Wygrałem! I ty pokonasz chorobę

Wygrałem! I ty pokonasz chorobę

Rak, alkoholizm, zawał, cukrzyca – wyznania sławnych pacjentów są najlepszym lekarstwem Kiedy publicznie przyznałem się do choroby (przyznałem się – tak jakbym popełnił rzecz wstydliwą), dopiero dowiedziałem się, jak wiele osób w ogóle nie chce się leczyć, bo uważa, że nie ma co się zderzać z wyznaczoną już datą śmierci – mówi Kamil Durczok. Były to tylko cztery zdania wypowiedziane w telewizji w 28 sekund – informacja o własnej walce, no i wyjaśnienie, że wyłysiał od chemioterapii. Następnego dnia dostał list: „Wysłuchałem pana i pomyślałem – OK, dam się pokroić”. Dla setek ludzi, którzy opisywali mu swoje cierpienie, kilka miesięcy później napisał książkę, taki przewodnik po raku stworzony przez pacjenta. Chciał, żeby ludzie nie byli bierni, nie godzili się na grzebanie żywcem, żeby nie oddawali życia walkowerem. – W niezasłużony sposób stałem się symbolem walki z rakiem – mówi Kamil Durczok. Wokół tłum. Trwa promocja jego książki „Wygrać życie”. – Większość tych, którzy tu się stłoczyli, to albo chorzy, albo ci, którzy mają w rodzinie kogoś z problemem nowotworowym – mówi Hanna Tchórzewska, która kieruje rehabilitacją w warszawskim Centrum Onkologii. – Przyszli na spotkanie ze swoją chorobą. Przyszli zobaczyć kogoś, kto sobie poradził. W długiej kolejce po autograf stoi jedna z pacjentek. Peruka i nabrzmiała twarz, zniekształcona chemioterapią, która zabija raka i wycieńcza człowieka. Stoi, bo wreszcie ktoś napisał, jakim koszmarem jest ta metoda leczenia. I że w chorobie tak naprawdę człowiek jest potwornie sam. No i że może wygrać. Przynajmniej na jakiś czas. Miron Makowski z Warszawy (rak, lewe płuco usunięte pięć lat temu) jest pewny, że gdyby był na początku terapii, „onkologiczne” książki znanych ludzi bardzo by mu pomogły. – Pamiętam, jak się wtedy obwiniałem – wspomina. – 25 papierosów dziennie, stres, sam zarabiałem na nowotwór. A przecież takie rozpamiętywanie odbiera tylko siły. Do czytania książki Durczoka namawia Elżbieta Kozik, szefowa warszawskich Amazonek, czyli kobiet po amputacji piersi. Wcześniej namawiała do czytania książki Krystyny Kofty „Lewa, wspomnienie prawej”. Amazonki od lat wspierają pacjentki, które właśnie otrzymały cios zwany diagnozą. I dlatego Elżbieta Kozik wie, jak ważna jest historia konkretnej osoby, która wygrała. – Pacjentki często wolą rozmawiać z nami niż z psychologami – podkreśla. Obowiązkową lekturą na krakowskim oddziale onkologicznym, kierowanym przez prof. Marka Pawlickiego, jest „Mój powrót do życia” i „Liczy się każda sekunda”, opowieści o Lance Armstrongu, wielokrotnym zwycięzcy Tour de France, który największe sukcesy sportowe odniósł, gdy miał za sobą bezcenny, ten życiowy – pokonał raka. Prof. Pawlicki po wyznaniu Durczoka, że zmaga się z chorobą nowotworową, natychmiast udał się do chorych. Polski przykład jest najlepszy dla tych młodych, przerażonych mężczyzn. Teraz mają jeszcze książkę. Rak, czyli coś w pana wlazło i trzeba to pogonić – Jestem typowym hipochondrykiem. Sądziłem, że choroba mnie powali. Tymczasem odkryłem w sobie ducha wojownika – mówi Kamil Durczok. Jako osobie znanej było mu i łatwiej, i trudniej. Spotykał się z wyrazami sympatii, ale jednocześnie wiedział, że każdy jego krok jest obserwowany, „czy ten koleś z telewizji się nie złamie, czy nie będzie się czołgał”. Oto książka Durczoka, przedtem opowieść Krystyny Kofty i Anny Mazurkiewicz „Jak uszczypnie, będzie znak”. Trzy bardzo różne, ale zawsze osobiste wyznania odczarowują chorobę nowotworową. A jest co. Pewna pacjentka doc. Tadeusza Pieńkowskiego (leczącego nowotwory piersi w Centrum Onkologii), gdy po skomplikowanej kuracji dowiedziała się, że może wrócić do normalnego życia, machnęła ręką: – Widać to nie był rak. Bo rak toby mnie musiał zabić – objaśniła szefowi kliniki. – Ciągle pokutuje przekonanie o nieuchronnej śmierci – mówi doc. Pieńkowski. – Wyleczeni często uważają, że widocznie nic im nie dolegało. Inny stereotyp to przekonanie, że rak jest zaraźliwy. Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, przytacza opowieść o całkiem wykształconej pani, która szorowała łazienkę po nowotworowym znajomym. Z kolei do doc. Pieńkowskiego kobiety ze wsi przyjeżdżają chyłkiem, bo to ogromny wstyd mieć raka. A jeśli na nieszczęście jest to nowotwór narządów kobiecych, nic tylko kara za złe prowadzenie kobietę spotkała.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2005, 2005

Kategorie: Kraj