29/2024
Felietony {id:10, pr.90}
Żelazny glejt inżyniera {id:169065}
Do lasu (odc. 3) Wieś od wieku wieków spiskowała przeciwko drzewom, porykiwała piłami, ryła holwegi od wycinek, leśniczych kupowała albo omijała chyłkiem – wciąż wyżej i głębiej się pięły wyręby. Panoramę, znaną Suchemu Karolowi, odkąd sięgał pamięcią – obraz zielonowłochatych pagórów między Malinowską a Skalitem – zaczęły przecinać pasy poręb, jakby się jaki fryzjer zagapił i przejechał maszynką do skóry raz i drugi, i trzeci; lasy dotąd zwarte i oporne wichurom padały od niespodzianych podmuchów, bo wiatr miał się gdzie rozpędzać na karczowiskach. Łysiały góry, jak i Suchy łysiał, zmieniały się i starzały na jego podobieństwo. Karol biadał nad losem lasu, a Eryś go badał, przyjeżdżając w każdej chwili wolnej od zajęć na akademii, gdzie na medycynie roślin się kształcił, aby uzyskać stopień inżyniera ku konsternacji wszystkich we wsi. No bo żeby jeszcze studia skończył jakieś głupie jak on sam, jakieś kulturoznawstwo chociażby, do niczego nieprzydatne. Gdyby tak darmo zjadał rozumy pozorne i wykształcił się, dajmy na to, na nikomu niepotrzebnego magistra socjologii lub jeszcze bardziej zbędnego, a wręcz szkodliwego, dyplomowanego filozofa – nikt by się na jego tytuł naukowy [...]
Kultura marnotrawstwa {id:169002}
W czasach mojego dzieciństwa nicowano ubrania, w szczególności garnitury. Buty oddawało się do szewca, aby przedłużyć ich żywot; naprawiało sprzęt AGD, którego żywotność i tak była nieporównanie dłuższa niż dzisiejsza. Czerstwy chleb wykorzystywało się do różnych potraw i zup, w ostateczności oddawało ludziom, którzy karmili nim zwierzęta. Do sklepu szło się po mleko z tzw. kanką, czyli blaszanym naczyniem, zamykanym specjalną nakrywką. Nalewano do niego mleko z beczek. Stawiało się też przed drzwiami mieszkania szklane butelki na mleko, wymieniane wczesnym rankiem. W sklepach były duże pojemniki z różnymi sypkimi towarami, klientom napełniano z nich papierowe torebki. Wodę sodową pito z tzw. syfonów, które się wymieniało w sklepie lub kupowało do nich specjalne naboje, aby zwykłą wodę zamienić w gazowaną. Co kilka kroków były skupy butelek i makulatury. I tak dalej. Oczywiście ktoś może powiedzieć: to była gospodarka niedoboru, stąd ta cyrkulacja opakowań i materiałów. Z pewnością tak, spora część oszczędności była wymuszona. Jednak nastawienie na oszczędność i recykling materiałów było wspólne dla obu systemów, choć bardzo niekonsekwentne w systemie tzw. realnego socjalizmu (energia!). Cechowało po prostu czasy umiaru konsumpcyjnego i [...]
Geopolityka budowana na kłamstwie {id:168964}
Pisanie o ludobójstwie, jakiego doświadczyli Polacy na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, jest jak bicie głową w mur. Mur świadomie fałszowanej historii. Ale też, co jeszcze gorsze, hipokryzji, obłudy i głupoty polityków. Podobnie piszę od lat. I jeśli coś się zmieniło, to błyskawiczne tempo, w jakim mordercy z OUN i UPA z Banderą i Szuchewyczem na czele stali się na Ukrainie bohaterami narodowymi. Żal wielki, że z tylu problemów, jakie były i są na Ukrainie, tylko apologia ludobójczej formacji rozwinęła się na tak ogromną skalę. A tego nasi politycy w ogóle nie brali pod uwagę. I gdy za kilka czy kilkanaście lat będą próbowali coś z tym zrobić, na Ukrainie nie będzie żadnej miejscowości bez pomników, placów, nazw ulic i innych przejawów UPAmanii. Kolejne roczniki młodzieży ukraińskiej wychowywane są w kłamstwie i nie mają żadnej wiedzy o ludobójstwie, jakiego dopuścili się ich dziadkowie. Wierzą, że polskie zarzuty są kłamstwem obrażającym pamięć o ich bliskich. Na Ukrainie żyją jeszcze mordercy z UPA i OUN. Śpią spokojnie. Polski IPN, kierowany przez Karola Nawrockiego, nic z tym nie może zrobić. Bo może i [...]
Miasto zakopane w tłumie {id:169063}
Najpierw złe wiadomości, a potem przyszły dobre. Nie tylko u nas emocje polityczne w stanie wrzenia. W Londynie przegrali konserwatyści, wygrała Partia Pracy. Moi angielscy znajomi i bliscy są w euforii. Bogdan Frymorgen, kiedyś w BBC, a od niedawna utalentowany autor, pisze mi: „W 14 lat zrujnowali ten kraj. Potwory!”. A kuzynka z Londynu: „Straszna ulga, Tomku, i powiew optymizmu, przed którym się nie bronię”. Miła niespodzianka we Francji. Załamywaliśmy ręce, że francuscy faszyści są bliscy przejęcia władzy, ale w drugiej turze ponoszą klęskę. Francuzi po prostu śmiertelnie się przestraszyli, jak my w październiku, a tam duch republiki jest mocny. Wygrała lewica – we fragmentach skrajna, nie da się lubić takiej lewicy, wszystko, co skrajne, nie do zniesienia – ale są też rozsądni socjaldemokraci. Do czasu wyborów prezydenckich z osłabionym Macronem może być sporo chaosu we francuskiej polityce. Jak jednak nie lubić Macrona: błyskotliwie inteligentny i ma żonę o 25 lat od siebie starszą, czy nie jest to godny szacunku heroizm?
Zrozumieć nie znaczy zaakceptować {id:168987}
Coraz częściej ostatnio konfrontuję się z postawą, którą nazwałbym buddyjską. Jest to pakiet przekonań, które w największym skrócie można by określić słowami: „tak po prostu jest”, w domyśle: „tak jest dobrze, nic nie należy z tym robić”. Jeśli chodziłoby o tzw. życiową mądrość – żaden problem, powiedziałbym nawet: zdrowy dystans jeszcze nikomu nie zaszkodził. Mój opór jednak budzi przenoszenie takiej postawy w wymiar polityczny, historyczny, ideowy. Postaram się to zilustrować konkretnymi przykładami. Polityczne na początek. Dobrze rozumiem, dlaczego Jarosław Kaczyński, nie zważając nawet na ewentualną odpowiedzialność sądową, każdego 10. dnia miesiąca walczy jak lew z wieńcem, na którym jest napis: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju”. Ta treść wymierzona jest w sedno mitu „zamachu” smoleńskiego, ściąga go na ziemię jak pasmo błędnych decyzji, które doprowadziły do katastrofy. Rozumiem także, że w zbudowanym przez Kaczyńskiego kulcie brata – „najwybitniejszego Prezydenta RP” nie ma miejsca na jakąkolwiek krytykę, a co dopiero zarzut bezpośredniej odpowiedzialności. To moje zrozumienie ma podłoże psychologiczne, na tym poziomie „rozumiem”. Ale już krok [...]
Kraj {id:1, pr.88}
Leśnicy wyklęci {id:168992}
Trzeba mieć tupet, by oskarżyć kierownictwo Ministerstwa Klimatu i Środowiska o działanie na szkodę skarbu państwa. 12 lipca, w 951. rocznicę śmierci św. Jana Gwalberta, patrona włoskich lasów i leśników, rodzimi przedstawiciele tej szlachetnej profesji zorganizowali przed kancelarią premiera w Warszawie i w miastach wojewódzkich protest. Dotyczył on decyzji Ministerstwa Klimatu i Środowiska z 8 stycznia br. o wprowadzeniu półrocznego zakazu i ograniczeń w pozyskiwaniu drewna w dziewięciu lokalizacjach w kraju. Zakaz ten przedłużono do jesieni. W praktyce oznaczało to wstrzymanie wyrębu drzew w najstarszych i najbardziej atrakcyjnych miejscach. Chodziło o Bieszczady oraz puszcze: Borecką, Świętokrzyską, Augustowską, Knyszyńską, Karpacką, Romincką, a także Trójmiejski Park Krajobrazowy, okolice Iwonicza-Zdroju i Wrocławia. Restrykcje objęły 94 tys. ha lasów położonych na terenie 28 nadleśnictw. Była to realizacja wcześniejszych uzgodnień Koalicji 15 Października. Decyzję ministry Pauliny Hennig-Kloski z uznaniem przyjęły organizacje ekologiczne, które przez ostatnie osiem lat walczyły z rabunkową wycinką prowadzoną przez dziarskich drwali. Nie spodobała się za to Związkowi Leśników Polskich w Rzeczypospolitej Polskiej. Ruszyli do boju „w obronie polskich lasów”, które chcieli wyciąć. Przy czym mamy tu do czynienia z recydywą. Starym [...]
Wiara w naukę jest niewygodna dla władzy {id:168970}
Samochody elektryczne w dzisiejszej postaci są ślepą uliczką. To się nie uda. Prof. Łukasz Turski – profesor nauk fizycznych, specjalista w zakresie fizyki materii skondensowanej i mechaniki statystycznej, pomysłodawca i inicjator budowy Centrum Nauki Kopernik w Warszawie i pierwszy przewodniczący jego rady programowej. Niedawno po raz kolejny oglądałem film „Iluminacja”, gra w nim pan siebie, egzaminatora na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. W 1972 r. film był wielkim wydarzeniem, a dziś… Przecież nauka i wiara to dwa różne pojęcia. Jak można je porównywać? – Nie można. Ale „Iluminacja” jest dobrym filmem. Mam też dobre wspomnienia – przy pracy nad nim poznałem Agnieszkę Holland. Krzysztofa Zanussiego znałem wcześniej, był moim starszym kolegą szkolnym i kolegą mojego starszego brata. A co do nauki i wiary – bardzo trudno te pojęcia tak po prostu oddzielić, ponieważ historycznie to ludzie związani z Kościołem byli niemal jedynymi, którzy w europejskiej części cywilizacji zajmowali się nauką. Kiedy zwiedza się katedrę w Chartres, nad każdym wejściem widać posągi uczonych, w większości pogan. Królowie, możnowładcy, biskupi, mnisi, chłopi i mieszczanie, wchodząc do katedry, chylili czoło przed ich umysłami. Przed [...]
