W zamyśle Berlina pakt Ribbentrop-Mołotow miał zmusić Polskę do przyjęcia bez walki żądań Hitlera w sprawie Gdańska i korytarza przez Pomorze Przygotowanie do napaści na Polskę Hitler rozpoczął wprawdzie już wiosną 1939 r. (Fall Weiss), lecz ostatecznym dopingiem stał się dlań pakt o nieagresji zawarty między Berlinem a Moskwą 23 sierpnia 1939 r. Pakt ten zapalił zielone światło dla wojny. Taka jest powszechna opinia historyków. Nigdzie jednak dotychczas nie zauważono, że w zamyśle Berlina pakt miał najpierw spełnić inny cel – zmusić Polskę bez walki do przyjęcia żądań Hitlera w sprawie Gdańska i eksterytorialnej autostrady przez korytarz pomorski. W Berlinie kalkulowano wówczas, że za pomocą paktu straszaka uda się skłonić Polskę do kapitulacji, a co za tym idzie, kontynuować bezkrwawo ekspansję terytorialną w Europie, począwszy od wkroczenia do Nadrenii w 1936 r. Przekonujące ślady tej sensacji historycznej znalazłem w napisanej już po wojnie (w 1966 r.) książce pisarza Edwina Ericha Dwingera, nadwornego propagandysty ministra propagandy Josepha Goebbelsa, zatytułowanej „Zwölf Gespräche” („12 rozmów”). Drukuje on tam omówienie rozmowy, jaką Dwinger już po agresji na ZSRR przeprowadził z ambasadorem Rzeszy w Moskwie, Friedrichem Wernerem von der Schulenburgiem, alfą i omegą przygotowań do podpisania tego paktu. A więc z osobą wtajemniczoną. Ambasador von Schulenburg, indagowany przez Dwingera o ukryte niemieckie intencje związane z paktem Ribbentrop-Mołotow, odparł: „Wielka nasza korzyść z tego układu polegała wyłącznie na możliwości wykorzystania go jako środka nacisku na Polskę i uzyskania od niej gotowości do rokowań”. Na to Dwinger: „Dziękuję panu, panie ambasadorze, że słyszę to bezpośrednio od pana. Podobnie jak pan rozumowałem od początku, dla mnie było to wnioskowanie jak najbardziej oczywiste”. Von Schulenburg: „Dzisiaj nie ulega już dla mnie najmniejszej wątpliwości, że Polska spełniłaby nasze uzasadnione życzenia, Anglia zaś by przy tym nawet asystowała, gdybyśmy wówczas uzmysłowili Polakom niebezpieczeństwo nowego rozbioru Polski”. Dwinger, notabene autor kilku antypolskich pozycji, „oświecony” sensacją sprzedaną mu przez ambasadora von Schulenburga, rozmawiał później z kilkoma polskimi właścicielami ziemskimi, których majętności znajdowały się za Bugiem. Wszyscy zgodnie go zapewniali, że stojąc przed wyborem: utrata wszelkich praw w Gdańsku i eksterytorialna autostrada przez korytarz pomorski albo rozbiór kraju przez obie dyktatury i przejęcie tak wielkiego terytorium przez Moskwę, rządzący w Warszawie z całą pewnością skapitulowaliby przed Hitlerem i do września by nie doszło. Jednak prawdę o pakcie znał tylko Zachód, nie zaś najbardziej zainteresowana nim Polska. Warszawa spoglądająca tradycyjnie lekceważąco na Wschód nie była świadoma konsekwencji paktu. Na wiadomość o podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow Beck zareagował ostentacyjnie lekceważąco. Podobnie w warszawskiej prasie wiadomość z Moskwy odnotowano zaledwie kilkuzdaniową notatką na dalszych stronach. Paweł Starzeński, osobisty sekretarz Becka, w książce „Trzy lata z Beckiem” ogranicza się ledwie do jednego lakonicznego zdania o tym pakcie „23 sierpnia pękła największa bomba – Ribbentrop leci do Moskwy”. Jak na bombę trochę mało tekstu. Prawa ręka Becka, wiceminister spraw zagranicznych, Jan Szembek, tuba poglądowa szefa, jeszcze wiosną 1939 r. pisał do przyjaciela: „Nie wierzę, by Rosja chciała powrócić do wspólnej granicy z Niemcami, a w każdym razie byłoby dla nich niewygodne wiązanie się z góry z jedną ze stron. Ambasador Grzybowski pisał mi zresztą, że coraz więcej jest dowodów na to, iż odejście Litwinowa ma za swoje źródło niełaskę osobistą i nie oznacza zmiany kierunku polityki sowieckiej”. Jeszcze 29 sierpnia 1939 r. ambasador RP w Moskwie, Wacław Grzybowski, raportował do Warszawy, że wspomniany pakt „znacznie odciążył” sytuację, w jakiej znalazł się nasz kraj! Jak widać, opinie polskich dyplomatów i polityków rozmijały się całkowicie z rzeczywistością. Podobnie nie dopuszczali oni nawet myśli, że zachodni alianci prowadzą oszukańczą grę wobec Polski, że mogą przed Warszawą coś istotnego przemilczeć, ukryć. Nawet podpisując 26 sierpnia układ o wzajemnej pomocy z Polską, Anglicy nie pisnęli słowem, co nas czeka, chociaż znali także treść tajnego protokołu paktu Ribbentrop-Mołotow. Na wiadomość z Moskwy całkiem inaczej zareagował Londyn. Natychmiast zwołano posiedzenie rządu. Francuzi nawet obwiniali Polaków, że to oni swą nieustępliwością doprowadzili do podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. Von Weizsacker, prawa ręka Ribbentropa, już
Tagi:
Eugeniusz Guz