Służby specjalne USA kontrolują niemal całą elektroniczną korespondencję ludzkości „Witajcie w przyszłości! Tylko uważajcie, żebyście nie mieli nic do ukrycia”, ostrzegł dziennik „New York Times”. Służby specjalne Stanów Zjednoczonych prowadzą totalną inwigilację na skalę światową. Wszelkie informacje z internetu, dane na temat połączeń telefonicznych, transakcji z użyciem kart kredytowych trafiają do komputerowej bazy Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) na południe od Salt Lake City w stanie Utah. Kosztem 2 mld dol. NSA tworzy tam nowy superkompleks komputerowy, który będzie mógł zmagazynować co najmniej 5 mld gigabajtów danych. Kolosalne serwery pomieszczą całą globalną korespondencję elektroniczną przez najbliższe 100 lat. Internetowe firmy – Facebook, Google, Yahoo, YouTube, PalTalk, Skype, AOL i inne grzecznie współpracują ze szpiegami Wuja Sama. Tak wyrafinowanego systemu kontroli mógłby pozazdrościć Orwellowski Wielki Brat. Zbieg zdradza tajemnice Zajmująca się wywiadem zagranicznym NSA owiana jest mgłą tajemnicy. Amerykanie żartobliwie tłumaczą jej skrót jako „No Such Agency”, czyli „Nie ma takiej agencji”. O tym, że NSA zbiera elektroniczne dane niczym gigantyczny odkurzacz, wiedziano od dawna. Robi to za pomocą satelitów oraz instalowanych w różnych krajach anten przechwytujących informacje telefonii komórkowej. Niewyobrażalną skalę tego szpiegostwa ujawnił 29-letni Edward Snowden, funkcjonariusz Centralnej Agencji Wywiadowczej, potem NSA, wreszcie pracownik ściśle związanej z wywiadem Stanów Zjednoczonych informatycznej firmy Booz Allen Hamilton, która skierowała go do bazy NSA na Hawajach. Z dostępnych informacji wynika, że Snowden to idealista, który porzucił śliczną przyjaciółkę i dom na Hawajach, zrezygnował z pensji w wysokości 200 tys. dol. rocznie, ponieważ nie mógł się pogodzić z systemem totalnej kontroli. „Nie chcę żyć w społeczeństwie, które robi takie rzeczy. Nie chcę żyć w świecie, w którym wszystko, co mówię lub robię, jest nagrywane”, powiedział potem reporterom. Podkreślił, że nie jest bohaterem ani zdrajcą, ale po prostu Amerykaninem, który wierzy w wolność. Edward Snowden potajemnie skopiował dokumenty dotyczące programu PRISM (Pryzmat) inwigilacji internetu oraz innego programu kontroli połączeń telefonicznych, poprosił o urlop i 20 maja przyjechał do Hongkongu. Tam przekazał dokumenty dziennikarzom „Washington Post” oraz brytyjskiego „Guardiana”. Upoważnił ich też, aby ujawnili jego tożsamość. Młody człowiek zdaje sobie sprawę, że już nie zobaczy swojego domu. Snowden stał się jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi świata. W USA wielu polityków, np. senator Dianne Feinstein, przewodnicząca komisji ds. służb specjalnych, uznało go za zdrajcę. Były członek Izby Reprezentantów i kandydat na prezydenta Ron Paul wyraził obawę, że rząd USA uśmierci zbiega za pomocą pocisków samosterujących lub dronów – automatycznych samolotów. Edward Snowden zamierza ubiegać się o azyl polityczny w kraju, „który podziela jego wartości”, takim jak Islandia. Dygnitarze w Moskwie sugerują, że uciekinier mógłby uzyskać azyl w Rosji. Postępowanie służb specjalnych USA skrytykował prezydent Putin. Oczywiście pachnie to hipokryzją – rosyjski wywiad również inwigiluje portale społecznościowe. Jeśli Snowden zostanie schwytany, nie uniknie wysokiej kary więzienia. Obecnie przed sądem w Fort Meadow toczy się proces żołnierza Bradleya Manninga, który przekazał mnóstwo tajnych dokumentów dyplomatycznych portalowi WikiLeaks. Manning z pewnością zostanie skazany na 20 lat, może nawet na dożywocie. Rząd USA zamierza dać odstraszający przykład innym „zdrajcom”. Totalna inwigilacja Po zamachach z 11 września 2001 r. w Stanach Zjednoczonych zapanowała psychoza strachu, umiejętnie podsycana przez rząd. Waszyngton ogłosił globalną wojnę z terroryzmem i zaczął wojny w Afganistanie i w Iraku, w których kilkaset tysięcy ludzi zginęło lub zostało rannych. Do dziś Stany Zjednoczone polują za pomocą samolotów automatycznych na podejrzanych o terroryzm, którzy w ten sposób są poddawani egzekucji bez wyroku sądowego. Przy czym ofiarą padają także obywatele USA oraz ludzie niewinni. W atmosferze strachu ograniczono prawa obywatelskie, rozbudowane służby specjalne zyskały zaś niemal nieograniczone uprawnienia. Nie należy więc się dziwić, że każde umieszczone w internecie zdjęcie, wpis, rozmowa na czacie, SMS i film trafiają do kolosalnej bazy danych NSA w stanie Utah. Szefowie firm internetowych, np. Facebooka czy Google, zaprzeczają, jakoby „bezpośrednio”
Tagi:
Krzysztof Kęciek