Wojownicy czułości

Wojownicy czułości

Czytam Céline’a i po pięćdziesiątce zachwycam się jego wulgarnym wigorem, tak samo jak czyniłem to, będąc młodym, zbuntowanym poetą. Coś jest hipnotycznego w tej rozwrzeszczanej, agresywnej frazie, w tej skrajnie nieczułej narracji – zdaje się nawet, że to idealny język do opowiedzenia o festynie okrucieństwa pod nazwą wojna, jaki zwykła urządzać sobie ludzkość. Właśnie „Wojna” to tytuł pierwszej książki opracowanej z rękopisów skradzionych autorowi przed kilkudziesięciu laty. Kiedy w 2021 r. udało się odzyskać skrzynię z 6 tys. stron zapisanych przez Céline’a, literatura francuska dostała prawdziwy skarb. To tak, jakby nagle odnalazły się zaginione w powstaniu dramaty i powieści Witkacego.

Tyle że czytać, przekładać i wydawać Céline’a w dobie cancel culture to czesać pod włos bulteriery poprawności. Antysemita, faszysta, seksista, rasista i co tam jeszcze – Sartre wprost domagał się dla niego kary śmierci – jest w czasach wymazywania artystów z biograficzną skazą jak Pan Gówno na glamourowej sesji w mojej ulubionej scenie z „Holy motors” Leosa Caraxa.

Pluje, przeklina,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 41/2024

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok