Wyjście lepiej się sprzedaje

Wyjście lepiej się sprzedaje

Boris Johnson - akcja Vote Leave. fot. facebook.com/voteleave

Imigranci mogą zdecydować o Brexicie David Cameron podczas kolejnych spotkań i przemówień wylicza straty, które poniesie gospodarka kraju, jeżeli Wielka Brytania wyjdzie z Unii Europejskiej. Mówi o 16 mld funtów europejskich inwestycji, tysiącach miejsc pracy, które zależą od uczestnictwa we wspólnym rynku, i o tym, że przeciętne gospodarstwo domowe straci na Brexicie średnio 4,7 tys. funtów rocznie. – Na istnienie potwora z Loch Ness jest więcej dowodów, niż rząd ma na poparcie swoich prognoz – odpowiada mu były burmistrz Londynu i partyjny kolega Boris Johnson, który stał się najważniejszą postacią kampanii nakłaniającej do głosowania za opuszczeniem Unii. Kampania ta wyjątkowo skutecznie wpływa na stanowisko wyspiarzy. Jeszcze w połowie 2015 r. większość sondaży pokazywała niewielką, ale stabilną przewagę zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Przewaga jeszcze rosła, kiedy pytano o opinię w wypadku renegocjowania warunków członkostwa na lepsze. W badaniu przeprowadzonym przez You Poll w czerwcu 2015 r. 55% pytanych powiedziało, że jeżeli te się poprawią, to zagłosują za pozostaniem w strukturach europejskich. Wyjść z Unii chciało 24%. Dziś wyniki sondaży pokazują mniej więcej remis. W jednym niewielką przewagę zyskują zwolennicy pozostania w Unii, w innych kilkoma procentami wygrywają ci, którzy chcą wspólnotę opuścić. W sumie – remis ze wskazaniem, niewielkim, na Brexit. Jednym z powodów jest przekonanie wyborców, że Cameron z negocjacji w Brukseli, w których miała mu pomóc groźba referendum, wrócił na tarczy i nowe warunki są zaledwie przypudrowaniem starych. A o tych sam mówił, że są złe. Druga i ważniejsza przyczyna to fakt, że zwolennicy Unii Europejskiej przegrali przedreferendalną debatę i liczyć mogą głównie na to, że porażka nie jest wystarczająco dotkliwa, by odwrócić wynik głosowania. Przegrali, ponieważ nie potrafili niczego przeciwstawić nośnym argumentom zwolenników wyjścia. Chociaż, by być dokładnym, nie tyle nie przedstawili niczego, ile – jak ochrzciła to druga strona – przedstawili Projekt Strach. Projekt ów, co wypominają przeciwnicy, polega na straszeniu gospodarczymi konsekwencjami Brexitu. Słupki pokazujące wahania PKB oraz kursu funta szterlinga, które na dodatek w wersjach przygotowanych przez różne instytucje wyglądały różnie, przemawiają do wyobraźni głosujących znacznie słabiej niż dwie sprawy, wokół których swoją argumentację skupiła kampania Vote leave (Głosuj za wyjściem). Te dwie sprawy to imigracja oraz unijne absurdy w rodzaju krzywizny banana, unormowania ilości wody w spłuczce oraz, to ważniejsze, rozpasane wynagrodzenia brukselskich biurokratów, które nawet z brytyjskiej perspektywy wyglądają na niesprawiedliwe. Fala imigrantów Mniej więcej 29% wyborców wciąż nie wie, jak zagłosuje 23 czerwca. Z tego 28% za najważniejszą kwestię, którą należy rozważyć przed głosowaniem, uważa imigrację. To najczęściej wskazywany problem. Dla porównania – o gospodarce mówi 15%. Trudno się temu dziwić, kiedy weźmie się pod uwagę skalę imigracji na Wyspy z Unii Europejskiej, przede wszystkim z krajów będących tzw. nowymi członkami. Najpierw dominowali Polacy, których na stałe lub czasowo przyjechało kilka milionów. Teraz są to przede wszystkim Rumuni i sporo Bułgarów. Roczny bilans netto (to ważne) emigracji z krajów unijnych do Wielkiej Brytanii od kilku lat utrzymuje się na poziomie ok. 300 tys. osób. Kiedy dorzucić do tego ludzi krążących pomiędzy krajami, a jest ich wielu, liczba ta dodatkowo się powiększa. Raporty wyciągane przez brytyjskie tabloidy mówią o ok. 2,5 mln przybyszów w ostatnich pięciu latach. – 2,5 mln ludzi oznacza poważną zmianę w populacji wyspy, która jest domem dla niespełna 70 mln – komentował te dane „Daily Express” i wyliczał problemy z imigracją. Wśród nich wskazywał, delikatnie mówiąc, odmienną kulturę prawną. Ostatnio głośna była sprawa Mołdawian, którzy masowo przyjmują rumuńskie obywatelstwo, by móc legalnie pracować na Wyspach. Rzecz wynika z zaszłości historycznych i tego, że obywatelom Mołdawii bardzo łatwo się stać obywatelami Rumunii. Przed otwarciem brytyjskiego rynku pracy dość rzadko korzystali oni z tej możliwości. Teraz – jak donosi ten sam „Daily Express” – ze stolicy, Kiszyniowa, latają do Anglii trzy pełne samoloty tygodniowo. Brytyjczycy czują, że to oszustwo. Pewną przeciwwagą są tutaj oczywiście liczby, które mówią, że np. imigracja z Polski okazała się dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 21/2016

Kategorie: Świat