Wplątany w historię

Wplątany w historię

Józef Musioł, mieszkając i pracując w stolicy, stworzył w niej przylądek śląskości Każdy, kto pozna Józefa Musioła, prędzej czy później musi usłyszeć o jego fascynacji Śląskiem. Zaryzykuję stwierdzenie, że moment ten następuje przeważnie w pierwszej godzinie rozmowy. Mimo że z rodzinnego regionu wyprowadził się w latach 70. XX w., nigdy tak naprawdę nie utracił swojej tożsamości. Mieszkając i pracując w stolicy, stworzył w niej przylądek śląskości – Towarzystwo Przyjaciół Śląska w Warszawie (1988), którego do dziś jest prezesem. Wokół niego i przez lata zgromadziło się wiele wybitnych osobowości życia kulturalnego, a samo TPŚl. pełni funkcję swoistej „ambasady” Śląska. Towarzystwo nie poprzestaje jedynie na organizacji wydarzeń kulturalnych. Zdarza się, że często odnosi się ono do bieżących sporów dotyczących Śląska piórem swojego prezesa. Śląsk jest spoiwem wydarzeń, relacji i związków w życiu Józefa Musioła. W biografii większości jego bliskich przyjaciół znajduje się przynajmniej śląski epizod, jednak najczęściej jest to śląskie pochodzenie lub powstańcza przeszłość któregoś z członków rodziny. Przeważnie za owym pochodzeniem podąża także wspólna wizja tego, czym Śląsk jest i jakie jest jego miejsce na współczesnej mapie Polski. W dużym uproszczeniu mówiąc, w debacie publicznej występują dwie rozbieżne tożsamości regionu. Dzisiaj dla większości mieszkańców ziem od Katowic po Opole świadome „bycie Ślązakiem”, utożsamianie się z kulturą i tradycją Śląską oznacza – polski patriota. Natomiast dla osób urodzonych na tamtym terenie przed II wojną światową oznaczało to konieczność opowiedzenia się po stronie któregoś z państw – Polski lub Niemiec. Dziś mówienie o tych wyborach stanowi podstawę dumy wielu mieszkańców tej części Polski. Pochodzący ze Śląska Franciszek Pieczka, zapytany o tożsamość Ślązaków przed II wojną, opisał ją w następujący sposób. Franciszek Pieczka: Często jeden brat był orientacji niemieckiej, a drugi mocnej orientacji polskiej, patriotycznej. To niezwykle pogmatwana historia. Powtarzałem to moim kolegom, mówiłem: „Jaka w tym wasza zasługa, że jesteście Polakami? U nas na Śląsku należało zgłosić swoją przynależność do narodu polskiego, opowiedzieć się za Polską”. Jest to rozumienie Śląska jako swoistego patriotycznego pars pro toto. Powstania śląskie to wszak polskie powstania narodowe, więc walka o tożsamość śląską to walka o polską tożsamość narodową. W tym nurcie mieści się zarówno Józef Musioł, jak i podejmowane przez niego inicjatywy. Tak na śląskość patrzy TPŚl. w Warszawie, taki obraz regionalnego patriotyzmu wyłania się z książek sędziego i taką wizję Ślązaka w większości potwierdzają śląscy znajomi naszego bohatera. Nieprzypadkowo zasiada i przewodniczy Radzie Programowej Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, będącego bodaj najlepszym ambasadorem tak pojętej regionalnej tożsamości. (…) • Na fali demokratycznych przemian powstała organizacja, która do dziś spędza sen z powiek nie tylko Józefowi Musiołowi. Grupa ludzi zrzeszona w ramach Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ) uznała w 1990 r., że kulturowa odrębność Śląska sięga znacznie głębiej niż gwara i występy zespołów ludowych. RAŚ od początku domagał się dla swojego regionu pełnej autonomii, na wzór tej przedwojennej. Postulatom dotyczącym tej daleko idącej samorządności zaczęły towarzyszyć także dążenia zmierzające do uznania gwary śląskiej za osobny język, a Ślązaków za osobny naród. Z inicjatywy RAŚ powstał Związek Ludności Narodowości Śląskiej. Przez wiele lat ta mało znacząca grupa działaczy była elementem lokalnego folkloru. O RAŚ zaczęto mówić głośno, gdy w 2004 r. przewodniczącym tej organizacji został Jerzy Gorzelik. Młody działacz, pół-Ślązak, należący do nowego pokolenia RAŚ, otworzył tę organizację na przyjezdnych i „werbusów”, tych, którzy na Śląsk przyjechali wiele lat temu i tych, którzy na Śląsku zapuścili korzenie niedawno, w tym także śląskich Niemców. W ciągu czterech lat ten polityczny strateg ściągnął na siebie uwagę mediów i zjednał sympatię dziennikarzy, a także, choć stopniowo, polityków. Jednym z tych, którzy poparli dążenia Ruchu do autonomii, był w 2006 r. ówczesny przyjaciel Józefa Musioła, Kazimierz Kutz. Krępy, rubaszny i bezkompromisowy reżyser „Pułkownika Kwiatkowskiego” to w pewien sposób obraz Ślązaka w krzywym zwierciadle – zadziornego, dumnego gawędziarza z katowickich familoków. Ta barwna postać urzekała i zjednywała sobie sympatię, także przez bezobcesowy sposób wypowiadania się oraz pewną charyzmatyczność.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 24/2018

Kategorie: Sylwetki