Dziwne przypadki Glapińskiego {id:169033}
Grzechy prezesa Narodowego Banku Polskiego. Wyobraźmy sobie prezesa gminnego banku spółdzielczego, który: a) nabył w podejrzanych okolicznościach nieruchomość należącą do biznesmena powiązanego z mafią rosyjską, b) jako minister działał w interesie swojej partii, która uwłaszczyła się na majątku państwowym, c) w raportach służb specjalnych przedstawiany był jako gangster, d) obracał się w szemranym towarzystwie, e) wykorzystywał bank do wspierania swojego środowiska politycznego i jako narzędzie do wzbogacenia się. A teraz wyobraźmy sobie, że mówimy nie o kierowniku prowincjonalnego banku, lecz o prezesie Narodowego Banku Polskiego, od którego zależy los państwa i milionów Polaków… Niebezpieczne związki. Na początku 2022 r. mieszkańcy Zalesia Górnego pod Warszawą zauważyli, że do miejscowej rzeki Czarna odprowadzane są nieczystości. Spieniona ciecz wypływała z jednej z trzech rur idących od działki, na której – na terenie Chojnowskiego Parku Krajobrazowego – stoi okazały pałac prezesa NBP Adama Glapińskiego. Suweren zaalarmował dziennikarzy, a po nagłośnieniu sprawy do akcji wkroczyli podlegli rządowi urzędnicy Wód Polskich, którzy orzekli, że Glapiński odprowadzał nie ścieki, a jedynie wody opadowe, i w ekspresowym tempie zalegalizowali samowolę. Choć wszystko zakończyło się dla szefa banku centralnego [...]
Cyberzagrożone {id:169029}
Tylko połowa rodziców interesuje się aktywnością swoich dzieci w internecie. – 11-letnia córka zawołała mnie z przerażeniem, bo komputer nagle zaczął wypluwać dziesiątki komunikatów o wirusach. Wziąłem laptop i zacząłem badać temat. Po chwili zauważyłem, że każdą wiadomość wysyła inny program antywirusowy – nie muszę dodawać, że tylko jeden z nich miałem faktycznie zainstalowany – a po kliknięciu w komunikat jestem odsyłany na stronę www do płatności za zaległy abonament na program. To był typowy phishing. Ktoś podawał się za program antywirusowy, wykorzystując powiadomienia przeglądarki, na które zezwala się np. przy serwisach informacyjnych. Wystarczyło wyłączyć komunikaty i po krzyku. Zapytałem córkę, od czego to się zaczęło. Okazało się, że ktoś w grze Roblox zaproponował jej na czacie jakiś darmowy dodatek, jeśli wejdzie w odpowiedni link – opowiada Julian. Oszust zawsze znajdzie sposób. Ojciec dziewczynki nie kryje lęku. Wraz z partnerką Amelią są wyjątkowo świadomymi rodzicami w kwestii cyberbezpieczeństwa. Korzystają z aplikacji do ochrony dzieci w internecie, monitorują tam ich aktywność i starają się rozmawiać o współczesnych zagrożeniach. Dla cyberprzestępców żadne limity czasowe ani ograniczenia treści nie są jednak problemem. – [...]
Historia {id:6, pr.86}
Co interesowało Amerykanów? {id:169026}
Notatka z rozmowy ppłk. Wiesława Górnickiego z attaché wojskowym USA w lutym 1989 r. Zmiany, które zachodziły w Polsce na przełomie lat 80. 90., szczególnie interesowały Stany Zjednoczone. Amerykańscy dyplomaci nie tylko chcieli być dobrze poinformowani, ale i wpływać na sytuację w Polsce. A i ekipa gen. Wojciecha Jaruzelskiego nie stroniła od kontaktów z nimi. Dochodziło do nich na różnym szczeblu i dotyczyły wielu spraw politycznych, zagranicznych i gospodarczych. Poniżej prezentujemy niepublikowaną notatkę płk. Wiesława Górnickiego, bliskiego współpracownika gen. Jaruzelskiego, powstałą po rozmowie z attaché wojskowym USA płk. Dennisem Monroe. Warte uwagi są fragmenty dotyczące rozmów z Solidarnością i tworzenia przez zaufanych gen. Jaruzelskiego alternatywnego kanału wymiany informacji z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych oraz zachowania polskiego ambasadora podczas opuszczania Afganistanu przez wojska Związku Radzieckiego. Dokument zamieszczamy w oryginalnym kształcie, z zachowaniem ówczesnej pisowni, dodając jedynie wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych. Notatka pochodzi z kolekcji Wiesława Górnickiego znajdującej się w zbiorach Fundacji Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL. Paweł Dybicz Ppłk WIESŁAW GÓRNICKI Warszawa, dnia 1989.02.11 Nr AX/002/89 Wyłącznie do wiadomości Tow. Generała TAJNE NOTATKA SŁUŻBOWA Dotyczy: spotkania z płk. Monroe Melduje, że 9 [...]
