Wymazani i wstawiani

Wymazani i wstawiani

Kevin Spacey to ani pierwszy, ani ostatni aktor usunięty z filmu Kevin Spacey został najgłośniejszym aktorem tego roku. I to nie dlatego, że się pokaże w nowym filmie, wręcz przeciwnie. Reżyser Ridley Scott wyciął jego rolę ze „Wszystkich pieniędzy świata” i w miejsce Kevina wstawia właśnie Christophera Plummera. Wiadomo dlaczego – Spacey nie tylko przyznał się do wielokrotnego molestowania nieletnich, ale też oświadczył, że „resztę życia pragnie spędzić jako gej”. Gdyby został w filmie, o Oscarach można by zapomnieć, a bojkot ze strony publiczności byłby gwarantowany. Krach finansowy całej imprezy też. Kevin doczeka się więc nagłego zastępstwa, a przed nami rysuje się pytanie: jak takie posunięcie zakwalifikować? Tchórzostwo, oszustwo, skandal? Bynajmniej. Z przecieków wiadomo, że Spacey nie miał w kontrakcie klauzuli przyzwoitości, czyli zastrzeżenia, że można go usunąć z filmu, gdyby przekroczył prawo w obszarze przestępstw o charakterze seksualnym. Z tego więc paragrafu usunąć go nie można. Ale przecież zawsze można powiedzieć, że reżyserowi Scottowi – jak to kapryśnemu artyście – rola Spaceya z wtorku na środę przestała się podobać. Chociaż mówiono, że to materiał na trzeciego Oscara dla aktora. I sytuacja nie ma żadnego związku z „aferą Weinsteina”. Jakoś tak wyszło… Ani on pierwszy, ani ostatni. Wycięci na roboczo Rzućmy sprawę na szersze tło. Otóż to, co widzimy na ekranie jako gotowy film, okazuje się efektem licznych targów, awantur i przepychanek. Nigdy nie wiadomo, czym się zakończą. Z grubsza można je podzielić na te, do których dochodzi w ramach produkcji dzieła artystycznego, i na te, które dzieją się, kiedy film jest gotowy. Otóż wycięcie roli (aktora) z filmu samo w sobie to nic nadzwyczajnego. Weźmy reżysera Terrence’a Malicka. Zawsze musi mieć o wiele za dużo nakręconego materiału, z którego trzy czwarte beztrosko wyrzuca do kosza. Z filmu „Wątpliwości” (2012) wyciął Rachel Weisz i z pięcioro innych niezłych aktorów. Z „Drzewa życia” – Seana Penna, z „Cienkiej czerwonej linii” – Adriena Brody’ego. Aktorzy dowiadywali się, że w ogóle ich nie ma w filmie, pięć minut przed uroczystą premierą. Reżyser nie musi nawet się tłumaczyć, że postać nieźle wyglądała w scenariuszu, ale na planie wypadła fatalnie. Taka metoda twórcza i już. Charlie Chaplin w gotowym filmie zamieszczał tylko 30. lub 40. część nakręconego materiału. I nikt nie wnosił pretensji. Aktor stawia się na planie, wykonuje polecenia reżysera, odbiera w kasie forsę i do widzenia. U nas też nieraz się zdarzało. Rolę inteligenta menela miał zagrać w „Uprowadzeniu Agaty” (1993) Zbigniew Zapasiewicz, etatowy docent od Zanussiego. Wszystko było dogadane, a tu na planie okazuje się, że z Zapasiewicza, owszem, jest inteligent, ale w żadnym razie zmenelony. Po krótkiej, męskiej rozmowie Zapasiewicza się usunęło, a rolę przejął sam reżyser, Marek Piwowski. „Musiałem być przekonujący i dobrze ucharakteryzowany, bo nie wpuścili mnie na Dworzec Centralny”, wspominał. Reżyser i producent są od decydowania, co z nakręconego materiału ostatecznie znajdzie się w filmie. Ale czy na pewno tylko oni? Otóż nie. Bo i oni podlegają najrozmaitszym naciskom. W dwóch fazach – zanim film przybierze postać ostateczną i kiedy jest gotowy do wprowadzenia na ekran. Na obu etapach twórcy muszą się uginać, dostosowywać, znosić upokorzenia. Przypomnijmy co dziwniejsze naciski, jakim filmowcy ulegali na etapie produkcji. Obraz angielski „Niedobra pani” (1945) nakręcono jeszcze raz od początku, ponieważ główna bohaterka miała zbyt głęboki dekolt. Kiedy w Korei Południowej miały być wyświetlane „Dźwięki muzyki”, tamtejsi dystrybutorzy doszli do wniosku, że musical jest za długi i nużący. Znaleźli sposób – wycięli wszystkie piosenki. Znaczącą piosenkę wycięto też ze słynnego filmu „Kabaret” (1972) Boba Fosse’a, ale tylko z taśm przeznaczonych do wyświetlania w Niemczech. Chodziło o song „Tomorrow Belongs To Me”, śpiewany przez młodzież z Hitlerjugend. Obawiano się, że pieśń (niem. „Und Morgen die ganze Welt”) obudzi demony faszyzmu. Na filmowe wycinki wpływały też rozmaite lobby. Jeden z bohaterów amerykańskiego filmu „From This Day Forward” (1946) skarżył się: „Źle spałem poprzedniej nocy. To pewnie przez te dwie kawy, które wczoraj wypiłem”. Nożyczki poszły w ruch na wniosek importerów kawy z Brazylii. Kiedy Amerykanie kręcili w Meksyku „Dzielne byki” (premiera w 1951), tamtejszy rząd

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 48/2017

Kategorie: Kultura
Tagi: aktorstwo, filmy