Wolność wyboru

Wolność wyboru

Znowu widowiskowe zatrzymanie, tym razem Janusza Palikota. Poznałem go już dosyć dawno temu, kilka godzin rozmawialiśmy w jego mieszkaniu, bodaj w alei Przyjaciół. Robił dobre wrażenie, interesuje się filozofią, poezją, w ogóle sztuką, co zawsze mnie ujmuje. I ma sporo wdzięku. Dlatego ludzie, szczególnie z naszego środowiska, chętnie inwestowali w jego interesy. Ma być w sumie 5 tys. pokrzywdzonych, to się w głowie nie mieści. Jeżeli finansowo nadużył zaufania tylu osób, to okropne. Ale czy konieczny był spektakl i zakuwanie go w kajdanki? Tak samo było z monstrualnym pieczeniarzem Ryszardem Czarneckim, czołowym polskim lizidupą, którego zakuli w kajdanki po przylocie, na lotnisku. A to sprawiło nam wielką przyjemność. Trudno w takich sprawach o konsekwencję w emocjach. Jedno pewne – prokuratura, która powinna być stabilna, zdaje się rozchwiana. Prawica szaleje z rozkoszy. Palikot liberał, a nawet libertyn, był jej solą w oku, chociaż już dawno odszedł od polityki. Jakby to zatrzymanie nie było dowodem, że prokuratura jest niezależna, a nie na smyczy „reżimu” Tuska, jak głoszą pisowcy. Tu żadnych nadziei na konsekwencję, oni są konsekwentni tylko w złorzeczeniu. Moja przyjaciółka Viola z Jerozolimy walczy z rakiem o życie, ta wojna trwa już od lat. Podobnie jak walka Izraela o przetrwanie. W tej chwili największym wrogiem jest Iran. Widzowie tego spektaklu zwykle nie wiedzą, że Iran to nie kraj arabski i że przez odmianę islamu, która tam panuje, większość państw arabskich jest Iranowi nieprzychylna. Viola zaś pisze: „Arabowie ze wszystkich stron chcą nas wrzucić do morza. Europejskie pięknoduchy też. Otacza nas piekąca nienawiść z zewnątrz i prymitywna głupota władz wewnątrz”. Czytam eseje mojego ojca, Mieczysława Jastruna, znakomite. Świetne portrety polskich pisarzy, refleksje dotyczące poezji, kultury, całej cywilizacji śródziemnomorskiej. Wszystko pisane piękną polszczyzną. Ojciec jest zapomniany, podobnie jak jego poezja, jakby zapadł się w nicość. Koniecznie trzeba te eseje wznowić, publikowane były w latach 70. Myślę o Austerii. Kieruje tym wydawnictwem Wojtek Ornat, twórca firmy i jej dobry duch, kiedyś zaproponował, abym wybrał jakąś książkę ojca do druku. To już wiem jaką – „Wolność wyboru”. A to cytat z eseju pisanego na początku lat 60., słowa profetyczne: „Maszyny stają się coraz bardziej skomplikowane, psychologia ludzi, którzy te maszyny tworzą, nie komplikuje się w tym stopniu, człowiek nie zmienia się z równą szybkością jak twory jego geniuszu. Stąd rodzi się lęk przed supremacją cywilizacji technicznej, której przedmioty dostępne są oglądowi, ale zrozumienie ich struktur przerasta możliwości niewtajemniczonych w wyższą matematykę. (…) Wielka księga poezji, tak długo czytana przez mieszkańców planety, staje się coraz bardziej obca, tak jakby historia literatury, która zamyka się i otwiera wciąż na nowo, miała się tym razem zamknąć na zawsze”. Wernisaż, malarstwo mojego przyjaciela i wieloletniego tenisowego partnera Łukasza Korolkiewicza. Akademia Sztuk Pięknych, wejście od Traugutta, sto metrów od Krakowskiego Przedmieścia. Polecam gorąco. Wspaniałe malarstwo, niemodne dzisiaj, realizm magiczny. Łukasz to nie tylko malarz, ale i pożeracz książek, intelektualista. Kilka obszernych sal, przyjaznych obrazom. Jak zwykle u Łukasza to duże formaty. Spotykam licznych znajomych. Jest bliska mi Joasia Wiszniewska, ciekawa graficzka, mam sporo jej prac w domu; Andrzej Bieńkowski, niedoceniony malarz, zbieracz muzyki ludowej, mam jego obraz dotyczący tej właśnie jego pasji. Podchodzi Ewa Porębska, do niedawna szefowa miesięcznika „Architektura”, kiedyś przez kilka lat pisałem felietony o architekturze do tego pisma. Objawił się szczęśliwie marszand Artur Krajewski, jest mi winien kilka akwarel Piotra Krosnego i skrzynię, w której do Sztokholmu powinny wrócić obrazy Piotra zalegające w moim domu. Zrobiłem Piotrowi dwie wystawy w Warszawie, ale niestety przeszły bez echa. Nie mam już siły walczyć dalej. Rozmawiam z Łukaszem, zadowolony z wystawy – on, malkontent, zawsze niezadowolony. Znalazłem na jednym obrazie siebie gołego jak mnie pan bóg stworzył, poniżej siedzi nagi Łukasz w masce, on w zbliżeniu, a ja w oddali, ale przynajmniej dla siebie rozpoznawalny. Jaki ja byłem wtedy szczupły. Obraz trochę gejowski. Ale miło mi być podwójnie na tej wystawie. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 42/2024

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun