Nie jest nieuprawnione przypuszczenie, że zmęczony wszechwładzą, coraz starszy, schorowany Jarosław Kaczyński wymyślił sobie na kontynuatora Mateusza Morawieckiego. Mamy w tej sprawie mocne poszlaki, nie tylko mgliste podejrzenia w rodzaju tych, które kazały policji i prokuraturze zatrzymać o świcie i zakuć w kajdanki aktywistkę podejrzaną o wypisanie na murach Ministerstwa Edukacji Narodowej imion kilkorga nastolatków, którzy w atmosferze nienawiści wobec osób LGBT, napędzanej przez najwyższych urzędników państwa (z prezydentem włącznie), popełnili samobójstwo. Jeśli chodzi o Morawieckiego, to jednak jest już któryś rok premierem, a bez namaszczenia by nim nie był ani przez chwilę; ocalał podczas kilku kryzyso-kryzysików wewnątrz rządzącej prawicy – inaczej by nie ocalał. Z tym że im bardziej Morawiecki trwa, im bardziej peroruje, jacy to on i jego formacja są świetni – tym bardziej widać, że Kaczyński z tą kandydaturą przestrzelił. Wrzucił obowiązki na barki kogoś, kto umie co prawda wykorzystać własne uprzywilejowanie dla osobistych korzyści (bankstersko-majątkowa kariera historyka, małego niby-partyzanta Solidarności), ale nie są to kompetencje premiera, polityka organizującego pracę rządu niemal 40-milionowego kraju w Europie w XXI w. Być może wizerunkowo najgorzej wypada nieposkromiona i niepohamowana skłonność Morawieckiego do kłamczuszkowania i niezachwiana chełpliwość – co zresztą w tym obozie występuje z regularnością przyznawania sobie nagród, podwyższania apanaży i zatrudniania wedle klucza nepotyczno-koleżeńskiego. Tak już ta formacja ma: gęby pełne frazesów, wielkich słów, zamiast powszechnopolskiego przecinka „kurwa” są Bóg i ojczyzna, różnica niewielka. Rzeczywistość mówi jednak Morawieckiemu i całemu PiS sprawdzam. I w tym pandemicznym pokerze oglądamy przekraczający wszelkie wyobrażenia pokaz hucpy i pójścia do końca lub dalej w zaparte, twarde i niewzruszone. Mamy ponad 4 tys. zdiagnozowanych dziennie zachorowań na COVID-19 (przy czym tysięcy osób na kwarantannach na testy się nie kieruje). Pół roku świadomości pandemii nie przełożyło się ani na doraźne działania, ani tym bardziej na położenie podwalin pod systemowe zmiany (patrz: status i warunki pracy pielęgniarek, w sytuacji kiedy mamy ich najmniej, najgorzej zarabiają i są jednymi z najstarszych wykonujących ten zawód w Europie, choć, na szczęście, wciąż jest więcej kandydatek do tego zawodu niż idących do seminariów duchownych). O zakupie do niczego nienadających się respiratorów, gównianych maseczek, które za to przyleciały do Polski największym na świecie samolotem transportowym, braku łóżek w szpitalach, lewych przetargach ustawionych pod znajomych, za co odpowiada poprzedni minister „podkrążone oczy” Szumowski, nie ma nawet co mówić. Wszystko to – indolencja, beztroska, brak kompetencji, prywata – ma swoje mocne źródła. To żądza władzy za wszelką cenę i bez żadnych obowiązków. Przypomnijmy słowa namaszczonego przez nadprezesa Kaczyńskiego premiera Morawieckiego: „Coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii i to jest dobre podejście, szanowni państwo. Bo on jest w odwrocie, już teraz nie trzeba się jego bać, trzeba pójść na wybory, tłumnie, 12 lipca. Nie ma się już czego bać. Latem wirus grypy, i ten koronawirus też, są słabsze, dużo słabsze. Widać to już dzisiaj po sytuacji w Polsce. Spokojnie można iść na wybory”. I czym to dzisiaj się kończy? Ten sam osobnik, który mógłby – gdyby tak nie pokochał pieniędzy z banków, gdzie, prezesując, wciskał ludziom złodziejskie kredyty we frankach i potem kłamał o tym już jako premier – być referentem w IPN i taplać się w historiach fałszywych bohaterów powojennego zbrojnego i zbrodniczego podziemia, zwanych „niezłomnymi”, dzisiaj wygłasza takie słowa: „Druga fala do nas dotarła, musimy zmierzyć się z nią w sposób zdecydowany, wykorzystując doświadczenia nabyte wiosną i doświadczenia innych krajów. Dziś mieliśmy ok. 30% przypadków więcej niż dnia poprzedniego. W przypadku takiej dynamiki podwojenie liczby zakażeń będzie zachodziło mniej więcej co trzy dni. Chcemy, żeby wystąpiło wypłaszczenie. Chcemy zastosować strategię podobną do tej, którą zastosowaliśmy kilka miesięcy temu”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jedynym wypłaszczeniem, jakie tu obserwujemy, jest stan umysłu premiera – marzenia Jarosława Kaczyńskiego o idealnym następcy. Rząd wypłaszczenia umysłowego. Przyjdzie wirus i wyrówna. Ale to na pewno nie jest rządzenie państwem. r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint