Zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego zmiany ordynacji samorządowej wyraża rosnącą w PiS obawę o wynik przyszłorocznych wyborów Choć Prawo i Sprawiedliwość niepodzielnie rządzi Polską – ma prezydenta, premiera, 234 posłów w 460-osobowym Sejmie i 64 senatorów w 100-osobowej izbie wyższej, to w terenie sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej. Partia Jarosława Kaczyńskiego sprawuje władzę jedynie w województwie podkarpackim, w pozostałych 15 prym wiodą Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. Spośród 106 prezydentów miast z PiS jest związanych ok. 10. Wielkie miasta są redutą krytyków „dobrej zmiany”, a w Polsce gminnej i powiatowej PiS ma silnego konkurenta – PSL. CBA u marszałka Uskrzydleni rozmiarami zwycięstwa w 2015 r. politycy PiS jeszcze przed utworzeniem rządu sugerowali, że możliwe są wcześniejsze wybory samorządowe, bo te w 2014 r., ich zdaniem, sfałszowano. Oficjalnym pretekstem do skrócenia kadencji miałyby być zapowiadane w kampanii przez PiS zmiany: podzielenie województwa mazowieckiego na dwa oraz powołanie nowego województwa ze stolicą w Koszalinie. Prace nad nową mapą administracyjną zarzucono, jednak spekulacje na temat przejęcia samorządów przez PiS nie umilkły. Wkroczenie w czerwcu ub.r. funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego do wszystkich urzędów marszałkowskich odebrano jako przygotowanie artyleryjskie do ataku na samorząd. Borys Budka, poseł PO, twierdził, że PiS wprowadzi do samorządów województw swoich „nominantów”. Na mocy ustawowych uprawnień premier może zawiesić działalność organów samorządu województwa, ustanowić nawet na dwa lata zarząd komisaryczny i powołać komisarza rządowego. W takich warunkach znacznie łatwiej byłoby rządzącej partii przygotować zwycięstwo w wyborach do sejmików województw. We wrześniu „Nasz Dziennik” opublikował tekst z groźnym tytułem „PiS idzie po samorządy” i buńczuczną zapowiedzią prominentnego polityka partii Kaczyńskiego, Jacka Sasina: „Chcemy wysoko wygrać wybory samorządowe i zdobyć władzę w regionach i gminach”. W PSL, dla którego PiS stanowi śmiertelne zagrożenie, zawrzało. Partyjny portal alarmował: „PiS szykuje się już do walki o samorządy. Najważniejszym zadaniem ma być zdobycie bezwzględnej większości w sejmikach wojewódzkich. Wiele wskazuje, że przedterminowe wybory mogą się odbyć już wiosną. (…) Nie można też wykluczyć, że rząd do walki o samorządy użyje służb specjalnych i prowokacji”. Służby rzeczywiście nie próżnowały i nie próżnują. Funkcjonariusze CBA nie opuszczają sejmików województw, pod lupą służb i prokuratury znaleźli się znani samorządowcy. Mandacik proszę! W listopadzie CBA wystąpiło do lubelskiej rady miasta o wygaszenie mandatu prezydenta Krzysztofa Żuka z PO (Żuk pełni tę funkcję drugą kadencję, w 2010 r. wygrał z posłem PiS). Zarzucono mu złamanie ustawy antykorupcyjnej. Gdy radni ten wniosek odrzucili, CBA zwróciło się o wygaszenie mandatu do wojewody. 19 stycznia zaś skierowało wniosek do rady miejskiej Radomia o wygaszenie z tego samego powodu mandatu prezydenta Radosława Witkowskiego, byłego posła PO, który w 2014 r. pokonał ówczesnego włodarza miasta z PiS. Jeszcze w listopadzie z kolei prokuratura z Gorzowa Wielkopolskiego przedstawiła zarzut poświadczenia nieprawdy Hannie Zdanowskiej, związanej z PO prezydent Łodzi. Równocześnie z atakami na samorządowców związanych z opozycją PiS stara się okroić rolę samorządów, podporządkować je i sprowadzić do roli terenowych organów administracji państwowej. Jarosław Kaczyński jest zwolennikiem centralizacji władzy. W długim exposé wygłoszonym w 2006 r. w Sejmie nie wspomniał o samorządach, zapowiedział natomiast „umocnienie pozycji wojewody” oraz „wprowadzenie w niedalekiej przyszłości pionu dyscyplinarnego w całej administracji”. Te założenia rozwijano w czasie konwencji programowej PiS w Katowicach w 2015 r. Uznano, że najlepszym środkiem na poprawę relacji między administracją rządową a samorządami jest zdecydowane wzmocnienie roli wojewodów. Na uchwalenie czeka zgłoszony w grudniu przez PiS projekt nowelizacji ustawy Prawo ochrony środowiska, przewidujący pozbawienie sejmików kontroli nad wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska i gospodarki wodnej i przejęcie jej przez administrację państwową – ministra środowiska i wojewodów. Ma to służyć, jak zapisano w uzasadnieniu projektu, „zdyscyplinowaniu” funduszy, będą one realizowały politykę rządu, a nie samorządów. Ta sprawa stanie się wkrótce przedmiotem kolejnego bardzo ostrego konfliktu. Choć Konwent Marszałków Województw RP jednogłośnie sprzeciwił się zmianom, trudno przypuszczać, by rząd – skoro stawką są miliardy złotych – wycofał się pod wpływem krytyki, tak jak to zrobił w kwestii wyjęcia wojewódzkich rad dialogu społecznego spod przewodnictwa marszałków województwa i oddania ich wojewodom.