Dlaczego Polska przegrała Wołyń {id:168961}
Trzeba nazwać zbrodnie i zbrodniarzy po imieniu, potępić ich; ekshumować i upamiętnić ofiary. Tylko tyle. 80. rocznica ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego w 2023 r. pokazała, że Ukraina nie zamierza zamknąć tego tragicznego rozdziału historii poprzez zgodę na ekshumację i upamiętnienie ofiar. Nie domagamy się bowiem od Ukrainy, by przyjęła polską ocenę OUN/UPA i jej zbrodni, które konsekwentnie neguje. Chcemy jedynie ekshumacji i pogrzebania ofiar, tak jak to jest przyjęte w kulturze europejskiej. To minimalny warunek symbolicznego zamknięcia tej tragicznej karty w stosunkach polsko-ukraińskich. W kręgach decydenckich na Ukrainie najwyraźniej panuje jednak przekonanie, że ujawnienie w drodze ekshumacji skali zbrodni OUN/UPA na Polakach podważyłoby ukraińską politykę historyczną, która kreuje nacjonalistyczny mit w miejsce prawdy. Premier Morawiecki, składający 7 lipca 2023 r. wiązankę kwiatów w pustym wołyńskim polu – miejscu po wymordowanej przez UPA polskiej wsi Ostrówki – stał się symbolem polskiej bezradności i bezsilności wobec nacjonalistycznej polityki historycznej Ukrainy. Teraz – w 81. rocznicę krwawej niedzieli – nie było zapewne nawet wiązanki kwiatów w pustym polu. Zapanowała przed tą rocznicą głucha cisza świadcząca o tym, że władze polskie nie zamierzają podnosić „drażliwych kwestii”. [...]
Sylwetki {id:2842, pr.84}
U nas w Polsce nie chodzi się w kapeluszu {id:168967}
Książki z mojej półki: proszę państwa, Stefan Chwin. Stefan Chwin nie pisze już klasycznych powieści, pisze o sobie. Pisze swój dziennik – życia we dwoje. Jesteśmy więc razem – autor i jego żona – K. Oraz my, czytelnicy. Podglądamy ich. Dokąd chodzą, o czym rozmawiają, o co się spierają, jak się ubierają… Wiadomo, to nie jest Big Brother, to koncept literacki, widzimy tylko to, co autor chce, żebyśmy widzieli, co chce nam pokazać. Co pokazuje? Zmagania z życiem. Swoim ego. Swoim słabnącym ciałem. Swoją polskością. Swoim poczuciem obowiązku. I swoim szczęściem. Niezasłużonym – jak podkreśla – niewypracowanym, w ogóle nie wiadomo jak zdobytym i utrzymanym. Szczęściem, którym jest K., jego żona od ponad 50 lat. Czytamy: „Znowu ciche prywatne credo, którego nikt nie słyszy. Nie bić pokłonów przed kimkolwiek. Nie klękać przed kimkolwiek i czymkolwiek. We wszystkim widzieć skazę, gdyż to skaza jest prawdą, a kto upiera się, że byt bez skazy istnieje, po prostu żyje w kłamstwie. Nie wielbić nikogo. Nie mrużyć oczu z zachwytu, nic nie zasługuje na zachwyt. Nawet Pan B., który – tak jak wszystko – [...]
Opinie {id:9, pr.82}
Wczoraj rządowi, dziś antyrządowi {id:168984}
Ogórek nie chowa się w wannie, czyli co słychać u ulubieńców poprzedniej władzy. Telewizja publiczna przestała pluć na Tuska, ale wojna o dusze Polaków trwa. Tak znamienici żurnaliści jak Danuta Holecka, Michał Rachoń czy Adrian Klarenbach nie złożyli bowiem broni, tylko po zwolnieniu z TVP z oddaniem opluwają niemieckiego agenta na antenie TV Republika. Szkopuł: jak zauważył prezes Jarosław Kaczyński, „Republika nie wszędzie dociera, ma bardzo niewielkie środki i to jest dopiero taki początek telewizji”. W takiej początkującej telewizji nie mogli pomieścić się wszyscy bojownicy o wolność i demokrację wyrzuceni z roboty przez koalicję 13 grudnia. Sygnał uzurpatorów. Zabrakło miejsca dla Michała Adamczyka, wieloletniego dziennikarza Telewizji Polskiej i prowadzącego „Wiadomości”, a od kwietnia do grudnia 2023 r. dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Redaktor Adamczyk mówi, że jest dumny, iż jako dziennikarz TVP informował „o wielu aferach rządu PiS, i to obiektywnie, inaczej niż TVN”. Poza tym sądzi, że jest prezesem zarządu TVP. „26 grudnia 2023 r. zostałem powołany przez Radę Mediów Narodowych na stanowisko prezesa zarządu TVP. Nic się od tego czasu nie zmieniło, więc nigdzie się nie wybieram”, stwierdził, gdy [...]
Ręce dokładnie umyte {id:168989}
Bodnar powołał zespół prokuratorów. Dlaczego w sprawie Barbary Blidy potrzebna jest biała księga? Czy 17 lat po śmierci Barbary Blidy doczekamy się sprawiedliwości? Jest nadzieja. Prokurator generalny Adam Bodnar powołał zespół do opracowania w sprawie byłej posłanki SLD białej księgi, czyli zbioru usystematyzowanych dokumentów dotyczących działań podjętych przez prokuraturę w związku ze śmiercią Blidy. Zespół ma też uwzględnić prace sejmowej komisji śledczej powołanej do zbadania okoliczności tej tragedii oraz raport komisji. To może być otwarcie do kolejnych działań. Z prostego powodu – sprawa śmierci Barbary Blidy została zamieciona pod dywan. Winnych znamy. Ich nazwiska są wymienione w raporcie końcowym sejmowej komisji śledczej, którą kierował Ryszard Kalisz. Raport pokazuje patologiczne mechanizmy, wskazuje ludzi, którzy łamali prawo. Nikt nigdy tych ustaleń nie podważył. Rzecz w tym, że zostały w Sejmie przegłosowane – bo Platforma nie chciała wojny z PiS. Sejm, w którym większość miały Platforma i PSL, nie zebrał wystarczającej liczby głosów, by postawić przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę. Podobnie było w prokuraturze, która – gdy władzę przejęło PiS – umorzyła śledztwa w kolejnych wątkach. Może więc warto o [...]
Sąd nie jest twierdzą (cd.) {id:169004}
Dołączając do apelu znakomitej dziennikarki, sprawozdawczyni sądowej Heleny Kowalik, o rozwiązanie problemów z zamykaniem się sądów przed dziennikarzami, pragnę zwrócić uwagę Pana Ministra Sprawiedliwości Adama Bodnara, że problem wymaga natychmiastowego rozwiązania. Otóż sądy chcą taką praktyką, o której pisze Helena Kowalik (PRZEGLĄD nr 26/2024), zamykać się przed społeczeństwem. Widzę to na każdym kroku. Od pytań ludzi z biura obsługi interesanta sądu, gdy dowiaduję się o termin rozprawy („A pani jako kto pyta? Kim pani jest w sprawie?”), po odpowiedzi (uzasadnienia „jako publiczność” nie rozumieją). To pracownicy sądu, a sami sędziowie? Zwykle nie interesuje ich, czy na sali jest świadek w sprawie – a należałoby tym się zainteresować, wszak nie powinien znać zeznań innych, zanim swoich nie złoży. Pytają za to, czy na sali są dziennikarze. A jakie to ma znaczenie? Po co jest to rytualne domaganie się legitymacji prasowych z wpisywaniem danych do akt?
Świat {id:3, pr.80}
Małżeństwo z potrzeby chwili {id:168995}
Nowy Front Ludowy wygrał wybory we Francji. I co z tego? Żeby ukazać pełnię sensacji, jaką były wyniki głosowania do Zgromadzenia Narodowego z ubiegłej niedzieli, trzeba spojrzeć w sondaże i skomentować to, czego w nich nie było. A brakowało tam przez całą kampanię, wliczając w to drugą turę, jakiegokolwiek śladu nadziei na triumf lewicy. Dopiero na samym finiszu, w piątek przed weekendem wyborczym, pojawiło się pierwsze badanie wskazujące na możliwą wygraną Nowego Frontu Ludowego. To był jeden ze scenariuszy, realny tylko wtedy, kiedy do prognozowanych przez firmę Ipsos maksymalnie 185 mandatów dla Frontu dodawało się inną maksymalną wartość, 18 miejsc dla kandydatów lewicowych niezrzeszonych w szerokiej koalicji. To był jednak wariant wysoce nieprawdopodobny, wszystko wskazywało na bezsprzeczną wygraną skrajnej prawicy spod znaku Zjednoczenia Narodowego – choć bez uzyskania większości. Lewicowa rodzina kampanijna. Dlaczego sondażownie tak bardzo się pomyliły? Zwłaszcza biorąc pod uwagę trafne wyniki exit poll po pierwszej rundzie? To temat na osobny tekst, zaważyły wysoka frekwencja, mobilizacja centrum i oczywiście taktyczne wycofywanie się z drugiej tury ponad 200 kandydatów antyprawicowych – tak ich nazwijmy, nic innego ich przecież nie [...]
Kultura {id:4, pr.76}
Najlepsze rzeczy zrobiłem w PRL {id:168976}
Zawsze podchodzę z dystansem, z przymrużeniem oka. Tak się ukształtowałem. „Pat i Pataszon”, proszę pana. Jerzy Stuhr – aktor i pedagog Święta spędza pan z bliskimi czy na scenie? – Tylko raz grałem w Wigilię, we Włoszech. Pracowałem wtedy w teatrze w Trieście i gdy zobaczyłem repertuar, zapytałem: „Gramy w Wigilię, 24?”. Mnie za komuny opowiadali koledzy, że musieli w latach 50., za stalinizmu, w Wigilię grać – na widowni samo wojsko siedziało, więc kompletnie się nie spodziewałem, że we Włoszech ktokolwiek na taki spektakl przyjdzie. Ale Włosi na to: „A dlaczego nie? Przecież tłumy ludzi będą. Potem pójdą na spacer i na kolację”. I zagraliśmy. Był komplet? – Tak. Życzenia żeśmy sobie w teatrze składali, każdy wylosował kolegę, któremu coś kupił. Przedziwne prezenciki sobie wtedy wymyślaliśmy. Zamartwiałem się o kolację, o rybę, ale na szczęście bliscy wtedy do mnie przyjechali. Wigilię spędziliśmy w restauracji, chyba jedyny raz, bo zawsze rodzina gotowała. Kiedyś my z małżonką, a teraz to się zmieniło – gotują dzieci, a my jesteśmy gośćmi. W tym roku u córki będzie kolacja. Potem zabieramy wnuczki do nas [...]
To nie jest miły świat do życia {id:168973}
Teatr w poszukiwaniu drogi i powiew zmian personalnych. Sezon teatralny 2023/2024 zakończył się 5 lipca dwiema premierami: „Szklanej menażerii” Tennessee Williamsa na sopockiej scenie Teatru Wybrzeże i „Skoku wzwyż” na małej scenie Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy im. Gustawa Holoubka. Na festiwalach królowały koprodukcje krakowskie: musical „1989” Teatru Słowackiego (zrealizowany wspólnie z gdańskim Teatrem Szekspirowskim) w reżyserii Katarzyny Szyngiery i „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” Mateusza Pakuły Teatru Łaźnia Nowa (przygotowany wspólnie z Teatrem im. Stefana Żeromskiego w Kielcach). Spektakle te zdobyły mrowie nagród, mnóstwo pochwalnych recenzji, a co równie istotne – podbiły publiczność. Można wprawdzie marudzić, że pozytywny mit Solidarności i polskiej transformacji ustrojowej w rapowym ujęciu „1989” nie ustrzegł się uproszczeń i ułatwień, ale w końcu to musical. Adresowany głównie do młodych widzów, mający za zadanie odczarować negatywną narrację o polskiej przeszłości i jej nieznośny martyrologiczny patos. Z kolei przedstawienie Pakuły w sposób trudny do przecenienia stawia ważne pytania etyczne, jest wołaniem o godne umieranie i wsparcie cierpiących. To spektakl wywiedziony z osobistych bolesnych doświadczeń reżysera, a jednocześnie społecznie nośny. Mistrzowie. Sukcesy Szyngiery i [...]
Jakie filmy kochają Polacy? {id:168999}
Nieustannie bawią nas „Kogel-mogel” i „Sami swoi”, wzruszają „Pianista” i „Znachor”, a za najbardziej kultowe produkcje uznajemy „Janosika” i „Psy”. Lata 90. Rodzinny zjazd wielkanocny. Na stole sałatki, mazurki i flaszki z wódką. Dookoła gwar rozmów. Przerywanych wtedy, gdy na ekranie stojącego w rogu telewizora zaczyna się ważna scena z któregoś filmu. Wszyscy śmieją się, gdy Kargul i Pawlak nawzajem tłuką sobie garnki i targają koszule. Wzruszają, gdy Kmicic tuli do siebie Oleńkę w sunących po śniegu saniach i wstrzymują oddech, gdy słychać kultowe zdanie: „Proszę państwa, Wysoki Sądzie, to jest profesor Rafał Wilczur!”. Jeszcze trzy dekady temu święta miały swoje nieodłączne elementy – jednym z nich były emitowane w telewizji ukochane produkcje Polaków. Wtedy sprawa była prosta. Oglądaliśmy to, do czego mieliśmy dostęp, czyli filmy, które pokazywali nam kiniarze albo nadawcy telewizyjni. Klęska urodzaju. Dzisiaj platformy streamingowe nie oczekują, że zasiądziemy przed ekranem wyznaczonego dnia o konkretnej godzinie. Dzięki przepastnym bibliotekom, których zawartość jest dostępna na życzenie, możemy sobie włączyć tysiące produkcji o dowolnej porze dnia i nocy. Spektakularnie zwiększyła się też liczba premier – toniemy w zalewie nowych [...]
Wywiady {id:2, pr.}
Najlepsze rzeczy zrobiłem w PRL {id:168976}
Zawsze podchodzę z dystansem, z przymrużeniem oka. Tak się ukształtowałem. „Pat i Pataszon”, proszę pana. Jerzy Stuhr – aktor i pedagog Święta spędza pan z bliskimi czy na scenie? – Tylko raz grałem w Wigilię, we Włoszech. Pracowałem wtedy w teatrze w Trieście i gdy zobaczyłem repertuar, zapytałem: „Gramy w Wigilię, 24?”. Mnie za komuny opowiadali koledzy, że musieli w latach 50., za stalinizmu, w Wigilię grać – na widowni samo wojsko siedziało, więc kompletnie się nie spodziewałem, że we Włoszech ktokolwiek na taki spektakl przyjdzie. Ale Włosi na to: „A dlaczego nie? Przecież tłumy ludzi będą. Potem pójdą na spacer i na kolację”. I zagraliśmy. Był komplet? – Tak. Życzenia żeśmy sobie w teatrze składali, każdy wylosował kolegę, któremu coś kupił. Przedziwne prezenciki sobie wtedy wymyślaliśmy. Zamartwiałem się o kolację, o rybę, ale na szczęście bliscy wtedy do mnie przyjechali. Wigilię spędziliśmy w restauracji, chyba jedyny raz, bo zawsze rodzina gotowała. Kiedyś my z małżonką, a teraz to się zmieniło – gotują dzieci, a my jesteśmy gośćmi. W tym roku u córki będzie kolacja. Potem zabieramy wnuczki do nas [...]
