Przez 10 lat kilka kobiet z La Strady pomogło tysiącom dziewczyn zmuszonych do prostytucji Oksana miała 23 lata. Dziewczyny mówią, że była śliczna. Pracowała na wylotówce z Warszawy. Żeby wyrobić normę, musiała obsłużyć ok. 20 klientów dziennie. Rano dostawała prezerwatywy, chusteczki i butelkę wody. Sutener co jakiś czas robił rundkę, żeby nie uciekła. Jeśli nie wyrabiała normy, „opiekun” brał ją na kolację do przydrożnego baru (liczył jak za najlepszą restaurację) i wiózł z powrotem na trasę. Gdy zachorowała na raka, wyrzucił ją na ulicę. Trochę żebrała na dworcu. Ludzie zainteresowali się nią, gdy zemdlała. Jeszcze kilka dni żyła w hospicjum. Stana, Lena, Irena, Joanna… Były jedynymi osobami na jej pogrzebie. Gdyby nie udało się im ustalić jej tożsamości, zostałaby pochowana jako nikt. – Jeśli jesteś cudzoziemką pracującą w Polsce jako prostytutka, jesteś gorsza niż pies. Psu w Polsce nie daliby zasłabnąć na dworcu – mówi Stana. Media często dzwonią do niej, prosząc o spektakularne akcje. Wtedy ucina: – Nie jesteśmy Bondami w spódnicy i nie wyręczamy policji, straży granicznej ani prokuratury. My ustalamy, gdzie potrzebna jest interwencja. I czy dziewczyna jej chce. Bo nie jesteśmy Armią Czerwoną, żeby wyzwalać kogoś na siłę. Dobrowolna prostytucja to nie nasza sprawa. Nikt z ulicy nie trafi pod ten adres. Ostrożność to najważniejsza zasada. Wchodzą przecież w drogę bezwzględnym, zorganizowanym przestępcom. W biurze na poddaszu pewnej warszawskiej kamienicy ciągle dzwoni telefon. – Mamy nową dziewczynę. Zaginiona Agata Z., rocznik ’88. Raz dzwoniła do domu. Ojciec mówi, że była inna, dziwna – dziewczyna z działki operacyjnej przekazuje informacje. Nie mogę znać szczegółów. To dla bezpieczeństwa. Na ulotkach La Strady, Fundacji przeciwko Handlowi Kobietami, jest logo – pokręcona droga. Ostrzega, że nigdy nie wiesz, dokąd dojedziesz. Właśnie mija 10 lat, odkąd kilka kobiet w różnych miejscach Polski przeczytało ogłoszenie w gazecie, że Holenderki chcą założyć tu jeden z oddziałów. To historia o kobietach La Strady. Jest ich 12. Sześć na pierwszej linii frontu. Rocznie pomagają ok. 250 sprzedanym kobietom, dwie trzecie to Polki. Kim są i jak odkręcają drogi tych, które nie dojechały do „rewelacyjnej pracy na Zachodzie”? Znów dzwoni telefon. Potrzebny jest szybko któryś z wolontariuszy w Zielonej Górze. Dziewczyna uwolniona po kilku miesiącach z domu bez okien ma kryzys. Koszmary często wracają. Wolontariusze są w każdym dużym mieście, nazywa się ich Żonami Zaufania. Jestem gdzieś w Niemczech Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień. Na te miesiące przypada 80% telefonów. I przed świętami, gdy bliscy czekają na córkę, matkę, narzeczoną, a ona nie przyjeżdża. Odkąd Polska weszła do Unii, telefonów do La Strady jest więcej. W 2003 r. było blisko 4,5 tys., od 2004 do czerwca 2005 r. już 10,5 tys. Opiekunki, kelnerki, sprzątaczki, hostessy. Choć z badań CBOS wynika, że powszechna jest u nas wiedza, że oferta „Sekretarka w Danii, język niekonieczny” może być podejrzana, co czwarta kobieta jest gotowa z niej skorzystać. Nie ma schematycznych rozmów, bo każda historia jest inna. Na przykład taka: „Jestem gdzieś w Niemczech, w apartamencie. Pilnują mnie. W tej chwili nikogo nie ma, ale ktoś może wrócić”. Trzeba reagować szybko. Najważniejsze pytanie: „Czego potrzebujesz?”. Żadnego moralizowania. Czasem dziewczyna nie chce tak po prostu rzucić wszystkiego i wracać. Jeszcze czeka na pieniądze. Właściciel interesu mówi, że odda, ale na razie zainwestował w reklamę. Suma jest tak duża, że nie chce rezygnować. Zwykle właściciel nie oddaje. Dominika Ambroziewicz, absolwentka resocjalizacji i keys managerka z telefonu zaufania, ustala szybko listę potrzeb. Pytań „Czy jest pani w prostytucji, czy się pani na to zgodziła, czy została zgwałcona, czuje więź emocjonalną ze sprawcą?” nie zadaje wprost. Mogą spłoszyć. Mówi, na co może mieć wpływ, na co nie. Kolejne pytania: kiedy będą mogły porozmawiać następnym razem, czy tylko ona będzie dzwonić. Jeśli można do niej, o których godzinach i jak się zwracać? Bo często odbiera się im nawet imię. – Jeśli może wyjść – opowiada Dominika – zastanawiamy się, dokąd może pójść, czy ma pieniądze, dokumenty, zna język. Jeśli boi się interwencji policji, nie musi zgłaszać, że przetrzymują ją siłą. Wtedy proponuję różne wersje, rozmawiamy, czy może
Tagi:
Edyta Gietka