Planowanie czystek etnicznych, których ofiarami mają być dziesiątki tysięcy ludzi, jest planowaniem zbrodni wojennej Dr hab. Wawrzyniec Konarski – politolog, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kierownik Zakładu Polityki Etnokulturowej w Instytucie Studiów Międzykulturowych UJ. Wnuk Walentego Taisa, górala z Beskidu Makowskiego, legionisty Piłsudskiego oraz osadnika polskiego na Wołyniu, do 1940 r. mieszkańca Osady Ostrowskiej koło Beresteczka, następnie wywiezionego wraz z rodziną do obwodu archangielskiego. Mamy lipiec, więc znów głośno o Wołyniu. Czy to się kiedyś skończy? – Myślę, że to stosowny moment, żeby przypomnieć coś, o co nieraz apelowałem, a co dotąd nie może dojść do skutku – potrzebny jest polsko-ukraiński okrągły stół: historyków, politologów, kulturoznawców. Bez udziału polityków! Przy takim stole byłaby szansa na głęboką dyskusję o sprawach spornych i dramatycznych w naszych relacjach. Nie wierzę w taki okrągły stół. – Wiem, że to trudne, gdyż ciągle mamy rozbieżne interpretacje tego, co się stało w czasie wojny na Wołyniu. A nawet rozbieżne podejście. W Polsce żyjemy w grzechu przemilczania, natomiast na Ukrainie – odwrotnie! Tam fetyszyzuje się osoby, które gdzie indziej w zasadzie nie miałyby szansy zostać uznane za bohaterów narodowych. Taka sytuacja w sposób naturalny będzie przedłużać spory między naszymi narodami. Z jednej strony będą werbalne deklaracje współpracy i przyjaźni, a z drugiej cieniem będzie się kłaść historia, póki jej się nie wyjaśni. Nie rozdrapie… – Zadaniem intelektualistów jest dążenie do tego, żeby przedstawić jak najwięcej faktów, żeby uwypuklić to, co nieodzowne w takiej analizie – ciąg przyczyn i skutków. Bo jeśli będziemy mieszać skutki z przyczynami, to w przypadku zadawnionych sporów nie ma szans, by przynajmniej kolejne pokolenia mogły dojść do jakiejś formy pojednania, do czego wstępem byłoby wspólne uznanie protokołu rozbieżności. Co jest białe, a co czarne? Trudno wierzyć w okrągły stół i poważne dyskusje w sytuacji, w której złamie pan ukraińskie prawo, jeśli powie o jedno słowo za dużo o Banderze. Na Ukrainie mówienie o nim źle jest zakazane i karane. – Uchwalenie takiego prawa uważam za bardzo nierozsądne czy wręcz szkodliwe, żeby nie powiedzieć urągające pamięci osób, które są ofiarami tego, co się stało w czasie wojny. To nie będzie tworzyło atmosfery zaufania między Polakami a Ukraińcami i nie będzie budowało reputacji Ukrainy w innych krajach. Nikt nie zrozumie, jak można gloryfikować osoby oskarżane o inspirowanie i dokonywanie aktów ludobójstwa. Proszę popatrzeć, jak jest w świecie odbierany bohater walki z apartheidem Nelson Mandela. Jako człowiek niezłomny, który był bohaterem i nigdy nie wzywał do eksterminacji fizycznej swoich wrogów. Postawiłby pan obok niego Banderę? Ale na Ukrainie mówią: on i jego towarzysze to nasi bohaterowie narodowi. My z nich. – Pół biedy, gdyby taką tezę postawić jako jedną z wielu. Natomiast jeśli taką opinię sankcjonuje prawny zakaz krytyki Bandery i osób mu podobnych, likwiduje to w zarodku wszelkie szanse na normalną dyskusję w gronie także samych Ukraińców. Również dla wielu Polaków, którzy chcieliby pracować na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego, ta apologetyka jest oczywistym hamulcem. Ale oni mówią: taka jest nasza historia. – Byłem wolontariuszem w trakcie trzeciej rundy wyborów prezydenckich, w których wygrał Wiktor Juszczenko. Pamiętam te wybory, pamiętam bardzo dużo sympatii wobec Polski i Polaków. Pamiętam też, że na Majdanie były ustawione namioty czerwono-czarne, czyli w barwach ukraińskiego nacjonalizmu. Wtedy jednak nie było kłótni, chodziło o to, żeby Juszczenko wygrał jako rodowodowo i moralnie lepszy od Janukowycza. Natomiast już wtedy wiedziałem, że jeżeli będzie się zamiatać pod dywan dramatyczne fakty z przeszłości, nasze trudne relacje co pewien czas będą dawały o sobie znać z podwójną siłą. Problem nie polega więc na tym, żeby negować jakiekolwiek prawa Ukraińców do interpretacji własnej historii. Chodzi o to, żeby Ukraińcy jako nasi sąsiedzi i partnerzy zdawali sobie sprawę z tego, że coś, co dla nich jest białe, nie będzie białe dla wszystkich, a często będzie wręcz czarne. Czy Ukraina ma swoich bohaterów? Porozmawiajmy o ukraińskich bohaterach. Dlaczego został nim Bandera? Nie ma innych kandydatów? – Jest ich bardzo dużo! W czasie moich wykładów na Ukrainie, w Kijowie, w Iwano-Frankiwsku (dawnym Stanisławowie), i rozmów na seminariach miałem okazję podnosić te wątki. I przypominać