Wylęgarnia olimpijczyków

Pierwsze miejsce w rankingu „Perspektyw” przypadło I LO w Łodzi Granatowa marynarka z czerwonymi wypustkami – I Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika to jedyna szkoła w Łodzi, w której nosi się mundurki. Obowiązują od końca lat 60. Szyje się je tylko raz – po zdaniu egzaminu i przyjęciu do szkoły – tak by 1 września, na inauguracji, pierwszaki wystąpiły w marynarkach spod igły. Ambicją uczniów z klas starszych jest nadanie strojowi prawdziwie szpanerskiego wyglądu, co przychodzi po czterech latach, gdy jest już wyświechtany, przerabiany itd. Wtedy też kończy się jego żywot. Na maturę idzie się w nowych uniformach. Uczniowie, a może bardziej ich rodzice, wiedzą, po co startują do tej szkoły: spodziewają się, że da im porządne wykształcenie, zdobywane nie pod przymusem. I tak się dzieje. W kilka dni po opublikowaniu wyników rankingu, w piątkowe przedpołudnie, dyrektor Jan Kamiński zaprosił uczniów do sali gimnastycznej, aby odczytać oficjalne gratulacje. Po czym ogłosił radosną wieść: dzisiaj lekcji już nie będzie. Owszem, rozległy się oklaski… Ale gdy jakieś trzy kwadranse potem spotykam na korytarzach grupki uczniów i zagaduję, co tu robią, słyszę, że zaraz jest koło chemiczne. Ania (drugoklasistka) mówi bez krygowania się: „Ja to po prostu lubię. Mam sprecyzowane zainteresowania i uczę się z przyjemnością”. Wśród uczniów innych łódzkich szkół panuje głębokie przekonanie, że w „Koprze” są same kujony, skoro „jedynkowicze” wygrywają na międzynarodowych olimpiadach chemicznych (w ubiegłym roku w Bombaju Michał Karbownik był na w pierwszym miejscu. W sumie wyróżniono trzech laureatów z Jedynki). Przy bliższym poznaniu laureaci okazują się skromnymi młodymi ludźmi, świadomymi, że sukcesy zawdzięczają nie tylko swoim talentom, ale i opiekującym się kołem chemicznym nauczycielkom: Stanisławie Hejwowskiej i Justynie Staluszce. Chemiczne tradycje są w Koperniku bardzo silne – jednym z najsłynniejszych nauczycieli tej szkoły był nieżyjący już profesor Karol Król. Wychowawca wielu olimpijczyków, twórca pierwszego autorskiego programu klasy chemiczno-biologicznej (wprowadzanego od 1989 r.), uwielbiany przez uczniów. Od chłopców przyłapanych na paleniu pobierał karne opłaty na odczynniki do pracowni chemicznej. Dziś ta świetnie wyposażona pracownia nosi jego imię. Jeszcze barwniejszą legendą jest „Blady” – profesor Janusz Boissé, nauczyciel geografii, postać zrośnięta z „Koprem” jak studniówka z maturą. Geografii uczył przez 36 lat, a przez 32 lata był komendantem szczepu harcerskich drużyn, które działały w szkole. Tak wielu harcerzy nie miała chyba żadna średnia szkoła w Łodzi, „Blady” organizował wspaniałe letnie i zimowe obozy. Był chimeryczny, w swoich bohaterskich opowieściach czasem konfabulował, obrażał się na nieuków (przy odpytywaniu z własności skał rzucał w stronę zapytanego ucznia – niecelnie zresztą – fragmentem rzeczonej skały), ale wszyscy mu tę gwałtowność wybaczali. Takie i inne wspomnienia pielęgnuje bardzo prężne Stowarzyszenie Wychowanków, które prowadzi też listę znanych absolwentów. Oto niektóre nazwiska: Bogusław Grabowski z Rady Polityki Pieniężnej, Jacek Saryusz-Wolski, były minister ds. integracji europejskiej, Michał Fajbusiewicz, autor słynnego programu „997”. Jest wielu lekarzy, prawników, naukowców. Poziom ten sam Chwila jest wyjątkowa, więc myśli się o szkole uroczyście. Ale jest i codzienność: dzwonki, praca domowa, klasówki, są i dwóje. Łatwiej w tej szkole umysłom ścisłym – humaniści przyćmieni są nieco blaskiem chemicznego, fizycznego i matematycznego geniuszu kolegów. Szkoła dba o swój wizerunek i stara się przyciągać najlepszych. Służą temu dni otwarte oraz prezentacje na targach edukacyjnych. Także do tego zadania zabrano się w „Koprze” niekonwencjonalnie. Pod wodzą prof. Liliany Szymańskiej, polonistki, oraz jednego z jej byłych uczniów, reżysera Piotra Włodarskiego, powstał fabularny film „O obrotach ciał niebieskich”. W epizodzie będzie można tam zobaczyć także dyrektora Kamińskiego. Samorząd szkolny natomiast wydał kalendarz zawierający „nieformalne” zdjęcia ciała pedagogicznego. Uwagę zwraca przede wszystkim uroczy bobas w beciku, jak dowiadujemy się z podpisu, późniejszy wicedyrektor. W pokoju nauczycielskim z pewnym niepokojem mówi się o reformie systemu edukacji. Zwłaszcza w odniesieniu do przyjmowanych w tym roku po raz pierwszy absolwentów gimnazjów. – Opracowujemy kryteria przyjęcia. Nie będzie przecież egzaminu. Nie możemy sobie pozwolić na obniżenie poziomu. Martwi mnie tylko jedno – mówi dyr. Kamiński – że nauka będzie trwała trzy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2002, 2002

Kategorie: Oświata