Dobrze, żeby ludzie sobie pomagali, bo to działanie ku życiu, nikt sam nie przetrwa Inga Nowak-Dusza – pułkownik rezerwy, psycholog, 16 lat pracowała w wojsku, prowadziła rekrutację do jednostek specjalnych, pomagała żołnierzom powracającym z misji. Pracuje z osobami z zaburzeniami nastrojów, zachowania, jedzenia i lękami. Uczy w Polskim Instytucie Ericksonowskim. Świat rozpada się na naszych oczach: pandemia, katastrofa klimatyczna, kryzys uchodźczy, inflacja. Próbujemy znaleźć jakąś kotwicę. Co robić, by nie oszaleć, skoro dotychczasowy model porządkujący ten świat już niczego nie tłumaczy? – Nie wiem, czy nie tłumaczy. Zależy, jak postrzegamy to, co się ze światem dzieje. Jeżeli jako katastrofę, to rzeczywiście są wtedy potrzebne rozwiązania interwencyjne. Niektóre interwencje są bardzo uschematyzowane, np. służb medycznych. Również my w sytuacjach kryzysów mamy wypracowane reakcje, które nie będą w 100% satysfakcjonujące, ale mogą nam pozwolić przetrwać. Teraz właśnie jest taki czas, że trzeba przetrwać. Nie spodziewaliśmy się tylu kryzysów, bo od dawna dobrostan jest celem człowieka. A jednak okazało się, że dobrostan w pandemii jest zupełnie czymś innym. Nie sądzę, żeby nie działały żadne sposoby radzenia sobie z psychiką, które do tej pory mieliśmy. Które mogą zadziałać? – Jeśli ludzie dotychczas kierowali się wartościami: ja, moje, dla mnie, nadal będą nimi się kierować. Jeśli zaś kierowali się na wspólnotę, pracę dla dobra ogólnego, oglądając świat z wrażliwością, teraz też tym się kierują. „Ja” to małe podwórko, ja i moja rodzina versus inni. To od dawna znane zjawisko: żeby uspójnić system wewnętrzny, widzi się wroga na zewnątrz. Gdy więc przyszła pandemia, u wielu ludzi skrycie się w domach i izolacja wzmocniły działanie „ja”. Druga grupa wyraźnie doświadczyła, że na „ja” nie da się przetrwać. Jeśli nie zrobimy czegoś dla innych: nie zamkniemy się dla nich w domach, nie założymy dla nich maseczki, nie przetrwamy. Pandemia objawiła opozycyjność tych wartości. Dziś wielu ludzi szuka środka pomiędzy „ja” a „inni”. Ten podział widać w społeczeństwie, antagonizmy dotyczą wielu tematów. Boimy się zjawisk, nad którymi nie mamy kontroli. Wzrósł nam poziom lęku, przybyło osób z depresją. Czy dlatego ludzie tak skaczą sobie do gardeł? – Ludzie mają niski poziom zainteresowania, rozumienia zjawisk i rozumienia samych siebie. Reagują krótkoterminowo, incydentalnie: wystraszyłem się, więc natychmiast przypisuję jakąś interpretację temu wystraszeniu albo przyjmuję interpretację, którą ktoś mi poda, ale nie weryfikuję tego. Nie weryfikuję informacji, tez, które są stawiane. Sami dajemy się oszukiwać. Nie mamy konstruktywnego podejścia do rozumienia sytuacji i za to powinniśmy ponosić odpowiedzialność. Szkoła nie uczy krytycyzmu wobec przyswajanego materiału. Nie dyskutuje się, nie uczy, że można mieć różne zdania, wątpliwości, wpaja się, że potrzebne są gotowe, czarno-białe odpowiedzi. To sprawia, że się opozycjonujemy: albo jest tak, albo tak, jakby nie było przestrzeni pomiędzy. A przecież jest jej mnóstwo, jest mnóstwo różnorodności. Ona zaś zawsze jest nadzieją i zaletą. Koncentrujemy się w rozmowie na pandemii, ale dotyka nas też kryzys uchodźczy. Wiele wrażliwych osób nie spało, gdy okazało, że niemowlak na granicy nie żyje, a czteroletnia dziewczynka błądzi w lesie przy 12-stopniowym mrozie. Jak sobie z tym radzić? – Zależy, co kto uzna za poradzenie sobie. Bo jeśli ktoś uzna, że to ma go nie poruszać, to znaczyłoby, że przestajemy być ludźmi. Natomiast jeśli chodzi o reakcje, możemy zadziałać na poziomie własnych emocji i powiedzieć sobie: to straszne. Ale możemy pójść dalej i zapytać, co z tym zrobić, żeby inni tego nie doświadczyli. Jeżeli mamy ochotę wyłączyć telewizor i nie zajmować się problemami, również mamy do tego prawo. Czasami mamy wybór nie pomiędzy dobrym a złym wyjściem, lecz pomiędzy wyjściem trudnym albo trudniejszym. Niektórzy decydują się na to trudniejsze – rozważają, jak się nie dać depresji, smutkowi, lękowi. A są tacy, którzy rozważają tylko „trudne” – coś przeżyją, potem odetną się od rzeczywistości. Lecz ona w pewnym momencie zapuka. Nie można udawać, że się nie widzi, nie słyszy… – Nie jestem pewna, czy słowo udawać jest właściwe. Opisuje ono raczej świadomą motywację polityków, osób na stanowiskach. Natomiast większość ludzi ma prawo do mechanizmów obronnych, do tego, żeby przez chwilę czegoś nie widzieć, z czymś nie być w kontakcie albo być tylko tyle, ile jesteśmy