Wiara w naukę jest niewygodna dla władzy {id:168970}
Samochody elektryczne w dzisiejszej postaci są ślepą uliczką. To się nie uda. Prof. Łukasz Turski – profesor nauk fizycznych, specjalista w zakresie fizyki materii skondensowanej i mechaniki statystycznej, pomysłodawca i inicjator budowy Centrum Nauki Kopernik w Warszawie i pierwszy przewodniczący jego rady programowej. Niedawno po raz kolejny oglądałem film „Iluminacja”, gra w nim pan siebie, egzaminatora na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. W 1972 r. film był wielkim wydarzeniem, a dziś… Przecież nauka i wiara to dwa różne pojęcia. Jak można je porównywać? – Nie można. Ale „Iluminacja” jest dobrym filmem. Mam też dobre wspomnienia – przy pracy nad nim poznałem Agnieszkę Holland. Krzysztofa Zanussiego znałem wcześniej, był moim starszym kolegą szkolnym i kolegą mojego starszego brata. A co do nauki i wiary – bardzo trudno te pojęcia tak po prostu oddzielić, ponieważ historycznie to ludzie związani z Kościołem byli niemal jedynymi, którzy w europejskiej części cywilizacji zajmowali się nauką. Kiedy zwiedza się katedrę w Chartres, nad każdym wejściem widać posągi uczonych, w większości pogan. Królowie, możnowładcy, biskupi, mnisi, chłopi i mieszczanie, wchodząc do katedry, chylili czoło przed ich umysłami. Przed [...]
Przebłyski {id:19, pr.}
Ojczulkowie łasi na kasę {id:169069}
Zaiste, wielkiego pecha ma Rzeszów, do którego trafił zakon bernardynów. O poczynaniach ojczulków w mieście, które ciągle kojarzy się z legendarnym prezydentem Ferencem i pomnikiem Walk Rewolucyjnych, pisze tygodnik „Fakty po Mitach”. Jeśli ktoś myśli, że bernardyni zajęci są tam praktykami religijnymi, to myli się bardzo. Gdy przejęli grunt z pomnikiem kultowego rzeźbiarza prof. Mariana Koniecznego, oddali go Stowarzyszeniu Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia. A to oczywiście chce pomnik zburzyć. Powstrzymać może je wpisanie pomnika z 1974 r. do rejestru zabytków. Albo sami bernardyni, którym prezydent Fijołek chce odebrać ogrody między klasztorem a pomnikiem. Miasto płaci za ich utrzymanie 100 tys. zł rocznie. A kasa z parkingu pod ogrodami płynie do zakonu. Taka to bernardyńska logika.
Telus bez ziemi (ale z gaśnicą) {id:169068}
Zamiast potwora z Loch Ness mamy swojego dziwoląga. A imię jego Robert Telus. Człowiek z gaśnicą. Były pisowski minister rolnictwa. Najstarsi rolnicy nie pamiętają kogoś tak słabo rozgarniętego na posadzie ministra. Jednak o swoje interesy Telus potrafił zadbać. Gdy Lasami Państwowymi rządziła ekipa Ziobry, żona i córka Telusa podpisały umowę dzierżawy 15 ha. Telusowie hodowali tam prawie setkę koników polskich. Opłacało się, bo dopłaty od państwa były spore. Biznes się skończył po wyborach. Kontrola z Lasów wykazała, że doszło do samowoli budowlanej i bezumownego korzystania z części gruntów. Znaleziono też trzy martwe konie. No i po umowie. Nie pomogły ustawki w gazetach z Telusem całującym konika.
Piesiewicza koniec żałosny {id:169067}
Radosław Piesiewicz, protegowany ekswicepremiera Jacka Sasina, wrzucony na prezesa PKOl, uznał, że już może wyjść z ukrycia. I wyszedł. Z przytupem. Przytulił się do Igi Świątek, Wilfreda Leóna i Ewy Swobody. Na licznych bilbordach pozuje z nimi. Ludzie pytają kto to. Zawodnik, kandydat do medalu? Takiego prezesa w PKOl jeszcze nie było. Bezgraniczna jest ta bezczelność człowieka, który prawem kaduka przykleił się do wybitnych sportowców. Jeszcze nie tak dawno wraz z Sasinem doradzali władzom Wołomina. W kampanii wyborczej PKOl obiecał związkom sportowym dziesiątki milionów ze spółek skarbu państwa. Sasina nie ma. Pieniędzy też. Został tylko Piesiewicz. Kończ, człowieku, wstydu oszczędź sportowcom. I kibicom.
