Rządowy program pomocy dla byłych neonazistów w Niemczech Według najnowszego raportu Federalnej Służby Ochrony Konstytucji, w latach 1999–2000 liczba skłonnych do stosowania przemocy, skrajnie prawicowych ekstremistów zwiększyła się w Niemczech z 9 tys. do 9,7 tys. Ponad 50% z nich mieszka w landach wschodnich, których ludność stanowi tylko 21% ogólnej liczby mieszkańców RFN. Wzrosła liczba przypadków naruszeń prawa, w tym głównie niedozwolonej propagandy oraz aktów przemocy wobec obcokrajowców; coraz więcej odkrywa się też składów broni i środków wybuchowych. W powojennych Niemczech partiom skrajnie prawicowym i nacjonalistycznym nigdy nie udało się wywrzeć bezpośredniego i trwałego wpływu na rozwój sytuacji politycznej, jakkolwiek odnotowywały niekiedy spektakularne sukcesy wyborcze. Można jednak uznać, iż pośrednim sukcesem tych partii było wpisane do programów, np. przez partie CDU, CSU i SPD, a następnie przeprowadzone zaostrzenie przepisów azylowych. Obecnie spośród 51 tys. zorganizowanych i niezorganizowanych skrajnie prawicowych ekstremistów w Niemczech 70% należy do Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD), Niemieckiej Unii Ludowej (DVU) i partii Republikanów. Za zdeklarowanych neonazistów uchodzi 2,2 tys. osób zorganizowanych przeważnie w 150 tzw. Kamractwach (Kameradschaften). Neonaziści wydają własne pisma, kasety wideo, płyty kompaktowe z materiałami o treści narodowosocjalistycznej, organizują spektakularne przemarsze, koncerty oraz szkolenia propagandowe i militarne. Szczególnie ożywiona działalność brunatnych szeregów ma miejsce w nowych landach, dokąd po zjednoczeniu Niemiec udali się emisariusze z partii i organizacji zachodnioniemieckich. Wprawdzie w zachłyśniętym początkowo konsumpcją, zachwyconym nowym marginesem swobody oraz obietnicami „kwitnących krajobrazów” społeczeństwie nowych landów nie znaleźli oni zbyt wielu zwolenników kultu führera, Grossdeutschland i pragermańskich wierzeń i obrzędów, okazało się jednak, że obliczona na dłuższy okres strategia zmarłego kilka lat temu na AIDS jednego z czołowych ideologów neonazistowskich, Michaela Kühnena, zaczęła przynosić pewne plony. Kühnen, który nakazał czekanie na bardziej dogodny moment polityczny, tj. wzrost bezrobocia i niezadowolenia społecznego, za naczelne zadanie uznał „pracę u podstaw”, tj. prowadzenie inteligentnej propagandy i werbunku z wykorzystaniem trendów subkultury skrajnie prawicowej, tworzenie dobrze funkcjonujących i częściowo konspiracyjnych struktur organizacyjnych oraz rozbudowę bazy logistycznej i sieci łączności między poszczególnymi ugrupowaniami przy zastosowaniu najnowszych środków, np. telefonów komórkowych i Internetu. Obecnie ruchy te dysponują dobrze rozbudowaną siecią wydawniczą, wykorzystującą także tańsze możliwości druku i kolportażu za granicą, m.in. w Danii, na Ukrainie i w Czechach, prowadzą tam szkolenia z bronią i organizują mityngi. Ich program polityczny zamyka się w dążeniu do stworzenia czystych etnicznie Niemiec w granicach z roku 1937, szerzeniu nienawiści wobec przedstawicieli innych ras i kultur, w których dostrzegają przede wszystkim zagrożenie dla czystości etnicznej i kulturowej, konkurencję na rynku pracy i w zakresie świadczeń socjalnych. Najbardziej bulwersującym opinię publiczną efektem zwalczania obecności niepożądanych osób w nowych landach są tzw. Wyzwolone Strefy Narodowe, National Befreite Zonen (NBZ), skąd wypędza się je za pomocą terroru psychicznego i fizycznego, pobić, napadów i podpaleń. Specjalną sławę uzyskała tu brandenburska wioska Gollwitz, z której miejscowi ekstremiści przy zadowoleniu dużej części mieszkańców przegnali żydowskich emigrantów z Rosji i skutecznie zapobiegli ich powrotowi. „National Befreite Zonen stanowią również niektóre ulice we Frankfurcie nad Odrą, kluby młodzieżowe i restauracje, ale także wioski i osiedla na terenie nowych landów. Nie mają czego tam szukać cudzoziemcy, punkerzy, lewicowcy, Żydzi, inwalidzi, homoseksualiści, bezdomni i wszyscy inni, którzy nie są „niemieccy”. (…) Prawie nikt nie protestuje. Wyzwolone Strefy Narodowe stały się codziennością, akceptowane w milczeniu lub przy poparciu miejscowej ludności”, stwierdził nagrodzony za swe obiektywne reportaże i artykuły publicysta berlińskiego dziennika „Der Tagesspiegel”, Frank Jansen. Po początkowym bagatelizowaniu zagrożeń ze strony ruchów ultraprawicowych i nacjonalistycznych władze Republiki Federalnej uznają obecnie ich działalność za główne zagrożenia dla demokracji w Niemczech. Ich zaniepokojenie budzi przede wszystkim wzrost liczby aktów przemocy i rosnąca liczba młodocianych sprawców. W roku ubiegłym odnotowano 15.951 (w 1999 r. 10.073) czynów karalnych o podłożu skrajnie prawicowym, z czego 998 (1999 r. – 746) to akty przemocy. Tym samym liczba czynów karalnych wzrosła o niemal 60% w porównaniu
Tagi:
Andrzej Stach