Przez dwa lata stado bezpańskich kundli było jego rodziną Uciekł z domu dziecka i przez dwa lata walczył o przeżycie pod opieką watahy bezpańskich psów. Ciężarna suka karmiła go swym mlekiem, aby nie umarł z głodu. Sprawa ta zaszokowała konserwatywne społeczeństwo Chile, dumne ze swych silnych więzi rodzinnych. Oto 11-letni Alex Rivas, porzucony przez matkę i ojca, oddany do domu dziecka przez krewnych, znalazł sobie nową rodzinę wśród stada 15 bezpańskich psów, wiecznie głodnych i codziennie penetrujących w poszukiwaniu pożywienia ulice położonego w południowej części kraju miasta Talcahuano. Matka Alexa, 16-letnia dziewczyna, nie potrafiła sprostać rodzicielskim obowiązkom. Oddała chłopca do domu opieki, gdy miał zaledwie sześć miesięcy. Odebrała syna po kilku latach, lecz tylko po to, aby wkrótce zostawić go swojemu losowi. Chłopca usiłowali jeszcze wychowywać krewni, lecz zrezygnowali po kilku miesiącach. Odtąd malec tułał się po różnych ośrodkach opieki. W końcu trafił do domu dziecka w Chillancito w pobliżu miasta Concepción. Nie mogąc znieść surowej dyscypliny, kilkakrotnie stamtąd uciekał. Schwytany, znów próbował wydostać się na „wolność”. Ucieczka, podjęta w 1998 roku, skończyła się powodzeniem. Alex ukrył się na przedmieściach Talcahuano, gdzie zaprzyjaźnił się ze stadem bezpańskich kundli. Dnie spędzał ze swymi czworonożnymi przyjaciółmi na ulicach, poszukując odpadków na śmietniskach. Alex pomagał „swoim” psom w penetracjach koszy na śmieci i w walkach o terytorium z watahami innych kundli. W zamian psy broniły chłopca przed ludźmi, którzy usiłowali go schwytać lub przepędzać. Noce całe stado spędzało w grocie pod miastem. Kiedy jedna z suk zaszła w ciążę, zaczęła karmić Alexa swoim mlekiem. Krótkimi, rwącymi się zdaniami opowiedział później dziennikarzom: „Piłem psie mleko, nawet jeśli mi nie smakowało. To było moje śniadanie. Byłem bardzo spragniony”. Mimo to chłopiec zdradzał oznaki niedożywienia. Jak stwierdziła prasa chilijska, jego zęby zostały zniszczone przez psie mleko i być może narkotyki. Wieści, że „chłopiec-pies” grasuje na ulicach Talcahuano, krążyły od dłuższego czasu. Najbardziej lękali się tego „potwora” drobni sprzedawcy i straganiarze, którym psia banda z małym człowiekiem na czele podkradała jedzenie. To straganiarze w końcu złożyli doniesienie na policję. Zorganizowano wielką obławę. O wschodzie słońca funkcjonariusze otoczyli grotę. Psy usiłowały jeszcze raz obronić chłopca i groźnie ujadały na stróżów prawa, zostały jednak przepędzone. Alex próbował ratować się przed pościgiem, desperacko skacząc w lodowate wody Pacyfiku. Policjantka rzuciła się za uciekinierem do oceanu i, opierającego się, wyciągnęła na brzeg. Wiadomość, że „chłopiec-pies” został wreszcie ujęty, stała się międzynarodową sensacją. Początkowo w świat poszły informacje, że Alex wychowywał się w stadzie od urodzenia, wkrótce okazało się jednak, że chłopiec potrafi mówić. Był wynędzniały, zawszony i brudny, ubrany w cuchnące szmaty. Wykąpany, przebrany i nakarmiony wciąż warczał na ludzi, którzy usiłowali się do niego zbliżyć, groził, że rzuci w dziennikarzy nożyczkami. Na papierze namalował osiem kolorowych psów. Największego spośród nich, niebieską sukę przypominającą pudla, nazwał „Lyla”. Była to suka, która karmiła go swym mlekiem. Alex wykazywał jednak także oznaki serdeczności. Wyciął nożyczkami jeden ze swych obrazków i usiłował wpiąć go w klapę marynarki reportera. Maria Eugenia Aguayo, pracownica opieki społecznej, powiedziała, że chłopca czeka jeszcze długa rehabilitacja, ale istnieją szanse na przywrócenie go społeczeństwu. Władze szukają dobrze sytuowanej i opiekuńczej rodziny, która chciałaby adoptować Alexa. Do swych prawdziwych rodziców 11-latek z pewnością nie wróci. Sprawa „chłopca-psa” wzbudziła ożywioną dyskusję w chilijskim społeczeństwie. „Opowieści o naszych mocnych, zdrowych rodzinach należy włożyć między bajki. Także system opieki społecznej musi zostać zreformowany”, piszą komentatorzy w Santiago, przypominając, że Chile ma najwyższy w całej Ameryce Południowej procent zachodzących w ciążę nastolatek. Niechciane dzieci często prowadzą życie na ulicy, a państwo nie jest w stanie zapewnić im należytej opieki. „Jednym z takich dzieci był Alex. Spędził całe swe życie w lęku, uciekając, nie potrafiąc się przystosować. Rodzinne ciepło i miłość znalazł dopiero wśród psów”, mówi Maria Eugenia Aguayo. Opowieści o dzieciach wychowywanych przez zwierzęta stanowią treść wielu ludowych podań i mitów. Wystarczy
Tagi:
Marek Karolkiewicz