Piłkarze plażowi {id:169070}
Skoro ostatni awansowali, a pierwsi odpadli, mogą już robić to, co rajcuje ich bardziej niż gra w reprezentacji. Egzotyczna zbieranina szybciutko rozjechała się w egzotyczne miejsca. Nie mogli się pochwalić grą na Euro, to teraz nadrabiają aktywnością w mediach społecznościowych. Cóż tam widzimy? Zadziwiająco dobre samopoczucie piłkarzy. Fotki z Polinezji Francuskiej (Michał Skóraś), Zanzibaru (Marcin Bułka), Malediwów (Sebastian Szymański), Monte Carlo (Krzysztof Piątek) i greckiej wyspy Mykonos (Nicola Zalewski). Do Grecji polecieli też Przemysław Frankowski i Jakub Piotrowski. Mają dłuższe wakacje, bo za długo w Niemczech nie pograli. Ciekawe, dokąd wyjechaliby po zdobyciu medalu. Taki futbolowy żarcik.
Aktualne {id:5660, pr.}
Ojczulkowie łasi na kasę {id:169069}
Zaiste, wielkiego pecha ma Rzeszów, do którego trafił zakon bernardynów. O poczynaniach ojczulków w mieście, które ciągle kojarzy się z legendarnym prezydentem Ferencem i pomnikiem Walk Rewolucyjnych, pisze tygodnik „Fakty po Mitach”. Jeśli ktoś myśli, że bernardyni zajęci są tam praktykami religijnymi, to myli się bardzo. Gdy przejęli grunt z pomnikiem kultowego rzeźbiarza prof. Mariana Koniecznego, oddali go Stowarzyszeniu Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia. A to oczywiście chce pomnik zburzyć. Powstrzymać może je wpisanie pomnika z 1974 r. do rejestru zabytków. Albo sami bernardyni, którym prezydent Fijołek chce odebrać ogrody między klasztorem a pomnikiem. Miasto płaci za ich utrzymanie 100 tys. zł rocznie. A kasa z parkingu pod ogrodami płynie do zakonu. Taka to bernardyńska logika.
Telus bez ziemi (ale z gaśnicą) {id:169068}
Zamiast potwora z Loch Ness mamy swojego dziwoląga. A imię jego Robert Telus. Człowiek z gaśnicą. Były pisowski minister rolnictwa. Najstarsi rolnicy nie pamiętają kogoś tak słabo rozgarniętego na posadzie ministra. Jednak o swoje interesy Telus potrafił zadbać. Gdy Lasami Państwowymi rządziła ekipa Ziobry, żona i córka Telusa podpisały umowę dzierżawy 15 ha. Telusowie hodowali tam prawie setkę koników polskich. Opłacało się, bo dopłaty od państwa były spore. Biznes się skończył po wyborach. Kontrola z Lasów wykazała, że doszło do samowoli budowlanej i bezumownego korzystania z części gruntów. Znaleziono też trzy martwe konie. No i po umowie. Nie pomogły ustawki w gazetach z Telusem całującym konika.
Piesiewicza koniec żałosny {id:169067}
Radosław Piesiewicz, protegowany ekswicepremiera Jacka Sasina, wrzucony na prezesa PKOl, uznał, że już może wyjść z ukrycia. I wyszedł. Z przytupem. Przytulił się do Igi Świątek, Wilfreda Leóna i Ewy Swobody. Na licznych bilbordach pozuje z nimi. Ludzie pytają kto to. Zawodnik, kandydat do medalu? Takiego prezesa w PKOl jeszcze nie było. Bezgraniczna jest ta bezczelność człowieka, który prawem kaduka przykleił się do wybitnych sportowców. Jeszcze nie tak dawno wraz z Sasinem doradzali władzom Wołomina. W kampanii wyborczej PKOl obiecał związkom sportowym dziesiątki milionów ze spółek skarbu państwa. Sasina nie ma. Pieniędzy też. Został tylko Piesiewicz. Kończ, człowieku, wstydu oszczędź sportowcom. I kibicom.
Piłkarze plażowi {id:169070}
Skoro ostatni awansowali, a pierwsi odpadli, mogą już robić to, co rajcuje ich bardziej niż gra w reprezentacji. Egzotyczna zbieranina szybciutko rozjechała się w egzotyczne miejsca. Nie mogli się pochwalić grą na Euro, to teraz nadrabiają aktywnością w mediach społecznościowych. Cóż tam widzimy? Zadziwiająco dobre samopoczucie piłkarzy. Fotki z Polinezji Francuskiej (Michał Skóraś), Zanzibaru (Marcin Bułka), Malediwów (Sebastian Szymański), Monte Carlo (Krzysztof Piątek) i greckiej wyspy Mykonos (Nicola Zalewski). Do Grecji polecieli też Przemysław Frankowski i Jakub Piotrowski. Mają dłuższe wakacje, bo za długo w Niemczech nie pograli. Ciekawe, dokąd wyjechaliby po zdobyciu medalu. Taki futbolowy żarcik.
Zamknij oknoCzekaj, trwa ładowanie!
To może potrwać sekundę lub dwie.