Praktycznie każda matka popełnia te same błędy Olga Chajdas – reżyserka kinowa, teatralna i telewizyjna Korespondencja z Karlowych Warów W napisach filmu „Imago”, którego międzynarodowa premiera odbyła się na festiwalu w Karlowych Warach, dziękujesz swojej mamie. A Lena Góra, odtwórczyni głównej roli Elżuni, mówi w wywiadach, że to postać inspirowana jej rodzicielką. Czyją zatem matkę sportretowałyście? – Scenariusz napisałyśmy razem. Poznałyśmy się chwilę wcześniej, gdy miałam w planach realizację projektu, którego ostatecznie nie zrobiłam. Myślałam wówczas o Lenie jako aktorce. Pozostałyśmy w kontakcie i niedługo później spotkałyśmy się na którymś festiwalu filmowym. W czasie rozmowy wyszło na jaw, że między naszymi matkami istnieje wiele podobieństw. Myślę tu nie tylko o sytuacjach zdrowotnych, ale przede wszystkim o całym życiu, które zapowiadało się świetnie, a potem nagle zmieniło się z powodu ich problemów wewnętrznych. Odseparowały się od świata, traktowały go wręcz jak wroga. Jednocześnie w całej tej konstelacji istniałyśmy my, córki, które przez wiele lat próbowały z tymi matkami walczyć. Aż w końcu zrozumiałyśmy, że ich nie zmienimy. Jak byś opisała te relacje? – Były piękne i mocne, a jednocześnie toksyczne i bardzo wyniszczające. I nie mogły być inne, dopóki człowiek sam czegoś nie zrozumiał. Wspólnie z Leną doszłyśmy do wniosku, że właściwie nigdy nie widziałyśmy filmu, który szczerze opowiadałby o takiej relacji z perspektywy córki. O tym, co my z tym wszystkim robimy. Zaczęłyśmy wymieniać się anegdotami z naszego życia i z opowieści mam. Dużo ciekawsze z perspektywy fabuły wydawało się nam opowiedzenie o bohaterce, która występuje w zespole muzycznym, więc osadzenie na tym historii było dla nas oczywiste. Ale pozwoliłyśmy sobie na dużą wolność. W scenariuszu znalazły się elementy zaczerpnięte z życia obu naszych matek, a także innych kobiet, z którymi rozmawiałam. Czyli to nie jest kino biograficzne. – Dla mnie nigdy nie było. Lena nałożyła na siebie ramy odgrywania roli swojej matki i to jest zrozumiałe, bo każdy potrzebuje wewnętrznej inspiracji. Było to dla mnie jak najbardziej OK, bo przecież pomagało w całym procesie twórczym. Ale najważniejsze było stworzenie naszej bohaterki. Musiałyśmy wyposażyć ją w narzędzia, które z każdą kolejną częścią filmu pozwolą jej dowiadywać się czegoś na swój temat i które ostatecznie pozwolą jej stworzyć własne reguły gry. Wrzucenie nas w pewne społeczne normy sprawia, że praktycznie wszystkie matki popełniają te same błędy. Twój film jest bardzo punkrockowy, dziki, nieujarzmiony, a jednocześnie sporo w nim symboliki, choćby w scenach, w których bohaterki ugniatają pomidory nad wielkim garnkiem. – Uwielbiam moje symboliczne, plemienne wstawki. Szukałam różnych podświadomych elementów, takich jak ta scena ugniatania pomidorów, która z kulinarnego punktu widzenia absolutnie nie ma sensu. Ale wizualnie wydawało mi się to powiązane z krwią, z czymś biologicznym. Krew zawsze kojarzy się z porodem, ze zbliżającymi się narodzinami. Powtykałam w ten film sporo rzeczy plemienno-stadnych, co jeszcze bardziej uwydatniło fakt, że nasza bohaterka próbuje z tego stada się wyrwać. Szuka swojej drogi w malarstwie, fotografii, a wreszcie zachodzi w ciążę, co też staje się dla niej formą ekspresji. Bo przecież dziecko pojawiające się na obrazie jest formą ekspresji. Elżunia jest niezależna, zbuntowana, antysystemowa. Idzie pod prąd. Taką bohaterkę łatwo wynieść na sztandary. – Oj, tej się nie da. Nie da się przewidzieć jej reakcji ani odpowiedzi na poszczególne zagadnienia. Dramaturgia w tym filmie kompletnie nie jest akcyjna. Idziesz za emocją. To było ciekawe przy montażu i zdarzyło mi się pierwszy raz. „Imago” montowałam z bardzo fajnym czeskim montażystą; Pavel Hrdlička jest zresztą również muzykiem, więc zapanował nad wszystkim rytmicznie. Natomiast okazało się, że w tym filmie bardzo trudno jakkolwiek przestawić klocki. Mimo że nie ma w nim akcji, której musisz się trzymać, żadnej silnej intrygi, to jednak emocjonalnie był on bardzo precyzyjnie skonstruowany. Scenariusz ma formułę anegdotyczną. Zawarta w nim psychologia mocno trzyma się kupy, co chyba wyszło nam intuicyjnie. Wydawać by się mogło, że jesteśmy w znacznie lepszym miejscu niż za PRL. A jednak twoi bohaterowie przypominają nam, że wtedy walka o wolność miała zupełnie inny posmak, bo występowano przeciwko systemowi, ale też łamano konwenanse, co przynosiło większą satysfakcję. – Wtedy,