Siedem lat trwało śledztwo, które miało wyjaśnić, co się stało z 248 mln zł klientów WGI i kto odpowiada za ich zniknięcie. Chyba nie do końca to się udało Zatrzymanie, oskarżenie i skazanie Bernarda Madoffa na karę 150 lat pozbawienia wolności zajęło władzom amerykańskim sześć miesięcy. Największy w dziejach oszust, który dopuścił się nadużyć finansowych na kwotę 50 mld dol., miał pecha. Gdyby uprawiał swój proceder nad Wisłą, a nie nad rzeką Hudson, zapewne włos by mu z głowy nie spadł. Potwierdzą to wszyscy, którzy zetknęli się z działalnością prezesów i właścicieli Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. 12 września o godz. 9.30 w budynku Sądu Okręgowego w Warszawie przy al. Solidarności 127 odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie karnej przeciwko zarządowi WGI Dom Maklerski SA. Na ławie oskarżonych zasiedli panowie Łukasz K., Andrzej S. i Maciej S. Prokuratura zarzuciła im dokonanie malwersacji finansowych na kwotę ponad 248 mln zł. Grozi im maksymalnie 10 lat więzienia, lecz nie przypuszczam, by sąd okazał się tak nieludzki. Były kamery i mikrofony oraz niezbyt liczna reprezentacja pokrzywdzonych. Można odnieść wrażenie, że wszyscy chcieliby zapomnieć o tej przykrej sprawie. A przecież kiedyś było o niej głośno. O aferze WGI opinia publiczna dowiedziała się w połowie lipca 2006 r. W nocy z 12 na 14 lipca funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali Macieja S. i Łukasza K. pod zarzutem naruszenia interesów klientów poprzez nieprawidłowe zarządzanie ich rachunkami. Szacowano wówczas, że mogli oni narazić ok. 1,4 tys. osób na straty w wysokości ponad 450 mln zł. Podejrzewano też ich o przywłaszczenie 9,3 mln zł, 336 tys. dol. i 46 tys. euro. Początek końca miał miejsce 4 kwietnia 2006 r., gdy Komisja Papierów Wartościowych i Giełd cofnęła spółce WGI Dom Maklerski SA zezwolenie na prowadzenie działalności. Wśród 11 wymienionych wówczas nieprawidłowości znalazły się m.in.: wprowadzanie w błąd klientów w odniesieniu do stanu ich rachunków, brak nadzoru wewnętrznego i nieutrzymanie wskaźników finansowych na odpowiednim poziomie. Do 31 maja 2006 r. spółka miała czas na zamknięcie pozycji i rozliczenie się z osobami, które powierzyły jej pieniądze. Oczywiście do tego nie doszło, ci zaś, którzy ufali w talenty biznesowe złotych młodzieńców spod znaku asset management, mieli okazję odebrać pierwszą lekcję na temat, czym jest przedsiębiorczość zorganizowana, a następnie pocałować klamkę. Nierychliwa sprawiedliwość Dziś mało kogo obchodzi, co będzie się działo z właścicielami i prezesami WGI, bo sprawiedliwość wymierzona po latach nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. Przez siedem lat kompetentne organy prowadziły śledztwo, które miało wyjaśnić, co się stało z pieniędzmi klientów WGI i kto odpowiada za ich zniknięcie. Chyba nie do końca to się udało. Przy czym proces Łukasza K., Andrzeja S. i Macieja S. nie jest jedyny. 11 września br. w sali 43 Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli przy ul. Kocjana 3 o godz. 13.30 rozpoczął się proces przeciwko zarządowi spółki WGI Consulting. Wcześniej, 9 czerwca 2008 r., ten sam sąd skazał Barbarę Ł. za to, że jako prezes spółki WGI Financial bez wymaganego zezwolenia Komisji Papierów Wartościowych i Giełd wykonywała działalność polegającą na pośredniczeniu przy zbywaniu i odkupywaniu tytułów uczestnictwa zagranicznego funduszu inwestycyjnego, tj. o przestępstwo określone w art. 295 w związku z art. 32 ust. 2 Ustawy z dnia 21 maja 2004 r. o funduszach inwestycyjnych. W przeszłości pani Barbara była osobą znaną w wyższych kręgach towarzyskich stolicy. W Citibanku Handlowym jako CitiGold Executive samodzielnie nadzorowała obsługę ok. 1000 kluczowych klientów indywidualnych. W roku 2002 była współwłaścicielką spółki, która na polskim rynku reprezentowała jedną z największych wówczas instytucji finansowych świata, Wachovia Securities. Źli ludzie szeptali, że przechodząc do Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, „wyimpasowała” z Citi Handlowego liczne grono bogatych klientów. Dotychczas właścicieli WGI Dom Maklerski SA nie spotkały szczególne przykrości, co potwierdza tezę, że jako naród nie jesteśmy wyjątkowo mściwi. Żyli, pracowali, od czasu do czasu walcząc w sądach o dobre imię, wytaczali procesy tym, którzy ośmielili się twierdzić, że WGI była ordynarnym przekrętem. Swego czasu dziennik „Rzeczpospolita”
Tagi:
Marek Czarkowski