Mały czarodziej wkracza na ekrany polskich kin. Dzieciaki szykują się na przygodę, a rodzice – na drenaż kieszeni W angielskim miasteczku Carnforth, na bocznicy kolejowej stoi Hogwarts Express, który wiózł uczniów do słynnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa. I jak wieść niesie, będzie stał dalej, bo wytwórnia Warner Bros. – właściciel praw do filmu „Harry Potter i kamień filozoficzny” – nie wyraziła zgody na uruchomienie stałych połączeń pociągu, który „zagrał” w tej produkcji. Jednak mimo tej straty magia najsłynniejszego małego czarodzieja działa zbawiennie na brytyjski przemysł turystyczny. British Tourist Authority, organizacja odpowiedzialna za promocję turystyki, umieściła na swej stronie internetowy plan Wielkiej Brytanii, zaznaczając na nim to, co wiąże się z przygodami Harry’ego Pottera – słynne zamczyska, parowozy, a nawet siedliska duchów albo stworzeń znanych z książki – oraz miejsc, gdzie kręcono ekranizację pierwszej z cyklu powieści. Od stóp do głów Na szaleństwie Potteromanii korzystają przede wszystkim producenci wszelkiego rodzaju gadżetów. Niestety, w asortymencie brak prawdziwej pelerynki-niewidki, za którą zatęsknić mogą rodzice fanów Harry’ego. Gadżetów jest bez liku, nie wszystkie jeszcze do nas dotarły, ale pewnie pojawią się po premierze filmu. Na początek potrzebny jest kapelusz, różdżka, okulary i oczywiście miotła. Są jeszcze koszulki, gry, makiety, karty, słodycze, zeszyty, zakładki, notesy oraz puzzle. Producenci odgrażają się, że podobizna Harry’ego będzie towarzyszyła dzieciom od świtu do zmierzchu: na piżamie, budziku, kołdrze, pojemniku na drugie śniadanie, sztućcach, itd. A są przecież jeszcze letnie wakacje, na które koniecznie trzeba wyjechać do letniej szkoły magii. Aby poczuć się nowo przyjętym uczniem Hogwartu, wystarczy wejść na internetową witrynę filmu, odwiedzaną co miesiąc przez prawie 400 tys. osób w samej Wielkiej Brytanii. Odwiedzający zostaje przydzielony do jednego z domów, otrzymuje różdżkę, własne zwierzątko i może sprawdzić swoje predyspozycje do gry w quidditcha. Polskie strony również notują sześciocyfrowe liczby odwiedzin miłośników Harry’ego. Niektórzy usiłują spieniężyć – dosłownie – marketingowy sukces Harry’ego. Monety z jego podobizną będą prawnym środkiem płatniczym należącej do Zjednoczonego Królestwa wyspy Man, a kanadyjska mennica wybije medale m.in. z podobiznami Harry’ego i jego przyjaciół – Rona i Hermiony. Może w Polsce, podobnie jak w Anglii, ku uciesze okulistów i optyków noszenie okularów stanie się modne? Albo ktoś powieli pomysł redakcji rosyjskiej gazety, aby rozegrać mecz quidditcha, tyle że za „miotły” posłużą ramiona dorosłych? Szatańskie wersety Harry Potter wszedł już do kanonu popkultury, czy to się komuś podoba, czy nie. A wielu się nie podoba. Przeciwnicy książek Joanne Kathleen Rowling oskarżają je o szerzenie okultyzmu i propagowanie magii. Szeroko opisywano fakt spalenia ich na stosie przez wspólnotę religijną z Nowego Meksyku. Ciekawe, czy przedtem spopielili też baśnie Andersena i braci Grimm albo „Piotrusia Pana”. Przecież w literaturze dla dzieci małych i trochę większych aż roi się od wróżek, magicznych stworzeń oraz zjawisk nadprzyrodzonych. Co tu daleko szukać, „Akademia Pana Kleksa” to nic innego jak rodzima opowieść o szkole dla czarodziejów – w dodatku świetnie napisana. Autorka zdecydowanie odpiera zarzuty. – Spotykałam się z tysiącami dzieci i ani razu żadne nie podeszło do mnie, mówiąc: „Pani Rowling, tak się cieszę, że przeczytałam te książki, bo pod ich wpływem chcę zostać czarownicą”. Jej sąd zdaje się podzielać pewien holenderski ksiądz, który celebrował mszę w kapeluszu czarodzieja, otoczony najmłodszymi wiernymi w strojach a la Harry. Duchowny twierdzi, że widzi mnóstwo podobieństw między losem Harry’ego Pottera i życiem Jezusa, w tym najważniejsze: to, „że niemożliwe jest zwycięstwo bez wysiłku”. Mały czarodziej stał się już obiektem parodii. Michael Gerber, pisarz z Chicago, stworzył postać Barry’ego Trottera, który pokrótce charakteryzuje się tym, że pali papierosy, beka i wydaje pieniądze na potęgę, a otoczenie traktuje go jak gwiazdę rocka. Gerber twierdzi, że chciał oddać hołd J.K. Rowling, a nie podważyć jej autorytet u dziecięcych odbiorców. – Jestem fanem jej książek. Główny problem polega na tym, że chociaż są wspaniałe, mam dość oglądania ich dosłownie wszędzie. Zapewne podobnie myślał austriacki założyciel słynnej już linii telefonicznej – której zasięg stale
Tagi:
Katarzyna Długosz