Byłem jak dziwka, dając wszystkim na prawo i lewo – przyznał były prezes PZU Życie. Łącznie uzbierało się tego 170 mln zł Wiatrówka na grzbiecie, zarośnięta, wychudzona twarz i reklamówka w ręku. Kto pamięta Grzegorza Wieczerzaka sprzed dwóch lat, dziś miałby problemy z rozpoznaniem go. Nic nie zostało z elegancko ubranego, zadbanego i niemal zawsze uśmiechniętego człowieka. Kilkunastomiesięczny pobyt w areszcie najwyraźniej nie służył byłemu prezesowi PZU Życie. I dlatego kiedy na początku kwietnia br. pojawił się w Sądzie Rejonowym Warszawa Śródmieście, prawdopodobnie nie zwrócono by na niego uwagi, gdyby nie wyjątkowo silna ochrona policyjna. Jak złośliwie zauważył jeden z dziennikarzy, towarzystwo funkcjonariuszy to jeden z nielicznych już dowodów wielkości władającego do niedawna milionami złotych Wieczerzaka. Wielkości, z której już wkrótce przyjdzie mu tłumaczyć się przed sądem. Oto bowiem na 27 maja br. wyznaczono początek procesu, w którym głównym oskarżonym będzie właśnie były prezes. Na razie salę rozpraw zarezerwowano na 12 dni. Mało kto jednak wierzy, by skład sędziowski zdołał w tak krótkim czasie doprowadzić do skazania Grzegorza Wieczerzaka i jego wspólników. Pożyczał i przywłaszczał – Grzegorzowi W., byłemu prezesowi PZU Życie SA, zarzucono działanie na szkodę spółki w okresie od jesieni 1998 r. do lutego 2001 r. – mówi Zbigniew Jaskólski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. – Z ustaleń prowadzonego przez nas śledztwa wynika, iż oskarżony nie zapewnił odpowiedniego poziomu rentowności, bezpieczeństwa i płynności dokonywanych przez spółkę inwestycji, zwłaszcza przy udzielaniu pożyczek i nisko oprocentowanych depozytach. Przyznawał je, nie zważając na złą kondycję finansową kredytowanych firm, wśród których znalazły się m.in. spółki Metroprojekt i BI Code. Dokonywał również zakupu akcji Narodowych Funduszy Inwestycyjnych po zawyżonych cenach. Efekty jego działań przyniosły łączne straty w wysokości 173.447.296 zł. Ponadto postawiono mu zarzut usiłowania przywłaszczenia kwoty 9.424.661 zł, jaką PZU Życie zapłaciło za część nieruchomości położonej we Wrocławiu. Grzegorzowi W. zarzucono także poświadczenie nieprawdy oraz naruszenie przepisów o działalności ubezpieczeniowej i ustawy o rachunkowości. Obok Grzegorza Wieczerzaka na ławie oskarżonych zasiądzie jeszcze dziewięć osób (patrz ramka). Wszyscy, z wyjątkiem głównego oskarżonego, odpowiadać będą z wolnej stopy – za sprawą kaucji o łącznej wartości 950 tys. zł. Przypomnijmy, iż obrońcom prezesa nie udało się wyciągnąć go z aresztu. Nie byli w stanie zebrać olbrzymiej kwoty 6,5 mln zł, której w ramach poręczenia majątkowego zażądał sąd. – Ustanowienie tak wysokiej kaucji było dobrą decyzją – mówi jedna z osób bezpośrednio związanych z prowadzonym śledztwem. – Gdyby bowiem Grzegorz Wieczerzak wyszedł na wolność, z miejsca zacząłby mataczyć. Wykorzystałby wszystkie swoje wpływy i kontakty tak skutecznie, że raczej nie zakończylibyśmy tej sprawy. Poza tym jest jeszcze inna kwestia, związana z bezpieczeństwem byłego prezesa. Od kiedy do mediów przedostała się wiadomość, że zaczął sypać, wielu ludzi, z którymi wcześniej prowadził ciemne interesy, mogło poczuć się zagrożonych. Kto wie, czy po opuszczeniu aresztu na Rakowieckiej Wieczerzak cały i zdrowy przejechałby przez Warszawę… Wolniej przez Rywina Akta sprawy, której początek wyznaczono na 27 maja, są doprawdy imponujące – liczą 292 tomy i obejmują protokoły przesłuchań 174 świadków. Znalazły się w nich również opinie sześciu biegłych z zakresu księgowości, rynku kapitałowego i informatyki. – Wykonaliśmy kawał dobrej roboty – Zygmunt Kapusta, szef prokuratury apelacyjnej, nie kryje zadowolenia. – I to w sytuacji, gdy zewsząd słyszeliśmy, że tej sprawy nie uda się nam zakończyć. Bo weźmy choćby zespół obrońców pana Wieczerzaka – Jacek Gutkowski, były doradca ministra sprawiedliwości, Marek Gumowski, były szef Instytutu Lecha Wałęsy, kiedyś prokurator wojewódzki w Łodzi, oraz Czesław Jaworski, jeszcze niedawno prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Słowem – trzech znakomitych prawników, kwestionujących niemal każde nasze posunięcie. No i sprawa Rywina, równolegle prowadzona przez prokuraturę. W tej chwili więcej moich współpracowników zajmuje się Rywinem niż Wieczerzakiem. Gdybyśmy mieli sytuację odwrotną, sprawa PZU Życie wyglądałaby zupełnie inaczej. Podejrzewam, że efekty procesowe byłyby teraz bardzo wymierne. Fakt, iż afera PZU Życie ma szansę zostać niebawem osądzona, to zasługa nie tylko prokuratury apelacyjnej, lecz również samego
Tagi:
Marcin Ogdowski