Kosmetyki i żywność tylko „eko”, zabawki „kreatywne”, a smoczki „ergonomiczne” – internet puchnie od porad dla rodziców „Jeśli planujemy dbać o zdrowy rozwój naszego dziecka, zarówno w aspekcie emocjonalnym i fizycznym, dobrym rozwiązaniem będą maty edukacyjne – czytamy na stronie jednego ze sklepów internetowych z zabawkami. – Mata edukacyjna, dzięki temu, iż wyposażona jest w grzechotki, pozytywki i ruchome elementy, umożliwia dziecku nie tylko na obserwację nowych barw i kształtów, ale także interakcję”. „Dzięki niani elektronicznej możemy być przy dziecku przez cały czas. To ogromne ułatwienie dla tych, którym zależy na bezpieczeństwie”, zachęca na innej stronie producent urządzenia służącego do „podsłuchiwania” oddechu niemowlaka śpiącego w drugim pokoju. Producent gadającego i śpiewającego misia przekonuje: „Myślicie, że nauka cyferek czy literek jest trudna i męcząca? Nic bardziej mylnego! Z Misiem nauka to czysta przyjemność! To cierpliwy i wyrozumiały nauczyciel, który pomoże Twojemu dziecku w rozwijaniu wielu przydatnych umiejętności”. Niezależnie od produktu w opisach niezmiennie królują „rozwój dziecka”, „bezpieczeństwo” i „edukacja”. Różnorodności ofert dla rodziców towarzyszy odpowiednia liczba blogów, artykułów i poradników przekonujących o wyższości poszczególnych modeli wychowawczych nad innymi. Rzecz jasna, żaden model nie obejdzie się bez odpowiednich atrybutów. Chusta do noszenia niemowląt staje się więc niezbędna „dla tych, którym zależy na bliskości z maluchem”, kosmetyki i żywność „eko” – „dla tych, którym zależy na zdrowiu swojego dziecka”, a zabawki „kreatywne” – dla tych, którzy chcą pobudzić potomka do „swobodnego rozwoju”. Dla matki karmiącej – laktator i odpowiedni stanik, dla karmiącej z butelki – zestaw „ergonomicznych” smoczków. – Dopóki nie urodziłam dziecka, nie miałam pojęcia o istnieniu tych wszystkich produktów – opowiada 30-letnia Justyna, matka 18-miesięcznego Stasia. – Nagle wszystko stało się dylematem: pierś czy butelka, wózek czy chusta, karmienie na żądanie czy według harmonogramu, spanie z dzieckiem czy bez. Mało w tym miejsca na intuicję i zwykłą przyjemność z bycia z dzieckiem. – Rzeczywiście od dłuższego czasu rodzicielstwo stało się bardzo urefleksyjnione – mówi dr Małgorzata Sikorska, socjolożka, autorka książki „Nowa matka, nowy ojciec, nowe dziecko. O nowym układzie sił w polskich rodzinach” i mającej się ukazać w marcu publikacji „Współczesne praktyki rodzinne i rodzicielskie w Polsce – rekonstrukcja codzienności”. – Nie wystarczy już wykonywanie podstawowych obowiązków, trzeba zadbać o edukację dziecka, rozwój emocjonalny, rozrywki itd. Stąd mnogość produktów dla dzieci – zabawek edukacyjnych, ekologicznej żywności, akcesoriów mających zapewnić bezpieczeństwo. Rodzice chcący zadbać o „prawidłowy rozwój” dziecka są wdzięcznym adresatem rynku. Bombardowani serią „kluczowych pytań” mogą korzystać z obfitej oferty porad, literatury i produktów. Na ile jednak stanowią one rzeczywiste wsparcie, a na ile powód do jeszcze większej frustracji? Gdzie się kończy „świadome rodzicielstwo”, a zaczyna absurd? Strach i poczucie winy – Mnogość blogów, poradników i trendów wychowawczych może świadczyć o niepewności, jaka wiąże się współcześnie z rolą rodzica. Częściowo może być ona powiązana z tym, że posiadanie więcej niż jednego dziecka przestało być standardem – twierdzi dr Małgorzata Sikorska. Wydaje się, że właśnie niepewność popycha młodych rodziców do szukania porad w internecie. „Córka potrafi się rozpłakać z byle powodu. Wczoraj było jej przykro, bo nie chcieliśmy z mężem wiśni, którymi nas poczęstowała, i grzecznie jej podziękowaliśmy. Prawie zawsze płacze, kiedy zwracamy jej uwagę, że czegoś nie wolno robić albo że nie podoba nam się jej zachowanie”, pisze matka trzylatki na forum Gazeta.pl, zwracając się do innych rodziców z prośbą o radę. „Tak trudno było zjeść po jednej wiśni?”, pada pierwsza odpowiedź, a za nią kolejne: „Smutne, że nie wszyscy potrafią wejść w skórę dziecka – może nie byłoby przestępstw, przemocy itp. – cóż, wielu ludzi z założenia jest zbyt egoistycznych, żeby poczynić wysiłek”, „Jak trzyletnie dziecko częstuje, to się bierze. To takie trudne, podziękować i spróbować?”. „Trochę zdrowego rozsądku! – apeluje uczestniczka dyskusji. – Chyba nic się nie stanie, jak się raz dziecku odmówi!”. I tak rozmowa o wiśniach przeistacza się w wojnę pełną ocen i inwektyw. „Toksyczni i zimni” rodzice kłócą