Szybciej, niż myślimy, możemy się stać liderem europejskich miernot, peryferyjnym, skłóconym krajem DR HAB. MAREK GRELA – dyplomata, ekonomista, były wiceminister spraw zagranicznych. W latach 2002-2012 pracował w Brukseli jako ambasador RP przy Unii Europejskiej, a następnie jako dyrektor ds. stosunków transatlantyckich przy przedstawicielu unijnej dyplomacji Javierze Solanie. Obecnie współpracownik polskich i zagranicznych ośrodków studiów międzynarodowych, profesor uczelni Vistula. Jest pan zaskoczony rezolucją europarlamentu w sprawie Polski? Przyjęto ją głosami 513 deputowanych na 685 głosujących. To potężna przewaga. – Nie stało się to przypadkowo. Mamy rezolucję Parlamentu Europejskiego, która odnosi się tylko do sprawy Trybunału Konstytucyjnego. Wcześniej, niemal w tym samym czasie, byli w Polsce wysłannicy trzech sił – Rady Europy, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Prawie jak inwazja. – Bardziej misja w celu uzyskania wyjaśnień i wyrażenia niepokoju, że Polska wchodzi na niebezpieczną ścieżkę. Frans Timmermans i Thorbjørn Jagland przyjechali do Polski w dobrej wierze, by nie podgrzewać emocji, lecz raczej je studzić. Wezwano do poszukiwania rozwiązania kompromisowego, ale pod warunkiem niezwłocznego opublikowania orzeczenia Trybunału. Wielu polityków PiS sądziło, że na Zachodzie szybko przejdą do porządku dziennego nad tym, co dzieje się w Polsce. Bo co to kogo obchodzi. – I się przeliczyli. Państwa Europy Zachodniej i Stany Zjednoczone traktują sprawę jako fundamentalną. W Ameryce Sąd Najwyższy, a w Niemczech Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe to świętość. Niezależne, niezawisłe sądownictwo jest jednym z filarów demokracji. Stanowisko PE nie mogło więc być dla Jarosława Kaczyńskiego żadnym zaskoczeniem. Choć wcześniej zaskoczyć go mogło coś innego – że Zachód w sprawie Polski mówi jednym głosem. Dla rządu to niewygodne. O ile Unia Europejska jest często postrzegana przez wyborców PiS sceptycznie, a wielu polityków tej partii widziałoby nas poza Unią, o tyle Stany są widziane jako partner umacniający geopolityczne związki Polski z Zachodem i naszą pozycję wobec Rosji. A po wizytach kongresmenów chyba nikt w kierownictwie PiS nie ma wątpliwości, jakie stanowisko zajmuje Ameryka. Jakie? – W Polsce kongresmeni interweniowali trzykrotnie. Najpierw był list trójki senatorów, z Johnem McCainem na czele. Potem delegacja Komisji ds. Wywiadu Senatu USA z Barbarą Mikulski oraz kontakty w Kongresie prezydenta Dudy. A niedawno była w Polsce kolejna delegacja kongresmenów. I co powiedzieli na konferencji prasowej po spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim? Dana Rohrabacher mówił, że rozmowy dotyczyły tego, jak trudna jest demokracja. I że demokracja wymaga uczciwych negocjacji, kompromisów i wspólnej pracy. Dodał też: „Wydaje mi się, że to, czego doświadczacie, to właśnie ten aspekt demokracji. To bywa frustrujący proces, ale wierzymy, że nadal nie ma lepszego sposobu zarządzania ludzkimi społecznościami”. Komentarza do tych słów nie trzeba, bo są twarde i jednoznaczne. Co do jednego nie mam wątpliwości – nie będzie rozdźwięku w sprawie Polski między Unią Europejską a USA. Z całym szacunkiem dla Polski, są ważniejsze dla USA kraje w Europie i to ich stanowisko będzie w Waszyngtonie brane pod uwagę. Amerykanie wszystko o Polsce wiedzą Politycy amerykańscy i zachodnioeuropejscy krytykują i naciskają PiS, a my słyszymy, że robią to, bo są źle poinformowani, nie znają sytuacji w Polsce. Słuchają Tuska, Sikorskiego i jego żony… – Polska jest związana ze światem zewnętrznym tysiącami więzów, kanałów, spotkań dziennikarzy, ludzi kultury, społeczników. Jest internet. Są niezliczone kontakty prywatne i zawodowe. Wszystko, co działo się dzisiaj w Polsce, można śledzić i weryfikować na bieżąco z każdego zakątka kuli ziemskiej. Ja weryfikowałem komunikaty PAP przez doniesienia amerykańskiej AP. Dostaję też przegląd artykułów z amerykańskiej prasy dotyczących wydarzeń w Europie. Tam czasami są o Polsce ciekawe teksty. Amerykanie są świetnie poinformowani. I bardzo starannie koordynują stanowiska administracji i Kongresu. Co do tego nie ma wątpliwości. Po powrocie ministra Waszczykowskiego z pierwszej wizyty w Waszyngtonie, zapytano go, czy rozmawiał tam na tematy polskie. On wtedy odpowiedział: tak, wspomniano je. Otóż powiedział prawdę, ale nie do końca. Bo nie tylko wspomniano. Na tzw. punkcie prasowym, który poprzedzał spotkanie z Waszczykowskim, sekretarz John Kerry wyszedł i zaraz na początku powiedział, że będą rozmawiać o sytuacji wewnętrznej w Polsce i sytuacji Trybunału Konstytucyjnego. Dopiero dalej wymienił inne tematy. Ta wypowiedź znajduje się w stenogramach Departamentu Stanu, każdy może ją przeczytać w internecie. A Waszczykowski to bagatelizował. – Mówił,