Wolność nie poprawi gospodarki

Wolność nie poprawi gospodarki

Okrągły Stół w relacji jego uczestniczki, działaczki opozycji, socjolog profesor Hanny Świdy-Ziemby Luty 1989 r. (…) 6 lutego, w poniedziałek ma się zacząć Okrągły Stół1. Porozumienie rządzących z tak zwanym społeczeństwem. Z „tak zwanym”, bo grupa uznawana przez zagranicę za społeczeństwo to może kilkusetosobowy, mniej czy bardziej skłócony zespół. Społeczeństwo jest wielogrupowe, zdezintegrowane, wieloorientacyjne. Nie w sensie politycznym, bo rzecz w tym, że „polityka” to potrzeby wyższe, które są luksusem, a ludzie żyją tym, „jak się utrzymać na powierzchni”. Mają różne sytuacje, różne natury, różne biografie, wiek i sami w tej degrengoladzie nie są jednorodni. A ci panowie, co mają siadać „do stołu”, niewiele tych ludzi zakłopotanych obchodzą. Polska mozaika społeczna jest bardziej barwna, w sensie różnorodności, niż kiedykolwiek po wojnie. Żałuję, że jestem stara, zbyt niewydolna i zmęczona, by to badać. Toż to kopalnia dla socjologa. I ileż pola dla interpretacji. W nocy nadają wzniosłą dyskusję w telewizji dla amatorów: „Miejsce Polski w Europie”. Jesteśmy czy nie – europejscy? Telewizja jest teraz w problemach podniebnych. Zespół „konstruktywna opozycja” (nowy stereotyp propagandy) – tacy „niby reżimowcy”. Różnica zdań, ale to nie był wbrew pozorom dialog, a seria monologów – każdy coś mętnie ględził w swoim aparacie pojęciowym. Jedynie Henryk Samsonowicz mówił racjonalnie i do rzeczy, ale to do nikogo nie trafiło. Żeby się choć nie godzili, kiwali głowami i swoje. Mętność polegała na tym, że poza Henrykiem nikt nie wiedział, co to europejskość. Wiadomo, że termin pozytywnie emocjonalnie zabarwiony. Dawali na początku niby definicje, ale potem wcale nie byli wobec nich konsekwentni. Więc tak poględzili i zakończono tym, że porozumienie to rzecz ważna. Tak naprawdę w moim odczuciu niewykonalna. Naród dzieli się teraz głównie na „polityków” i resztę – ogromną milionową większość. „Politycy” to wszystkie odłamy establishmentu (politykujące) i wszystkie odłamy opozycji. Żywię obawę, że jedni i drudzy – zwłaszcza drudzy, nie wiedzą, jak są wyalienowani i jak w tym własnym ekskluzywnym świecie są przez to do siebie podobni. Podział to już nie „aparat” i reszta, ale właśnie „politycy” i reszta. „Reszta” – nieufna, egotyczna, idąca swoją drogą, już nie do pozyskania przez jednych i drugich. No i zobaczymy, jak rozwinie się dramaturgia Okrągłego Stołu, a także – i to jest co innego – dramaturgia życia w Polsce. „Politycy” i „reszta” – mimo ogromnego zróżnicowania obu grup – myślą nieprzekładalnymi kategoriami, przebywają w innych obszarach psychospołecznych, w innej przestrzeni konstruktów myślowych. To są inne światy. (…) 5 lutego, godz. 21.00 No więc wczoraj. Przed Okrągłym Stołem Wałęsa mianował (po dokooptowaniu różnych innych) swoją „przyboczną radę” intelektualistów i „polityków” (lub jedno i drugie w tej samej osobie) Komitetem Obywatelskim2. Ów komitet podzielił się na różne komisje z przewodniczącymi, zwanymi wśród „opozycjonistów” lub sympatyków „rządem cieni”. Nasi opozycyjni „politycy” najwięcej tym się podniecają, że są dwa rządy, a ten ich jest dopiero wiarygodny. Komisje pracują różnie, zależnie od przewodniczących (dwaj z nich przyjęli funkcje i odjechali na długie miesiące na Zachód, ze wskazówką „nikogo nie dokooptowywać”) i od tego, czy adekwatne środowiska układały czy nie koncepcje przez te lata. Okrągły Stół ma mieć przyboczne „stoliki”, których zakresy nie odpowiadają zakresom komisji. Nie ma więc stolika edukacji, zdrowia (a te komisje mają materiały), natomiast ma być zgodnie z uzgodnieniami „stolik młodzieżowy” – odpowiadający komisji młodzieżowej, przy której miałam występować w charakterze eksperta3. Piszę „miałam”, gdyż dotąd nikt mnie się nie radził. Zapraszają tylko na zebrania, których były dwa. Na pierwsze ściągnięto tłumy młodzieży różnych odłamów, bogatego asortymentu nierejestrowanych organizacji z całej Polski. No i było paru tych „staruszków” z komisji (to znaczy w moim wieku). Młodzież uparcie pytała komisję o plany i o to, po co ich ściągnięto. Część była przygotowana, przyjechała z asortymentem spraw. Ale nie dostali odpowiedzi na pytania, nie było też okazji do rzeczowego wyłożenia problemów. Staruszkowie doszli do wniosku, że zamiast planu działania komisji – bo takiego nie mieli – wystarczy, że każdy z nich przedstawi osobiste motywy przyłączenia się do niej. No i każdy po kolei poczciwie ględził, że kocha młodzież i kochał zawsze, że młodzież to ważna sprawa w kraju, że sytuacja katastrofalna, że emigracja, mieszkania (o tym wszystkim wiedzieli zebrani, jeśli nie z doświadczenia, to z telewizji). Dalej nie wynikało, co i jak komisja ma robić i jakie mają być relacje z realną

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 43/2018

Kategorie: Historia