Wyklikana miłość

Wyklikana miłość

Coraz częściej swoją drugą połówkę znajdujemy przez Internet Niekiedy dla zabicia czasu wchodziłam na czat. Tak podłączył się do mnie mój obecny mąż i wymieniliśmy numery gadu-gadu. Nie odzywał się przez dłuższy czas, więc w końcu to ja do niego napisałam – wspomina 20-letnia Ola, studentka drugiego roku doradztwa podatkowego. – Od początku starałem się ją poderwać. Flirtowałem z nią, chociaż mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będziemy razem – zdradza Witek. Ola i Witek są parą od września 2002 r. Dzięki sieci mogli się poznać, choć nie mieszkali w tym samym mieście. Dzieliło ich niemal 100 km, czyli odległość między Siedlcami a Warszawą. Z każdym dniem przybywa w Polsce osób, które w poszukiwaniu miłości rzucają się w otchłań cyberprzestrzeni. Nic dziwnego, rozbudowane serwisy randkowe, e-maile, czaty oraz komunikatory typu gadu-gadu lub IRC sprzyjają kojarzeniu par znacznie bardziej niż doświadczone swatki i profesjonalne biura matrymonialne. Przekonała się o tym 21-letnia Hanka – dziennikarka z Warszawy, która dzięki Internetowi poznała 24-letniego architekta Szymona. – To, jak się poznaliśmy z Szymonem, jest niesamowitym zbiegiem okoliczności, ale pewnie wszystkie internetowe pary mówią to samo – żartuje. – Założyłam swój profil na internetowych randkach, ponieważ szukałam informacji do audycji radiowej. Miałam się zorientować, jacy ludzie odpowiadają na takie ogłoszenia i co proponują – wspomina. Hanka nie szukała w Internecie partnera, a wszelkie propozycje spotkania odrzucała. Tylko raz pozwoliła sobie na niekonsekwencję w tym postanowieniu i jak mówi – było warto. – Szymon, który amatorsko robi zdjęcia, szukał w sieci nowej modelki. Napisał do pięciu dziewczyn z pytaniem, czy nie chciałyby mu pozować do portretów. Tylko ja odpowiedziałam. O dziwo, spontanicznie zgodziłam się też na spotkanie – wyjaśnia. Razem są już pół roku. Na wiosnę planują ślub. Gdyby nie Internet, małżeństwem nie byliby Magda i Marcin z Gdańska. Gdy się poznali, 27-letnia Magda studiowała polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim, o rok starszy od niej Marcin pracował w Niemczech jako finansista. – Trafiłam kiedyś na serwis randkowy i raczej dla zabawy zostawiłam tam swój profil ze zdjęciem. Nie szukałam męża, lecz nowych znajomości. Jakoś nie wierzyłam w małżeństwo z Internetu – zastrzega Magda. Jednak w profilu zaznaczyła, że interesują ją tylko poważne znajomości. – Przy okazji przeglądałam też profile panów. Ot tak, może jakiś fajny się trafi. Marcin napisał, że jest „niezłą partią”. Chciałam się przekonać, co to za partia, i wbrew swoim zasadom postanowiłam napisać do niego pierwsza – wspomina Magda. Dzięki sieci od dziesięciu miesięcy razem są również 27-letnia Iwona i 31-letni Grzegorz z Warszawy. Ona jest asystentką w biurze, on prowadzi własną firmę. – W sieci szukałam znajomych, bo studiowałam w Katowicach i po powrocie do Warszawy nie miałam nawet z kim pójść na kawę. A Grzegorz jest fanem poznawania kobiet przez Internet – wyjaśnia Iwona. Zderzenie światów Sieciowe flirty i romansy, aby przeistoczyć się w prawdziwą miłość, wcześniej czy później muszą przekroczyć bramy wirtualnego świata. Dla wielu par wyjście poza Internet oznacza koniec znajomości. Kluczowym momentem jest zwykle pierwsze spotkanie, na którym dochodzi do konfrontacji prawdziwej osobowości z wizerunkiem wykreowanym w cyberprzestrzeni. Hanka i Szymon nie czekali długo na ten moment. Jak mówią, tydzień, może nawet mniej. – Uważam, że szybkie spotkanie jest najlepszym rozwiązaniem. Przy dłuższej wirtualnej znajomości zaczyna powstawać zbyt wiele niedomówień. Często kreuje się też inną osobowość niż nasza prawdziwa – tłumaczy Hanka. Na miejsce spotkania wybrali Plac Bankowy w Warszawie. Tłum ludzi miał być gwarantem bezpieczeństwa. Choć wcześniej wysłali sobie zdjęcia, to na miejscu długo nie mogli się poznać. – Po jakimś czasie Szymon się przyznał, że kiedy na mnie czekał, jego uwagę zwróciła jedna dziewczyna. Żałował, że był umówiony, bo miał ochotę się z nią zapoznać. Zadzwonił więc do mnie i ze zdziwieniem stwierdził, że ta dziewczyna, która tak mu się podoba, to właśnie ja – opowiada Hanka. Poszliśmy na kawę, na spacer, na jeszcze jedną kawę… Cały czas rozmawialiśmy – dodaje. Na zdjęcia umówili się kilka dni później. Od tego czasu zaczęli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2005, 2005

Kategorie: Media