Aktor, psycholog, taktyk i kawalarz. Przewodnik to człowiek od wszystkiego W sobotnie przedpołudnie przed Belwederem zbiera się grupka. – Przechodząc przez bramkę pirotechniczną, zostawiamy na stoliku klucze i stalowe rzeczy – instruuje żołnierz. – A mogę się rozebrać? – zalotnie pyta starszy pan. – Chi, chi – cieszy się starsza pani. – Nie wie pan, że po 11 września się zaostrzyło? W programie mamy zwiedzanie Muzeum Józefa Piłsudskiego. Był bardzo gościnny, wszystkich częstował papierosami – mówi śpiewnym głosem Elżbieta Strzępek – sporządzanymi specjalnie dla niego. Trzy sztuki się zachowały. Proszę spojrzeć, mają długi ustnik i inicjały JP. A oto autentyczna metryka konia Mery. Na pewno nie wiedzą państwo, dlaczego marszałek nosił wąsy? Kiedyś żandarm wybił mu dwa zęby. Późno chodził spać i układał pasjanse. Znał ich 22. Dowcipem i legendą – Przy wątkach prywatnych ludzie ożywiają się najbardziej – tłumaczy mi Elżbieta Strzępek, przewodnicząca Warszawskiego Oddziału Przewodników PTTK. – Trzeba przestudiować masę książek, a potem zrobić z nich układankę tak, by trafiła do publiczności. Przyłączam się do wycieczki przed kościołem Jezuitów w Warszawie. – A co to za niedźwiedź, proszę pana? – zagadują dziewczynki. – Dobrze, że pytacie – reaguje z refleksem przewodnik. – Dawno temu na zamku książęcym mieszkał Konrad Rudy, najbrzydszy książę na świecie. Gdy w tej katedrze zobaczył swą lubą z innym na ślubnym kobiercu, skamieniał w postaci niedźwiedzia. Czeka, aż przyjdzie dziewczyna… – snuje opowieść. Dzieciaki o mało nie przewrócą niedźwiadka. Andrzej Mirkowicz oprowadził w życiu 3,5 tys. wycieczek. Dziś o każdym zakątku opowiada swoją prywatną legendę. Bo w tym zawodzie najważniejszy jest sposób przekazu: – Mogę powiedzieć – tłumaczy – „Proszę państwa, kolumna Zygmunta została zbudowana w 1644 r.”. I nikt nic z tego nie zapamięta. Ale mogę powiedzieć, że wokół niej krąży tajemnicze „a imię jego czterdzieści i cztery”. Postawiona w 1644 r. przez Władysława IV, który w wieku 44 lat zafundował ją ojcu, 44. królowi polskiemu, wykonywało ją czterech twórców, w pierwszej wersji miała mieć 44 metry. Zniszczona w 1944 r., rozpadła się na cztery części. To jest dopiero pole do popisu. Takich sensacji nie przepuści żaden słuchacz. Jak tego, że Henryk Walezy był pederastą, Zygmunt III Waza lubił grać w piłkę, a Jan III Sobieski kopać w ogródku. – Muszę przeczytać – mówi – tysiąc opowieści, żeby zapamiętać sto, przekazać dziesięć, a turystom w pamięci została choć jedna. Aktor, psycholog, taktyk, kawalarz, gdy trzeba, mówi gwarą, czasem nawet zaśpiewa lub przewidzi pogodę, a przede wszystkim nie nudzi. To cechy idealnego przewodnika. Tą profesją, choć wpisaną do rejestru zawodów, może trudnić się każdy. W oddziałach warszawskiego PTTK zarejestrowani są prawnicy, lekarze, pracownicy PAN, fizycy, są nawet ksiądz i generał. Teatr jednego aktora, tak mówią o swoim fachu. – Jest pięć minut na to, by zorientować się, z kim ma się do czynienia – mówi Andrzej Mirkowicz. – Inaczej opowiadam rozrabiakom, inaczej emerytom, a jak mam pijanych górników, to przemycam historię pod płaszczykiem sprośnych żartów. Najbardziej rozbawia turystów szpital położniczy na Karowej, kiedy opowiada się o czasach słynnego ordynatora Roszkowskiego: Przychodzi na salę, gdzie pięć kobiet oczekuje na poród: – To kiedy pani rodzi? – W środę, panie doktorze. – A pani? – Też w środę. Gdy dociera do ostatniej: – Pani też w środę? – pyta. – Ja, doktorze, jestem z innej wycieczki. Złoty PRL Ryszard Iżykowski wspomina z łezką w oku masową turystykę zakładową z lat PRL: – Z końcem roku trzeba było wydać fundusz. Istniał przepis, że dopłaca się do hotelu i muzeum, a do wyżywienia już nie. Zanim ludzie nauczyli się, że śpią w Forum, a jedzą w Złotej Kurce, wycieczka nieraz wykupywała pana, który zamówił sobie kawę do pokoju. Na dwa autokary przypadała skrzynka półlitrówek. A jak jedna grupa dostała bilety do Teatru Wielkiego, a druga do Operetki, ci ostatni nie wychodzili z autokaru, bojkotując fakt, że teatr był droższy. – W 1969 r. przez jeden letni
Tagi:
Edyta Gietka