Zawsze znajdą się specjaliści, którzy za sowite wynagrodzenie zmienią wizerunek nawet despoty W maju ogłoszono konkurs na logo dla praw człowieka. Z całego świata nadesłano 15 tys. propozycji, na które głosowali internauci. Zwyciężył projekt serbskiego rysownika Predraga Stakicia – ludzka dłoń przyjmująca postać gołębicy. Ogłoszenie zwycięzcy nastąpiło 23 września podczas uroczystej gali w Nowym Jorku, gdzie byli obecni m.in. Robert de Niro i Guido Westerwelle. Galę współorganizowała niewielka agencja public relations z siedzibą w Wielkim Jabłku – Brown Lloyd James. I nie byłoby w tym nic dziwnego – organizacja prestiżowego wydarzenia to doskonała reklama – gdyby nie fakt, że w przeszłości klientami agencji byli ludzie, którzy nie kojarzą się raczej z szacunkiem do praw człowieka. Na przykład eksprzywódca Libii Muammar Kaddafi. Albo obecnie rządzący Syrią Baszar al-Asad. Sielanka z Damaszku Państwo Asadowie zatrudnili agencję w ubiegłym roku i na efekty nie musieli długo czekać. PR-owcy skontaktowali się z redakcją prestiżowego magazynu „Vogue” i zaproponowali spotkanie z żoną prezydenta, Asmą al-Asad. W ten sposób powstał artykuł „Róża pustyni” przedstawiający syryjskie małżeństwo u steru władzy jako wspaniałą, zwyczajną rodzinę. On – konkretny, nie znosi pośpiechu, dlatego studiował chirurgię oka. Ona, z wykształcenia informatyk, z zawodu analityk bankowy, chciałaby tchnąć nowe życie w 6 mln Syryjczyków poniżej 18. roku życia. Razem zbudowali dom oparty na demokratycznych wartościach, w tym na przejrzystości: zamiast grubych ścian – wielkie okna. Asadowie nie mają nic do ukrycia, sąsiedzi mogą do nich wpadać, kiedy tylko chcą. W domu podczas świąt stoi choinka, a pod nią leżą prezenty. Siedmioletni Zein ogląda „Alicję w Krainie Czarów” Tima Burtona na iMacu ojca. Sześcioletni Karim buduje rekina z klocków lego. Dziewięcioletni Hafez bawi się nową elektryczną wiolonczelą. Kiedy Brad Pitt i Angelina Jolie odwiedzili ich w 2009 r., aktor chciał się dowiedzieć, gdzie jest ochrona prezydenta. Asad dla żartu wskazał starszą kobietę po drugiej stronie ulicy, a potem mężczyznę przechodzącego na pasach. Pitt chciał przysłać swoich ochroniarzy, żeby się czegoś nauczyli. Chrystianizacja muzułmańskiej pary jest uwydatniona w tekście, który kończy się wizytą na koncercie kolęd w chrześcijańskiej szkole. Kiedy chór zaczyna śpiewać „Jingle bells”, wszyscy dzwonią dzwonkami; niektórzy się śmieją, inni płaczą. Prezydent Asad mówi, że ekstremizm można pokonać tylko przez sztukę i że w ten sposób osiąga się pokój. Publikacja materiału wzbudziła niepomierne zdziwienie w kręgach dyplomatycznych Waszyngtonu. Oto wpływowy magazyn przedstawił typowego bliskowschodniego satrapę jako kochającego ojca, orędownika pokoju i równości, co zainteresowany miał niedługo potwierdzić krwawą reakcją na arabską wiosnę. Oburzenie było tak wielkie, że magazyn zdecydował się zdjąć materiał ze swojej strony internetowej. Nie można prasy lifestyle’owej winić za to, że interesuje się głowami państw, zwłaszcza koronowanymi. Niemniej jednak pisanie ciepło o bliskowschodnich królowych, zwłaszcza w kontekście niejednoznacznych działań ich mężów, jest co najmniej wątpliwe. Królowa Rania z Jordanii np. została kobietą roku 2010 w plebiscycie magazynu „Glamour”. Lider i reformator Agencja Brown Lloyd James z oczywistych względów nie mogła zastosować metody „na glamour” w przypadku innego swojego klienta, Muammara Kaddafiego – chyba że w odniesieniu do jego doborowej kompanii urodziwych ochroniarek. W zamian starano się zrobić z libijskiego pułkownika „wspaniałą współczesną osobistość”. Efektem tej współpracy był sponsorowany tekst opublikowany w „The New York Times”, w którym dyktator pisze na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego, postulując jako jedyne sensowne rozwiązanie kohabitację obydwu narodów w obrębie jednego organizmu państwowego. Oprócz tego agencji udało się zaaranżować serię wykładów na prestiżowych uniwersytetach na całym świecie, w tym jeden dla London School of Economics. Metodę na autorytet wydawał się preferować Kaddafi – a może jego doradcy ds. wizerunku? W latach 2006-2008 zatrudnili bostońską agencję The Monitor Group, oddając jej do dyspozycji budżet w wysokości 3 mln dol. Jednym z celów tego przedsięwzięcia było zwabienie do Libii prominentnych publicystów pod pozorem wycieczki, po której przestaną myśleć o kraju jak o ponurej petrodyktaturze,
Tagi:
Kuba Kapiszewski