Grupa Lotos przez lata pompowałapieniądze w projekt, który od początkunie miał szans powodzenia 20 maja 2008 r. należąca do Grupy Lotos spółka LOTOS Exploration and Production Norge AS podpisała z norweską spółką Revus Energy ASA porozumienie dotyczące zakupu 10% udziałów w koncesjach wydobywczych nr PL 316, PL 316B, PL 316CS i PL 316DS na Morzu Północnym. Koncesje te obejmowały złoże Yme wraz z dodatkowym obszarem poszukiwawczym. Wspomniane złoże znajduje się w odległości 110 km od brzegu w południowej części norweskiego sektora Morza Północnego. Zgodnie z szacunkami operatora – kanadyjskiej spółki Talisman – wspomniane 10% zasobów kupionych przez Lotos miało dać ok. 6,8 mln baryłek – czyliok. 900 tys. ton. Rozpoczęcie wydobycia ze złoża planowano na drugą połowę 2009 r.W październiku 2008 r. Lotos dokupił kolejne 10% udziałów we wspomnianym złożu i ogłosił, że ma bezpośredni dostęp do surowca. Przyszłość miała być świetlana. Dziś wiemy, że z tych ambitnych planów nic nie wyszło, a zamiast pompować ropę z dna Morza Północnego, Lotos wpompował w nie ok. 1,7 mld zł.Miraż zysków O tym, że norweski interes to hucpa, wiadomo było od dawna. W styczniu 2000 r.koncern Statoil podjął decyzję o przerwaniu wydobycia z tego złoża. Miesięczna produkcja wynosiła wówczas 861 tys. baryłek ropy, a obecność wody w pozyskanym surowcu oscylowała wokół 26%. Norwegowie uznali, że jest to nieopłacalne, i w kwietniu 2001 r. zaprzestali eksploatacji złoża oraz wstrzymali wszelkie inwestycje. W produkowanej ropie naftowej wody było wówczas 68%.Co takiego się stało siedem lat później, że Lotos zdecydował się kupić 20% udziałów w mało perspektywicznym złożu? Być może nadzwyczaj wysokie wówczas ceny ropy, które przed upadkiem banku Lehman Brothers i początkiem światowego kryzysu zmierzały w stronę 200 dol. za baryłkę? A może mocarstwowe ambicje prezesa Grupy Lotos Pawła Olechnowicza, który chciał, by kierowana przez niego spółka miała bezpośredni dostęp do złóż? Może ułudna wizja nadzwyczajnych zysków, jaką roztoczyli przed nim przedstawiciele kanadyjskiej spółki Talisman będącej operatorem wspomnianego złoża? Albo, jak mówią źli ludzie, chodziło o prowizje, które poszły bokiem w związku z tą transakcją. Bo przecież – jak mnie zapewniano – zarząd Grupy Lotos musiał wiedzieć, że wydobycie ropy naftowej z tego złoża jest i będzie nieopłacalne.Rzecz jasna, nikt nie kwestionował podjętych w 2008 r. decyzji. Media i politycy piali z zachwytu, a prezes Olechnowicz przyjmował gratulacje i zbierał kolejne tytuły wybitnego menedżera. Dzięki norweskim odwiertom Lotos miał zdywersyfikować źródła dostaw surowca do swojej rafinerii i osiągnąć rekordowe zyski. Zapowiadano, że pompowanie ropy z dna Morza Północnego ruszy w 2009 r. Miała się tym zająć nowo wybudowana platforma wydobywcza. Ale wszystko poszło nie tak. Na temat złoża Yme zapadła w mediach głucha cisza.30 września 2009 r. przerwał ją poseł Sławomir Kopyciński, który pytał ministra skarbu państwa w interpelacji złożonej do laski marszałkowskiej: „Czy eksploatacja złoża ropy o zawodnieniu 65% jest ekonomicznie opłacalna i czy podjęcie decyzji o zainwestowaniu w wydobycie ze złoża Yme znajduje swe uzasadnienie w poziomie cen ropy na rynkach światowych i ewentualnych kosztach wydobycia?”.Z godnością odpowiedział mu Aleksander Grad, który stwierdził: „Obecnie sytuacja na rynku ropy naftowej znacznie się poprawiła w porównaniu do czasu, w którym zaprzestano eksploatacji złoża Yme, co stworzyło podstawy do wznowienia produkcji. Aktualne ceny ropy naftowej Brent oscylują wokół 70-75 dol. za baryłkę, natomiast jednostkowy średni koszt operacyjny wydobycia na złożu Yme planuje się na poziomie ok. 35 dol./bbl. Przy takiej sytuacji rynkowej oraz ww. parametrach operacyjnych podjęcie decyzji o zainwestowaniu w wydobycie ze złoża Yme jest uzasadnione”.Później było już tylko gorzej. Grupa Lotos z podziwu godną konsekwencją pompowała pieniądze w projekt, który, jak dziś wiemy, od początku nie miał szans powodzenia.I co z tego, że w połowie 2009 r. związkowcy z należącej do Lotosu spółki wydobywczej Petrobaltic informowali o wyprowadzeniu 700 mln zł z rachunku ich firmy na norweską inwestycję? Ostrzegali, że odbije się ona na planach rozwojowych ich firmy. Nikt nie chciał tego słuchać. Związkowcy uprzykrzali życie prezesowi Olechnowiczowi, pisząc kolejne listy do premiera Tuska i oskarżając o wypompowanie
Tagi:
Marek Czarkowski