Na gali z okazji 95-lecia liceum siedziałem obok mateksa, który z nudów liczył sobie potęgi dwójki. W połowie imprezy doszedł już do ciężkich tysięcy – Na korytarzach spotykam dzieci uczniów, których uczyłam jako początkująca nauczycielka – mówi Ewa Macias, polonistka z warszawskiego liceum Staszica. – Do nas chodzi się pokoleniami. To dla rodziców istne nieszczęście, gdy dziecko nie dostanie się do “ich” szkoły. Ja sama bardzo się bałam, czy zostanę przyjęta, ponieważ nie byłam “z rejonu” – wspomina. – Teraz chodzą tu obie moje córki. Jarek, którego mama kończyła Staszica, opowiada, że rodzina była wielce obrażona, gdy zdał do Hoffmanowej: – Jak to?! – słyszałem – do konkurencji?! Ewa Macias z rozbrajającym uśmiechem przyznaje, że do szkoły ma stosunek bałwochwalczy: – Tutaj się idzie dla tego specyficznego sposobu myślenia i podejścia do życia. Kiedy spotykamy się w klubie absolwentów, nie ma znaczenia, kto do jakiego pokolenia należy, czy chodził do liceum przedwojennego, do Gottwalda, czy obecnie Staszica – śmiejemy się z tego samego, podobnie rozwiązujemy problemy. Chociaż skończyła liceum Staszica, nie poszła na matematykę. Została nauczycielką polskiego. I podjęła wyzwanie – nauczyć polskiego ludzi uzdolnionych w kierunkach ścisłych, którym dotąd, ze względu na niepospolite talenty matematyczne, udawało się “prześlizgnąć” przez przedmioty humanistyczne. Zdarza się, że przez pierwszy semestr prace sprawdzane są po dwa razy – za pierwszym razem bez oceny, żeby nie przerażać zastraszonych pierwszaków. Za to w klasie maturalnej można z nimi pogadać nawet o poezji współczesnej – choć zapewne nigdy nie będzie to ich ulubionym tematem do rozmów. Mateksy kontra matfizy Większość uczniów to dzieci naukowców i lekarzy z niezamożnych domów. Według pani dyrektor, Reginy Lewkowicz, dzięki temu nie mają poprzewracane w głowie. Anna Kułagowska, nauczycielka niemieckiego: – Te dzieciaki to bardzo podatny materiał. Łatwo nimi sterować na lekcji – prosto z brykania wpadają w wir pracy. Wystarczy powtórzyć raz czy dwa i wszystko zostaje im w głowach. Mam porównanie, bo wcześniej uczyłam już w kilku innych miejscach. Tutaj to prawdziwa przyjemność. Crčme de la crčme całej szkoły to uczniowie z eksperymentalnych klas matematycznych. Nazywani mateksami, od pierwszej klasy mają zajęcia z uniwersyteckimi wykładowcami, a zamiast matematyki – rachunek prawdopodobieństwa, algebrę i geometrię. Trochę jest animozji pomiędzy mateksami a uczniami z informatyki i matfizu. – My jesteśmy tacy trochę z boku – indywidua, zakręceni i w ogóle… – śmieje się Maciek, mateks z klasy maturalnej. Michał, matfiz z drugiej klasy, twierdzi, że to mateksy same tak o sobie myślą, że są zakręcone: – Trochę są, bo to geniusze. Zdarza się, że z przepisowych 28 osób zostaje w maturalnej 14, bo mateksom nie wolno nie zdać. – W zeszłym roku, na gali z okazji 95-lecia szkoły, siedziałem obok mateksa, który z nudów liczył sobie potęgi dwójki – dodaje jego kolega. – W połowie imprezy doszedł już do ciężkich tysięcy. To trzeba być trochę zakręconym. Nie każdy mateks ze Staszica idzie szlakiem stricte ścisłym. Ewa z klasy maturalnej chciałaby studiować nauki polityczne albo lingwistykę. Asia myśli o filozofii. – Bo my tu nie przyszliśmy tak tylko dla matematyki. Tutaj są ludzie, którzy mają ciekawe pomysły. Nie muszę się tutaj wstydzić tego, że chcę się uczyć – mówi Ewa. Brydż na przerwie i na lekcji Dyrektorka liceum, Regina Lewkowicz, chodziła do klasy matematycznej: – Miałam tak charyzmatycznego nauczyciela biologii, że też postanowiłam uczyć tego przedmiotu – mówi. – Czy kogoś “natchnęłam” nauką biologii? Nie wiem, ale nie odpuszczam im dlatego, że są matematykami. W tym roku mija 10 lat jej kadencji. Czy wiele się przez ten czas zmieniło? Zlikwidowano klasy o profilu przyrodniczym. Ten eksperyment się nie powiódł, ponieważ na biolchemie “lądowali” ci uczniowie, którzy nie radzili sobie z wysokim poziomem przedmiotów ścisłych, a nie tacy, którym zależało na pogłębionej wiedzy z dziedziny biologii i chemii. – Nie przypominam sobie zmian kadrowych przez ostatnie pięć lat – mówi Regina Lewkowicz. – No, może na początku zmieniali się lektorzy, ale było to w czasach, gdy rynek nie był tak nasycony jak dziś i o dobrych nauczycieli języka było trudno. W 1991 roku zmieniła się nazwa szkoły, ale jej dobra marka pozostała. Gdy w zeszłym roku w prasie
Tagi:
Karolina Monkiewicz