże pieniądze. – Jeśli chcemy zachować szlachetność produktu, nasze wyroby muszą być droższe aniżeli te z domieszką tańszych tłuszczów. W tej sytuacji konsumenci mając do wyboru na jednej półce wyroby o niższej cenie, sięgną po te ostatnie – obawiają się włoscy producenci czekolady. Nie wszystko jednak stracone. Nowy normatyw unijny stanowi wprawdzie, że produkty z domieszką mniej szlachetnych tłuszczów powinny być sprzedawane pod nazwą czekolada, ale jednocześnie nakłada na producenta obowiązek powiadomienia o tym konsumenta. Od sierpnia etykietka będzie musiała zawierać wszystkie składniki użyte w produkcji danego produktu. Amatorzy czekolady muszą zatem zwracać większą uwagę na napisy. Pizza obroniona O ile Włosi przegrali kampanię o czekoladę, o tyle bitwa o makaron zakończyła się kompromisem. Tym razem Włosi, zwłaszcza z południa, stanęli w obronie spaghetti produkowanego ze specjalnego rodzaju mąki tzw. grano duro, dzięki której spaghetti jest, jak mówi Sophia Loren, reklamując Malmę, naprawdę al dente, czyli lekko twarde. Z podobną determinacją bronili swojego makaronu wytwórcy z północnej Europy, używający w produkcji innego rodzaju mąki, tzw. grano tenero, co sprawia, że ich makaron przypomina nasze tradycyjne, domowe kluski do rosołu. Komisja Europejska pogodziła zwaśnione strony, twierdząc, że obydwa produkty mają pełne prawo do nazwy makaron, przy czym, podobnie jak w przypadku czekolady, zobowiązała producentów do podania na etykietce, z jakiego rodzaju mąki został on zrobiony. W prawdziwej glorii, jeśli można tak powiedzieć, wyszła z potyczek z Komisją Europejską włoska pizza. Ponieważ jakiś czas temu prasa podniosła larum, że urzędnicy z Brukseli mają zamiar wydać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 33/2003

Kategorie: Świat