Wyjdźmy z prowincji – rozmowa z Januszem Gajosem

Wyjdźmy z prowincji – rozmowa z Januszem Gajosem

Musimy się nauczyć szanować tradycję, ale i żyć pragmatycznie. Uczyć się traktować cały kontynent jak swoje miejsce na świecie – Śledzi pan politykę? – Siłą rzeczy, ale nie jestem ekspertem. Wiele spraw mnie w niej oczywiście irytuje. Nie ukrywam swoich sympatii, ale też nigdy nie opowiadałem się publicznie po żadnej ze stron. Tym razem, mam na myśli najbliższe wybory prezydenckie, zdecydowałem się to zmienić. Mam zaufanie do ludzi, którzy mnie przekonują, wykładając swoje racje jasno, spokojnie, i nie uprawiają przy tym złego teatru. Nie ma aktorstwa bez intUicji – Przed panem szczególnie trudno ukryć złą grę. Często jest pan wymieniany nie jako „jeden z…”, ale najlepszy polski aktor. Aż dziw bierze, że dopiero przy czwartym podejściu dostał się pan na wydział aktorski. – To zależało od tych, którzy wtedy decydowali. Mogę mieć tylko jakieś podejrzenia. Byłem dość nieśmiałym chłopcem, który po maturze w małym miasteczku starał się o przyjęcie do szkoły aktorskiej. Od kandydata na aktora oczekiwano zapewne umiejętności efektownego zaprezentowania własnej osoby. Nie potrafiłem tego wtedy i sądzę, że miałbym z tym kłopoty także dziś. Wówczas wiedziałem tylko, że noszę w sobie pewien rodzaj wrażliwości i chciałbym ją jak najlepiej spożytkować w teatrze, który mnie zafascynował. Po pierwszych kontaktach z widownią zorientowałem się, że jest to możliwe. Kiedy mówiłem wyuczony tekst, ludzie słuchali mnie z uwagą. Dziś wiem, że była w tych próbach nieuświadomiona chęć popisania się, co jest jak wiadomo jednym z największych zagrożeń w zawodzie aktora. – Czego pan szukał w tym zawodzie? – Szukałem komunikacji. Być może to wynikało stąd, że wzrastałem w środowisku i warunkach, które nie zapewniły odważnego kroczenia przez świat. I może bardzo dobrze. Sądzę, że tego należy się dorabiać samodzielnie. Aktorstwa, tak jak innych dziedzin sztuki, nie da się zrozumieć do końca. Po prawie 50 latach uprawiania tego zawodu mogę powiedzieć, że mam sporą wiedzę na temat gospodarowania np. wrażliwością. Wiem bardzo dużo o tzw. warsztacie, ale to dopiero wstęp do możliwości świadomego wykorzystywania obszarów, o których nie tyle wiemy, ile je przeczuwamy. Na szczęście nikt jeszcze nie dopracował się żadnego wzoru na tworzenie dzieła sztuki. Za pomocą pogardzanej kiedyś intuicji sięgamy w rejony, gdzie niczego nie da się potraktować „szkiełkiem i okiem”, ale wszystko musi się zgadzać. – Był pan buńczucznym młodzieńcem? – Byłem tzw. grzecznym chłopcem. Podobnie jak inni koledzy z podwórka może gdzieś tam się tłukłem, ale nie zanotowałem niczego, co by mnie szczególnie wyróżniało w tej dziedzinie. Byłem krótko trzymany. To były dawne czasy, w tej chwili już historyczne. Nie byłem karany fizycznie przez ojca. Chociaż czasem groził mi pasem, nigdy się do tego nie posunął. W każdym razie czułem przed nim olbrzymi respekt. Nie rozbijałem latarń, nie wybijałem szyb. Wręcz przeciwnie, takie zachowania mnie raczej irytowały. Nie mogę zrozumieć, po co łamać ławki, mazać po ścianach, wynosić do lasu śmieci. – Do dzisiaj nie odnotowano żadnych skandali z pana udziałem, trudno też się doszukać wynurzeń na temat życia prywatnego. Jest pan szanowanym aktorem, zasypywanym propozycjami, i jednym z nielicznych, nawet z pańskiego pokolenia, którzy znakomicie oparli się rytmowi dyktowanemu przez kolorowe magazyny, adresowane pod publikę z multipleksów. – Nie umiałbym handlować swoją prywatnością. Czuję się zażenowany, kiedy zdarzy mi się czytać w prasie czyjeś intymne wynurzenia. W moim zawodzie jest tyle możliwości spędzania czasu w najróżniejszych sferach, stanach emocjonalnych, przestrzeniach, że nie czuję potrzeby opowiadania komukolwiek o swoim prywatnym życiu. – Jak to robi wiele osób z branży filmowej. Gardzi pan polskim show-biznesem, tą cyniczną, konsumpcyjną kulturą? – Nie gardzę nikim. Myślę, że jest to uczucie z gatunku najniższych. 43. ULICA na Manhattanie – Pana zdaniem, mamy kompleksy, jesteśmy zaściankowi na tle Europy i świata? – Przez ostatnie 20 lat wiele się zmieniło. Młodzi, wykształceni ludzie, którzy dorastali w tym okresie, nie mają żadnego powodu czuć się kimś gorszym. Oczywiście jest cała masa rzeczy do załatwienia, wiele bałaganu do usunięcia, wiele stereotypów do zmiany. Musimy nauczyć się szanować tradycję, ale i żyć pragmatycznie. Uczyć się traktować cały

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 22/2010

Kategorie: Kultura
Tagi: Anja Laszuk